Jagr, Seguin, Malkin. Ci gracze byli bohaterami swoich reprezentacji w czasie meczów ćwierćfinałowych. Pierwszy pobił rekord, drugi ustrzelił hat-tricka, trzeci dał swojemu zespołowi zwycięstwo. W dodatku Amerykanie uporali się ze Szwajcarią dzięki wspaniałym 60 sekundom w drugiej tercji. Ćwierćfinały wyłoniły najlepsza 4 drużyn na czeskich mistrzostwach. Kolejna faza już w piątek.
Piorunująca minuta daje zwycięstwo USA
W pierwszym meczu ćwierćfinałów zmierzyły się zespoły USA i Szwajcarii. Helweci nie spisują się na tym turnieju najlepiej więc faworytem spotkania wydawali się podopieczni Todda Richarsda. Warto zaznaczyć, że Amerykanie w ostatnich latach przegrali 12 z 18 spotkań fazy play-off. W 2013 roku po świetnym meczu w Helsinkach pokonali Rosjan 8-3. Lepiej mecz rozpoczęli gracze Szwajcarii. Częściej utrzymywali się przy krążku. Hokeiści USA grali schematycznie, bez pomysłu. Do tej pory imponowali agresją i aktywnością. W pierwszej tercji tego brakowało. Pierwszy raz do poważnej interwencji zmusili Retto Berrę dopiero w 13 minucie spotkania.
Czytaj także: Przedostatni dzień fazy grupowej MŚ Czechy 2015
Wynik meczu otworzył do indywidualnej akcji Roman Josi. Szwajcarski defensor popisał się wyśmienitym zagraniem. Siedem minut przed zakończeniem tercji hokeista na co dzień występujący w Nashville Predators przejął krążek, wymanewrował obrońców i strzałem pod poprzeczkę dał swojemu zespołowi prowadzenie. Amerykanie otrząsnęli się dopiero po stracie bramki. W końcówce tercji gracze zespołu USA prezentowali się zdecydowanie lepiej. Wynik spotkania nie uległ jednak zmianie.
Druga odsłonę lepiej rozpoczęli Szwajcarzy, którzy od samego początku zaatakowali, chcąc podwyższyć prowadzenie. Na przeszkodzie stanął im jednak Connor Hellebuyck. Remis utrzymywał się do 11. minuty drugiej tercji. Wtedy do głosu doszli podopieczni Todda Richardsa. Najpierw Ben Smith zakończył akcję Jimmiego Vesey’a. Amerykanin oderwał się kryjącego go obrońcy i strzałem w kierunku dalszego słupka wyrównał wyniku spotkania. Po niespełna minucie było już 2:1 dla USA. Charlie Coyle zakończył zespołową akcję swojej drużyny. Stojąc przed bramką zmienił kierunek lotu krążka po strzale obrońcy – Setha Jonsa. Minutę gry, która zupełnie odwróciła przebieg spotkania świetnie podsumował asystent kapitana reprezentacji USA – Trevor Lewis: – To była świetna minuta w wykonaniu naszej drużyny. Udało nam się zespołowo wypracować sobie okazje, i co najważniejsze wykorzystaliśmy je.
Trzecia tercja była bardzo wyrównana. Obie drużyny szukały swojej szansy na zdobycie gola. Amerykanie chcieli podwyższyć swoje prowadzenie, Szwajcarzy szukali okazji do wyrównania. Cel udało się zrealizować zespołowi USA. W 51. minucie spotkania obrońca Jake Gardiner strzałem z nadgarstka zaskoczył szwajcarskiego goalkeepera. Doskonałą prace przed bramką Berry wykonał Andreas Lee. Końcówka spotkania to napór Helwetów. Niecałe 5. minut przed końcem Glen Hanlon wziął czas. Przedstawił swoim graczom schemat rozegrania akcji, ale jego podopieczni nie potrafili zrealizować założeń swojego szkoleniowca. Pod koniec spotkania z bramki zjechał Berra, a na jego miejsce wszedł dodatkowy zawodnik. „Helweci” rozpoczęli oblężenie amerykańskiej „świątyni”, ale nie zdołali posłać gumy do siatki.
Stany Zjednoczone – Szwajcaria 3:1 (0:1, 2:0, 1:0)
0:1 – Josi (13:04),
1:1 – Smith – Vesey, Arcobello (30:17),
2:1 – Coyle – Jones, Lee (31:14),
3:1 – Gardiner – Coyle (50:33).
Kanada jak burza. Znów gromi
Początek spotkania, zgodnie z przewidywaniami należał do Kanadyjczyków. Podopieczni Todda McLeana całkowicie zdominowali swoich przeciwników. Dość powiedzieć, że w całej tercji oddali 20 strzałów przy zaledwie 3 rywali. Reprezentanci ekipy spod znaku ” klonowego liścia” szybko udokumentowali swoją wyraźną przewagę.
Już w pierwszej minucie Brent Burns otworzył wynik spotkania. Sydney Crosby wprowadził krążek do strefy obronnej Białorusi i doskonale wypatrzył włączającego się do gry obrońcę. Burns zdecydował się na strzał bez przyjęcia, a uderzona przez niego „guma” wpadła do bramki nad ręką interweniującego bramkarza. Kolejny gola padł w 8. minucie pierwszej odsłony. Tyler Ennis wykorzystał perfekcyjne podanie spod bandy Tysona Barriego i strzałem z nadgarstka zaskoczył Lalanda. Następne trafienie to zasługa Ryana O’Reilly’ego. Kanadyjczycy przyjęli krążek w tercji obronnej podopiecznych Dave Lewisa. Strzelec gola podał do Burnsa na linię niebieską. Ten precyzyjna „wrzutka” pod bramkę znalazł najeżdżającego O’Reilly’ego, który sprytnie zmienił kierunek lotu krążka. Ostatniego gola w tej tercji zdobył Tyler Seguin. 10. sekund przed zakończeniem kary Białorusina, młody Kanadyjczyk przyjął krążek w okolicach bandy po prawej stronie bramkarza. Zdecydował się na strzał „z pełnego zamachu” w kierunku dalszego słupka. Zanim „guma” wpadła do siatki odbiła się jeszcze od słupka. Pierwsza tercja upłynęła pod znakiem całkowitej dominacji reprezentantów ekipy spod znaku „klonowego liścia”. Białorusini nie potrafili przeprowadzić żadnej składnej akcji. Za to Kanadyjczycy raz po raz udowadniali swoją przewagę.
W pierwszej minucie drugiej tercji do ataku rzucili się Białorusini. Ofensywna taktyka mogła przynieść efekt po błędzie bramkarza Mike’a Smitha. Kanadyjczyk wyjechał za bramkę, próbując złapać krążek. Nie zdążył, a „gumę” przejął zawodnik reprezentacji Białorusi i podał do nadjeżdżającego Kotitsyna. Jednak w porę ponownie w bramce znalazł się Smith. Zawodnicy reprezentacji zespołu spod znaku „klonowego liścia” poradzili sobie z naporem przeciwników i już w 4. minucie tej tercji podwyższyli swoje prowadzenie. Tyler Seguin otrzymał krążek od partnera z linii ofensywnej i strzałem przy bliższym słupku pokonał Lalanda. Trzeba podkreślić, że przy tym golu, białoruski goalkeeper mógł zachować się lepiej. Podopieczni Toda McLeana w dalszej części tej tercji całkowicie dominowali i kontrolowali wydarzenia na tafli. Spontaniczne wypady naszych wschodnich sąsiadów nie robiły na graczach za oceanu zbytniego wrażenia. Co więcej Kanadyjczycy rozgrywali swoje akcje w coraz bardziej koronkowy sposób, niekiedy bawiąc się z przeciwnikiem. Lekka dekoncentracja w ich szeregach poskutkowała karą za podcinanie dla Taylora Hall’a. Dwuminutowe osłabienie nie przyniosło żadnej zmiany. Tym bardziej, że pod koniec osłabienia Kanadyjczyków, na ławkę kar został odesłany Artur Gavrus. Kanonada strzałów na bramkę Kevina Lalanda trwała w najlepsze, co zakończyło się trafieniem w 32. minucie spotkania. Brent Burns precyzyjnie przymierzył z linii niebieskiej wyprowadzając swój zespół na 6-bramkowe prowadzenie. Kilkadziesiąt sekund później Białorusini stworzyli sobie dwie dobre okazje, ale żadnej z nich nie potrafili zamienić na bramkę. Dodatkowo, ten okres optycznej przewagi podopieczni Dave’a Lewisa zakończyli karą dla Kulakova, dając tym samym Kanadyjczykom szansę na poprawienie i tak znakomitego procentu wykorzystanych gier w przewadze. Tym razem jednak nie dali rady zdobyć gola, za to po chwili mogli stracić pierwszą bramkę w tym meczu. Z ławki kar wyskoczył Kulakov, podał do Kovyrshina, ale ten nie pokonał kanadyjskiego bramkarza. Po chwili ponownie groźną akcje przeprowadzili Białorusini. Najpierw Kostitsyn, a potem Andriej Stas nie znaleźli sposobu na pokonanie Smitha. W drugiej odsłonie więcej bramek już nie padło. Na odnotowanie zasługuje indywidualna akcja Sidneya Crosby’ego, który trafił w poprzeczkę. Ta tercja była bardziej wyrównana niż pierwsza co potwierdza statystyka strzałów(18-13). Wydaje się jednak, że Kanadyjczycy nie prezentowali w niej maksimum swoich możliwości.
Trzecią odsłonę nasi wschodni sąsiedzi rozpoczęli od gry w podwójnej przewadze, gdyż do Arona Ekblana odsiadującego karę nałożoną jeszcze w 2 tercji dołączył po 59 sekundach od rzucenia krążka Brent Burns. Białorusini nie dali jednak rady zdobyć gola. Grający w pełnym składzie podopieczni Todda McLeana znów przejęli kontrolę nad grą. Łatwo wchodzili do tercji obronnej Białorusinów i szukali okazji do podwyższenia prowadzenia. Białorusini odpowiadali sporadycznymi akcjami. Kanadyjczycy za sprawa Tylera Seguina podwyższyli prowadzenie w 51. minucie. Podanie spod bandy przeszło przez pole bramkowe. Do krążka doszedł zawodnik na co dzień występujący w Dallas Stars, a ten umieścił „gumę” pod poprzeczka bramki strzeżonej przez Lalanda. Dzięki trafieniu młody napastnik skompletował hat-tricka. Im bliżej końca meczu, tym wolniejsze było tempo gry i precyzja rozgrywanych akcji mniejsza. 8 gola dla swojego zespołu strzelił Ryan O’Reilly, który wykorzystał błąd białoruskiego bramkarza, dopadł do odbitego krążka i podwyższył prowadzenie swojego zespołu. Kolejną bramkę zdobył Jason Spezza. Kanadyjczyk pięknie zamarkował uderzenie z tzw. „klepy” i widząc bierność Kevina Lalanda wystrzelił z ostrego kąta, całkowicie zaskakując goalkeepera naszych wschodnich sąsiadów. Białorusini starali się nie stracić 10 gola, co ostatecznie im się udało. Niestety nie byli w stanie zdobyć honorowego trafienia.
Zespół prowadzony przez Todda McLeana po raz pierwszy od 2009 dotarł do półfinału. Przewaga Kanadyjczyków nawet przez moment nie podlegała dyskusji. Wyraźnie zdominowali swoich przeciwników. W kolejnym spotkaniu reprezentanci drużyny spod znaku „klonowego liścia” w półfinale zmierzą się ze zwycięzcą pary Finlandia – USA. Ciekawostką jest, że aż 13 graczy zwycięskiej drużyny zapisało się w protokole. Dodatkowo strzelec trzech goli Tyler Seguin w 2010 roku podczas inauguracji NHL w Europie w praskiej O2 Arenie strzelił swoja pierwszą bramkę w historii występów w najlepszej lidze świta. Widocznie lubi grać w tej hali.
Kanada – Białoruś 9:0 (4:0, 2:0, 3:0)
1:0 – Burns – Crosby, Hall (0:27),
2:0 – Ennis – Barrie, Muzzin (7:36),
3:0 – O’Reilly – Burns (10:15),
4:0 – Seguin – Spezza (17:28, 5/4)
5:0 – Seguin – Couturier, Muzzin (23:23)
6:0 – Burns – O’Reilly, Eberle (31:08),
7:0 – Seguin – Hall (50:51, 5/4),
8:0 – O’Reilly – Giroux, Savard (53:01),
9:0 – Spezza – (55:19).
Rosja wygrywa, Ovechkin przyjedzie na półfinał
Spotkanie drugiej drużyny grupy A (Szwecji) i trzeciego zespołu grupy B (Rosja) zapowiadał się pasjonująco. Oba zespoły od lat należą do światowej czołówki i toczą ze sobą zacięte boje.
Początek spotkania nie należał do zbyt porywających. W grze obu zespołów było dużo niedokładności. Podania często nie docierały do kolegów, a na lodzie dominował chaos. Doskonała okazja do wyjścia na prowadzenie rosyjskiego zespołu nadarzyła się w połowie pierwszej odsłony. Najpierw na ławkę kar został odesłany Danielsson, który odsiadywał karę za nadmierna ilość zawodników na lodzie. Po kilkudziesięciu sekundach dołączył do niego Elias Lindholm, który podciął Kovalchuka. Przewaga dwóch zawodników została przez Rosjan błyskawicznie zamieniona na gola. Malkin zagrał wzdłuż bramki do Mozyakina, a ten precyzyjnym strzałem z nadgarstka przy bliższym słupku zaskoczył Jhonasa Enrotha. Prowadzenie swojego zespołu podwyższył Shirkov, który wykazał się największym sprytem z zamieszaniu podbramkowym. Wcześniej krążek wymienili Tarasienko z Tikhonovem. Pierwszy z nich zdecydował się na strzał. Enroth odbił krążek, ale do gumy dopadł Tikhonov. Wnuk słynnego trenera zespołu Związku Radzieckiego, zagrał ją w kierunku bramki. Interwencja szwedzkiego bramkarza tylko na moment zapobiegła utracie gola, gdyż wspomniany Shirokov z najbliższej odległości wepchnął krążek do bramki.Półfinałowym rywalem Rosjan będą Amerykanie. To kolejne starcie-klasyk. Od czasu tzw. „cudu w Lake Placid” spotkania tych zespołów wzbudzają dodatkowe emocje. W rywalizacji o finał również ich nie zabraknie.
Pierwsza minuta drugiej odsłony zamiast ataków Szwedów przyniosła gola dla ekipy prowadzonej przez Olegsa Znaroksa. Evgenii Malkin otrzymał podanie na niebieską linię od Nikolya Kulemina i w sytuacji sam na sam pokonał Jonasa Enrotha precyzyjnym strzałem. Po chwili z bramki zjechał szwedzki bramkarz, a w jego miejsce wszedł Andreas Nilsson. Zespół ” trzech koron” próbował zdobyć kontaktowego gola. Po jednej z akcji pod bramką Bobrovsky’ego doszło do przepychanek, w skutek czego dwóch Szwedów i jeden Rosjanin zostali odesłani na ławkę kar. W liczebnej przewadze ekipa Sbornej oddała kilka groźnych strzałów, ale jej gracze nie znaleźli sposobu na pokonanie Nilssona. Dobrą okazję stworzyli sobie za to w 29. minucie spotkania podopieczni Para Martsa. Oskar Moller próbował zaskoczyć rosyjskiego bramkarza strzałem bez przyjęcia, ale Bobrovsky dzięki dobremu ustawieniu zapobiegł utracie gola. Determinacja drużyny „trzech koron” została nagrodzona podczas gry w przewadze. Po wygranym wznowieniu krążek trafił do szwedzkiego obrońcy. Ten wzdłuż linii niebieskiej przemieścił się na wysokość bramki rosyjskiego goalkeepera i precyzyjnym strzałem zaskoczył zasłoniętego bramkarza. Po tym golu mecz się zaostrzył, oba zespołu zaczęły szybciej rozgrywać krążek, częściej niż dotychczas strzelając na bramkę. Więcej dogodnych okazji stworzyli sobie Rosjanie, ale żaden z trojki: Tarasenko, Plotnikov, Tikhonov nie potrafili pokonać szwedzkiego bramkarza. W drugiej tercji kibice oglądali dobre widowisko. Mecz był zdecydowanie bardziej wyrównany niż w pierwszej odsłonie. Szwedzi nawiązali walkę, szukając swojej szansy. Ekipa „Sbornej” nie potrafiła podwyższyć swojego prowadzenie mimo kilku świetnych okazji.
Trzecia tercja rozpoczęła się od faulu Vladimira Tarasenko. Dzięki temu Szwedzi mogli założyć zamek i zdobyć bramkę kontaktową. Ta sztuka udała im się 44. minucie spotkania. Najpierw autor pierwszego trafienia dla ” trzech koron” odciągnął „gumę” wzdłuż niebieskiej linii i strzałem z nadgarstka próbował zaskoczyć Bobrowsky’ego. Z tym strzałem co prawda poradził sobie jeszcze bramkarz. Odbity przez niego krążek przejął jednak Oliver Ekman-Larsson i zagrał do Landera. Szwed spokojnie przymierzył i uderzeniem pod poprzeczkę pokonał rosyjskiego goalkeepera. Drużyna „trzech koron” po zdobyciu bramki kontaktowej starała się pójść za ciosem. Gra przeniosła się do strefy obronnej zespołu Sbornej. Zawodnicy prowadzeni przez Pera Martsa mocno natarli na swoich przeciwników. Bobrowsky raz po raz musiał popisywać się swoim bramkarskim kunsztem. Z pomocą przyszedł mu także słupek. Napór Szwedów w końcu przyniósł oczekiwany efekt. Po wyłuskaniu krążka w tercji Rosjan Anton Lander wrzucił go na bramkę Sbornej, a Loui Eriksson zmienił tor lotu krążka i „guma” między nogami bezradnego bramkarza wtoczyła się do „świątyni” Bobrowsky’ego. Odpowiedź zespołu prowadzonego przez Olegsa Znaroksa była natychmiastowa. Przechwyt krążka w swojej tercji, wyjście z szybką kontrą i gol. Jego autorem był Evgeni Malkin. Powtórki pokazały, że „guma”odbiła się od nogi Olivera Ekmana-Larsona i zaskoczyła Nilssona. Ostatni gol padł do pustej bramki. Szwedzi postawili wszystko na jedną kartę i wycofali bramkarza. Ten manewr nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Tarasenko przejął krążek w swojej tercji, uciekł kryjącemu go obrońcy i ustalił wynik spotkania.
Szwecja – Rosja 3:5 (0:2, 1:1, 2:2)
0:1 Moziakin – Małkin – Tarasienko 10:51 (w przewadze)
0:2 Szirokow – Tichonow – Tarasienko 16:01
0:3 Małkin – Kulomin – Biełow 20:48
1:3 Klingberg – Lander 31:01 (w przewadze)
2:3 Lander – Ekman-Larsson – Klingberg 43:36
3:3 Eriksson – Lander – Ekholm 54:45
3:4 Małkin – Moziakin – Kulomin 55:11
3:5 Tarasienko – Małkin 58:13 (pusta bramka).
Jagr daje awans Czechom
Czescy kibice liczyli, że ich ulubieńcy po raz kolejny awansują do fazy pucharowej na Mistrzostwach Świata. Za to Finowie w ostatnich 4 turniejach grali co najmniej w półfinale. Ostatni mecz na MŚ między tymi zespołami zakończył się zwycięstwem zespołu Suomi 3:0. Mecz w O2 Arenie obejrzał komplet widzów czyli ponad 17 tysięcy kibiców. Tym samym pobili rekord frekwencji zgromadzonej na wszystkich meczach turnieju, a trzeba pamiętać, że do rozegrania pozostały jeszcze 4 mecze.
Spotkanie zaczęło się od naporu Czechów. Niesieni dopingiem fanów próbowali od razu udowodnić swoją przewagę. Podopieczni Vladimira Ruzicki wygrywali pojedynki jeden na jeden i dzięki temu częściej utrzymywali się przy krążku. Czesi atakowali z większym animuszem, byli bardziej agresywni od swoich rywali. Przewaga w strzałach potwierdza dominację naszych południowych sąsiadów. Suomi mimo tylko trzech uderzeń także potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Pavelca. Większość z nich była jednak blokowana lub niecelna. W 9. minucie wynik spotkania otworzył Jan Kovar. Czescy fani oszaleli ze szczęścia gdy 24-latek strzałem z nadgarstka z wysokości kół bulikowych otworzył wynik spotkania. Istotną rolę przy tym golu odegrał Martin Erat, który doskonale wypatrzył nadjeżdżającego partnera. Napór Czechów poskutkował tym, że na ławkę kar trafił Aaltonen. Tym razem gospodarze turnieju nie potrafili zamienić okresu gry w przewadze na bramkę. Fanów zgromadzonych w O2 Arenie uciszył w 18. minucie Tuomo Ruutu. Fiński napastnik dopadł do krążka odbitego przez obrońcę, momentalnie odwrócił się w kierunku bramki i doprowadził do wyrównania.
Wystarczyło 3: 45 minut drugiej tercja, aby na prowadzenie po raz pierwszy wyszedł zespół Finlandii. Podopieczni Kari’ego Jalonena zdobyli drugą bramkę za sprawą Jussi Jokinena. Wcześniej strzał spod bandy odbił Pavelec, ale do „gumy” pierwszy dopadł kapitan reprezentacji Suomi. Jego strzał otarł się o interweniującego bramkarza, ale mimo próby obrony, krążek po woli wtoczył się do bramki. Od tego momentu zaczął się koncert w wykonaniu Jaromira Jagra. Każda zmiana do końca tercji, w której 43-latek był na lodzie kończyła się dobrą sytuacją do zdobycia gola dla naszych południowych sąsiadów. W 34. minucie Jagr wpisał się na listę strzelców. Na ławce kar przebywał jeden z Finów, a weteran hokejowych lodowisk wykorzystał swoje doskonałe ustawienie po bramką i strzałem z backhandu ulokował ” gumę” pod poprzeczką bramki strzeżonej przez Pekka Rinne. Tym samym zapisał na swoim koncie 5 gola w turnieju. Ta bramka zakończyła fantastyczną serię zespołu prowadzonego przez Kari Jalonena, którzy do tej pory nie stracili jeszcze bramki podczas gry w liczebnym osłabieniu. Finowie chcieli momentalnie odpowiedzieć na trafienie gwiazdy czeskiego zespołu. I właściwie im się to udało, na przeszkodzie stanął jednak sędzia. Mianowicie Hietanen skierował krążek do bramki, ale arbiter postanowił wcześniej odgwizdać przewinienie Petriego Kontioli. Minutę wcześniej Sobotka i Immonen zostali ukarani obustronną karą za nadmierna ostrość w grze. W związku z tym podopieczni Vladimira Ruzicki stanęli przed szansą gry w przewadze czterech na trzech. Wykorzystali ten okres rozgrywając krążek podobnie jak przy wcześniejszym trafieniu. Znów Voracek wrzucał ” gumę” do stojącego przed bramką Jagra. Różnica polega jednak na tym, że gracz na co dzień występujący we Florida Panthers odegrał krążek do partnera z zespołu. Jan Kovar nie miał najmniejszych problemów ze zdobycie bramki dającej naszym południowym sąsiadom prowadzenie.
Trzecia tercja zaczęła się od naporu Finów. Po niespełna 5.minutach tej odsłony Alexander Barkov zdobył wyrównującego gola. Doskonała wymiana krążka między Jokinen, a strzelcem gola zakończyła się strzałem młodego gracza. Precyzyjne uderzenie znalazło drogę do bramki nad barkiem Ondreja Pavelca. Co ciekawe Barkov jest zawodnikiem tego samego klubu co Jaromir Jarg. Zdarzały się spotkania, w których obaj zawodnicy byli ustawiani w jednym ataku. Po tym golu rozpoczął się okres wyrównanej gry. Wyrównanej nie znaczy nudnej. Oba zespoły były tego dnia usposobione ofensywnie, co sprzyjało atrakcyjności widowiska. Losy meczu w swoje ręce wziął -a jakże- Jaromir Jagr. W 56. minucie przechwycił podanie Fina, objechał bramkę i wpakował „gumę” do bramki, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie. Finowie z całych sił ruszyli na Czechów. Pod bramką Pavelca rozgrywały się „dantejskie sceny”. W polu bramkowym leżało kilku zawodników, a sędziowie nie przerywali gry. Szczęście było jednak tego dnia przy podopiecznych Vladimira Ruzicki. Finowie nie potrafili strzelić kolejnej bramki. Na 23. sekundy przed końcem wynik meczu ustalił Vladimir Sobotka. Po wznowieniu zdecydował się na strzał z własnej tercji, do opuszczonej przez Pekka Rinnę bramki. Krążek przeleciał całe lodowisko i trafił do siatki. W ten sposób wynik meczu został ustalony na 5:3 dla gospodarzy.
Jaromir Jagr poprawił swój rekord w ilości zdobytych goli w czasie jednego turnieju. Czesi zrewanżowali się za porażkę w zeszłorocznych Mistrzostwach Świata. Rywalem Czechów w półfinale będzie Kanada. Zapowiada się wspaniałe widowisko.
Czechy – Finlandia 5:3 (1:1, 2:1, 2:1)
1:0 Kovář – Erat – Klepiš 08:56
1:1 Ruutu – Kontiola – Lepistö 17:19
1:2 Jokinen – Lepistö – Donskoi 23:45
2:2 Jágr – Voráček – Kovář 33:51 (w przewadze)
3:2 Kovář – Jágr – Voráček 35:28 (w przewadze)
3:3 Barkov – Jokinen 44:24
4:3 Jágr 55:30
5:3 Sobotka 59:37 (pusta bramka)
Żródło: wMeritum.pl
Fot. pixabay.com