Nie milkną echa śmierci Mateusza Murańskiego. Dlaczego 29-letni, młody, wysportowany mężczyzna umiera nagle, mając wiele planów na przyszłość? Śmierć zawodnika zdumiewa tym bardziej, jeśli wziąć pod uwagę, co mówił jeszcze kilka tygodni temu. – Jestem szczęśliwie zakochany, spełniam się w pracy i w życiu – mówił w rozmowie z serwisem internetowym.
Śmierć Mateusza Murańskiego wywołała lawinę spekulacji medialnych. Pomimo, że oficjalna przyczyna zgonu nie jest znana, niektórzy przedstawiciele środowiska związanego z walkami freak fightów sugerują, że Murański mógł przeżywać problemy z powodu hejterów internetowych.
– Słuchajcie to jest kolejna ofiara tak naprawdę hejtu w internecie – przekonuje na nagraniu na Instagramie Arkadiusz Tańcula, były rywal „Murana” i jego znajomy. W tym kontekście przywołał swoją rozmowę z Murańskim. – On mi po walce już mówił, że nie daje sobie rady z hejtem, że depresja, no i uciekł gdzieś tam w te używki – dodał.
Wielkie plany Murańskiego. To ogłaszał na kilka tygodni przed śmiercią
O hejcie wspominał też anonimowo przyjaciel Murańskiego w rozmowie z „Faktem”. Jednak najdziwniejsze w sprawie jest samo podejście zmarłego zawodnika. Nie tak dawno, bo jeszcze w połowie stycznia, podzielił się on odważnymi planami na przyszłość.
– W tym roku mam zamiar połączyć walki z graniem. Jestem zdrowy. Po walce z Bombą musiałem mieć chwilową przerwę od treningów, ale już wszystko wróciło do normy – mówił zaledwie kilka tygodni temu w rozmowie z serwisem internetowym Plotek.pl.
– Jestem szczęśliwie zakochany, spełniam się w pracy i w życiu – podkreślił. – Moja dziewczyna od wielu lat pracuje jako inspektor i pomaga zwierzakom. Jeździ do Ukrainy i na tyle, ile mogę, pomagam jej, bo jesteśmy również domem tymczasowym dla zwierzaków po przejściach. Otwieramy nawet swoje pierwsze małe schronisko – dodał.