90 proc. mieszkańców woj. łódzkiego uznaje, że coraz więcej stanów definiuje się jako choroby. W chorobie co piąty badany oczekuje taryfy ulgowej od otoczenia. Kobiety częściej czują się chore, lecz rzadziej liczą na ulgowe traktowanie – wynika z badania UM w Łodzi.
Takie wyniki przyniosły badania dotyczące wiedzy i opinii mieszkańców Łodzi i regionu łódzkiego na temat medykalizacji, przeprowadzone przez dr Magdalenę Wieczorkowską, kierownika Zakładu Socjologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
„Z moich badań wynika, że aż 90 proc. badanych dostrzega, że w mediach poświęca się obecnie dużo więcej czasu problematyce zdrowia i choroby niż kilkanaście lat temu. Zauważają także większy wpływ medycyny na nasze życie niż w poprzednich dekadach” – podkreśliła socjolog.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Medykalizacja to przejaw rosnącego wpływu medycyny na nasze życie. Zdaniem dr Wieczorkowskiej może ona przybierać postać patologizacji, kiedy dany stan, zjawisko czy zachowanie czynimy chorobą. „Coś, co do tej pory było traktowane, jako normalne zachowanie, czy naturalny proces życiowy nagle zaczyna być traktowane, jako patologia medyczna, jest zaburzeniem, syndromem i zostaje poddane leczeniu” – dodała.
Innym przejawem medykalizowania życia społecznego jest nadzorowanie, kontrolowanie społeczeństwa poprzez różnego rodzaju wskaźniki czy mierniki. „Prosty przykład – kiedy robimy badania krwi i mamy podane normy referencyjne, które informują nas o tym, czy się w nich mieścimy, czy nie. Jak przekraczamy normę to jesteśmy definiowani, jako osoby chore i poddawani leczeniu” – mówiła.
Trzecim wymiarem medykalizowania jest ulepszanie i traktowanie ludzi zdrowych, jako potencjalnej grupy pacjentów, klientów placówek medycznych po to, aby uczynić ich jeszcze zdrowszymi. W tym przypadku przykładem może być chirurgia plastyczna.
„Chirurgia plastyczna nie zawsze jest chirurgią naprawczą, stosowaną do korekcji tego, co zostało zmienione pod wpływem choroby czy wypadku. Coraz częściej, staje się ona chirurgią spełniania pragnień. Ludzie korzystają z niej ponieważ znajdują u siebie jakieś mankamenty, zaś w świetle obiektywnych definicji są osobami zdrowymi. Mówiąc inaczej – takie osoby chcą być jeszcze zdrowsze, chcą się ulepszyć” – wyjaśniła socjolog.
Według niej, medykalizacja może być inicjowana oddolnie i odgórnie. We wczesnym modelu medykalizacji była ona głównie inicjowana odgórnie: to głównie lekarze mogli stwierdzić jednoznacznie, że dana osoba jest chora i nadać jej etykietę chorego. W tej chwili w nowym modelu zwraca się uwagę na tzw. nowych aktorów medykalizacji, którymi są m.in. sami pacjenci organizujący się np. w grupy interesu i domagający się uznania danego stanu za chorobę.
„To mogą być ruchy społeczne, różnego rodzaju stowarzyszenia i organizacje, ale niemałą rolę w tej chwili odgrywają media a także koncerny farmaceutyczne. Mówi się nawet (…) o dodatkowym procesie farmaceutykalizacji, czyli czynieniu czegoś stanem chorobowym, ale jednocześnie wskazywaniu, że istnieje farmakologiczne rozwiązanie tego problemu” – zaznaczyła.
Ekspertka przeprowadziła badania dotyczące wiedzy i opinii mieszkańców Łodzi i województwa łódzkiego na temat medykalizacji. Jak przyznała, przede wszystkim interesowało ją to, jak badani postrzegają ten proces, czy jest on widoczny i czy funkcjonuje w świadomości społecznej.
Z badań wynika, że aż 90 proc. respondentów uznało, że obecnie obserwuje się wzrost stanów definiowanych jako choroby. Taka sama grupa dostrzega, że w mediach poświęca się obecnie dużo więcej czasu problematyce zdrowia i chorób niż kilkanaście lat temu. Badani zauważają także większy wpływ medycyny na nasze życie niż w poprzednich dekadach. 90 proc. badanych czuje się także odpowiedzialna za własne zdrowie.
W sytuacji choroby 21 proc. badanych oczekuje taryfy ulgowej od otoczenia – kobiety częściej czują się chore, lecz rzadziej oczekują ulgowego traktowania. 70 proc. badanych przyznało, że tłumaczy się chorobą, by nie wykonać obowiązków domowych. Są tacy, którzy nie idą do pracy lub odwołują spotkania ze znajomymi.
„W zmedykalizowanym społeczeństwie łatwiej zaakceptować nam chorobę niż lenistwo, czy brak umiejętności. Stąd chętniej sięgamy po argument zdrowotny nawet, jeśli nie jest on prawdziwy. +Nie zrobiłem, bo byłem chory+ brzmi ładniej niż +nie zrobiłem, bo mi się nie chciało+” – podkreśliła dr Wieczorkowska.
Badanym podano także listę kilkunastu stanów i poproszono, by odpowiedzieli, czy są to dla nich choroby. 85 proc. badanych uznało za chorobę ADHD, zaś 30 proc. wskazało, że chorobą jest także fobia społeczna. Co piąty badany do chorób zaliczył łysienie u mężczyzn, 10 proc. homoseksualizm, a 6 proc. nieśmiałość.
„W badaniu celowo wykorzystano obiektywnie istniejące choroby, jak i stany +kontrowersyjne+ tj. łysienie czy nieśmiałość, a także stan odmedyczniony – homoseksualizm, który do 1973 r. traktowany był jak choroba. Później został skreślony z listy chorób, a teraz jest definiowany jako alternatywny styl życia. Niemniej jest odsetek społeczeństwa, w którego świadomości te problemy funkcjonują rzeczywiście jako obiektywne stany chorobowe” – podsumowała dr Wieczorkowska.