Izabela Parzyszek bez śladu zaginęła na A4. Wcześniej miało zepsuć się jej auto. Czy jednak faktycznie tak było?
Izabela Parzyszek jest uważana za zaginioną. Kobieta jechała autostradą A4, by odebrać swojego ojca ze szpitala. Po drodze miał zepsuć się jej samochód. W ostatnim kontakcie ze swoim ojcem powiedziała, że nadal nie załatwiła lawety, więc mężczyzna poprosił o pomoc swoich znajomych.
Gdy ci przyjechali na miejsce zastali pojazd, ale kobiety już nie. W jego wnętrzu znajdował się natomiast telefon komórkowy Izabeli Parzyszek. Teraz „Fakt” podaje nowe informacje w całej sprawie i przedstawia ustalenia, z których wynika, że samochód 35-latki wcale nie musiał być uszkodzony.
– Zanim policjanci dojechali na miejsce, znajomi wysłani przez ojca kobiety uruchomili samochód i odjechali nim. Nie byłoby takiej możliwości, gdyby to policjanci dotarli wcześniej. Samochód musiałby zostać odwieziony na policyjny parking na lawecie i zabezpieczony do oględzin – powiedział w rozmowie z „Faktem” asp. sztab. Łukasz Dutkowiak z dolnośląskiej policji.
Dodatkowo, mąż zaginionej jest mechanikiem. Mężczyzna miał potwierdzać, że samochód był niedawno naprawiany i pozostawał sprawny. Kobieta pozostawiła pojazd na autostradzie, a sama zabrała z kolei biały plecaczek. Miała w nim m.in. dokumenty.