Arkadiusz Malarz, bramkarz Legii Warszawa, opowiedział o dramatycznym wypadku samochodowym, na który natknął się wraz z żoną. Golkiper „Wojskowych” uczestniczył w akcji ratunkowej.
Malarz opowiedział o całym zdarzeniu w rozmowie z serwisem sportowefakty.pl. Bramkarz Legii przyznał, że on i jego małżonka byli na miejscu tragedii, jako pierwsi – nie było jeszcze karetek ani policji.
Wracaliśmy z meczu z Zagłębiem Lubin i niedaleko naszego domu zobaczyliśmy zderzenie. TIR uderzył w toyotę yaris, ciała były porozrzucane na drodze. Koszmarny widok. Na miejscu byliśmy jako pierwsi – wspomina.
Czytaj także: Kulisy wypadku, przy którym pomagał bramkarz Legii. Nie żyją dwie osoby
Golkiper warszawskiego klubu przyznaje, że natychmiast rzucił się do akcji ratunkowej, jednak mimo to dwóch kobiet nie udało się uratować. Ruszyłem na pomoc, bo nie było jeszcze karetek ani policji. Trzeba było działać, ale nie udało się uratować dwóch pań. Dopiero potem dowiedziałem się, że zmarły – powiedział.
„Arek tracił dwa życia na rękach”
O wypadku, przy którym pomagał Malarz poinformowała jego żona, dziennikarka Canal+, Daria Kabała-Malarz.
Na dzień dobry przyda się dziś świeże powietrze… To w domu bywa czasem wyjątkowo gęste. Wracając wczoraj z pracy wiedziałam, że w najbliższych godzinach to nas właśnie czeka (Arek był, jest i pewnie zawsze będzie typem, który porażki analizuje w nieskończoność. Chcemy tego czy nie, żyjemy tym w domu wszyscy.). Życie postanowiło nam szybko przypomnieć, gdzie w hierarchii ważności jest praca. Najechaliśmy na koszmarny wypadek – napisała w serwisie Facebook.
Samochód osobowy wystrzelony w powietrze przez ciężarówkę, wypadające z niego kolejne ciała. W moim samochodzie nasze śpiące dzieci. Arek próbujący pomóc, reanimując tracił na rękach dwa życia… Pamiętajmy o rzeczach najważniejszych. I celebrujmy każdą chwilę z najbliższymi. Takiej niedzieli Wam życzę… – zakończyła swój wpis.
Wypadek w Lesznowoli
Do wypadku doszło w sobotę wieczorem w Lesznowoli. Toyotą yaris podróżowało pięć osób. Prowadził 24-letni mężczyzna, wiózł dwie kobiety w wieku 30 i 36 lat oraz dwóch mężczyzn w wieku 33 i 31 lat.
Z pierwszych ustaleń wynika, że toyota jadąca ul. Postępu od strony Bobrowca nie ustąpiła pierwszeństwa nadjeżdżającemu tirowi – informuje kom. Jarosław Sawicki z Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie.
Uderzenie kilkunastotonowego rozpędzonego tira było potworne. Niewielkie, lekkie auto nie zapewniło pasażerom odpowiedniej ochrony. Dwie kobiety zginęły na miejscu, mężczyźni trafili do szpitala – jeden z stanie ciężkim – podaje portal piasecznonews.pl.
Dziennikarze serwisu dodają również, że osoby podróżujące autem osobowym korzystały najprawdopodobniej z z usług jednej z firm transportowych.
źródło: sportowefakty.pl, Facebook, piasecznonews.pl
Fot. Wikimedia/Roger_Gor