Z finałowej rywalizacji w Konferencji Zachodnie ostatecznie zwycięsko wyszedł zespół Chicago Blackhawks. W meczu rozegranym dzisiejszej nocy zespół z „wietrznego miasta” pokonał Anaheim Ducks 5:3. Tym samym zapewnił sobie udział w 13. finale NHL w swojej historii.
W poprzednim sezonie oba zespoły odpadł z playoff po porażkach w siódmym meczu z Los Angeles Kings. Oba przegrały decydujące mecze na własnym lodowisku. Różnicą jest to, że Alec Martinez pogrzebał nadzieje „Jastrzębi” w dogrywce ostatniego spotkania serii rozgrywanego w United Center.
– To dla nas wielki krok, szczególnie patrząc z perspektywy tego gdzie byliśmy w zeszłym sezonie. Wtedy nie udało się nam wejść do finał ligi. Teraz mieliśmy kolejną szansę i nie chcieliśmy znów czuć tego samego – powiedział Partick Kane, napastnik Chicago Blackhawks.
Czytaj także: MŚ Czechy: Zwycięstwa faworytów, czekamy na półfinały
W tym sezonie, decydujące o awansie do finału spotkanie lepiej rozpoczęli hokeiści z Chicago. W 3. minucie meczu Patrick Kane wjechał do tercji prawą stroną, wycofał krążek do nadjeżdżającego Hjalmarssona, który strzelił na bramkę Andersena. Bramkarz „Kaczorów” odbił „gumę” wprost na kij Jonathana Toewsa, a kapitan ekipy z „Wietrznego Miasta” otworzył wynik spotkania. Prowadzenie swojego zespołu podwyższył strzelec pierwszej bramki w 12. minucie pierwszej odsłony. Zamek rozgrywany według charakterystycznego dla zespołów z Ameryki Północnej schematu „parasolki” pozwolił na oddanie strzału z okolic prawego koła bulikowego. „Guma” wpadła do siatki, tuż nad ręką interweniującego bramkarza.
W drugiej tercji gracze z Anaheim starali się szybko zdobyć kontaktową bramkę, jednak to ich rywale podwyższyli prowadzenie. Brandon Saad mocnym forcheckingiem zmusił obrońców rywali do błędu. Duncan Keith zatrzymał krążek w tercji ataku. Dopadł do niego Kane, zagrał na prawą stronę do Saad’a, a ten bez problemów zdobył dla swojego zespołu trzecią bramkę. Kolejne minuty przyniosły coraz większą przewagę „Kaczorów”. Jednak ich akcje nie stwarzały większego zagrożenia. Za to groźne kontry wyprowadzali zawodnicy Chicago Blackhawks. Jedną z nich na bramkę zamienił Marian Hossa, który dobił Strzał Brad’a Richardsa. Sędzia przed ostatecznym uznaniem bramki sprawdził jeszcze zapis video, gdyż słowacki napastnik skierował „gumę” do bramki nogą. Arbiter orzekł, że nie było to celowe kopnięcie. W38. minucie spotkania, pierwszego gola dla ekipy z Kalifornii strzelił Ryan Kesler. Podczas gry 4-4 zdecydował się na strzał z ostrego kąta. Źle ustawiony Corey Crawford nie zdążył z interwencją i po raz pierwszy w tym meczu kibice Anaheim Ducks mogli się cieszyć.
Drugi raz powód do radości swoim fanom dał zespół ” Kaczorów” swoim fanom w 12. minucie ostatniej odsłony spotkania. Ładnie rozegraną akcję trio Getzlaf-Maroon- Perry zakończył strzałem bez przyjęcia ostatni z wymienionych graczy. Nadzieję na wyrównanie praktycznie odebrał przeciwnikom Brent Seabrook, strzałem z okolic linii niebieskiej. W czasie gry swojego zespołu w liczebnej przewadze, mocnym uderzeniem zdobył piątego gola dla swojego zespołu i dał mu 3 bramkowe prowadzenie. Trener zespołu z Anaheim starał się jeszcze odwrócić losy meczu, wycofując bramkarza na 3. minuty przed końcem spotkania. Wynik meczu na 5:3 ustalił Matt Beleskey, 42. sekundy przed ostatnią syreną.
Całą serię trafnie podsumował Jonathan Toews: –Nie dali nam nic za darmo. Przez cały czas czuliśmy, że gramy ze świetną drużyną. To był niesamowity test dla obu zespołów. Zrobiliśmy wszystko żeby go wygrać.
Blackhawks zagrają w finałach po raz trzeci w ostatnich sześciu sezonach. Dwie poprzednie decydujące batalie zakończyli sukcesem, w 2010 i 2013 rok. Podobna serię w latach 1997-2002 zanotowali zawodnicy Detroit Red Wings. Początek zmagań o Puchar Stanleya w środę, na lodowisku Tampa Bay.