Gorzowscy policjanci musieli wybić szybę w aucie, bo w środku był kilkuletni chłopiec, który nie dawał oznak życia. Funkcjonariusze mieli informacje od świadka, że dziecko znajduje się w samochodzie już od dłuższego czasu. Na dworze panował kilkustopniowy mróz. Chłopiec był zmarznięty i trząsł się z zimna. Policjanci przynieśli 10-latkowi ciepłej herbaty i wezwali na miejsce pogotowie. Sprawą zajmie się sąd.
W sobotę (30 stycznia) po godzinie 18:00 do policjantów dotarła informacja o dziecku, które jest zamknięte w samochodzie na parkingu przed sklepem. Funkcjonariusze szybko pojawili się na ulicy Myśliborskiej.
Kobieta przekazała, że już dłuższy czas obserwuje fiata, w którym zauważyła dziecko. Czekała na opiekuna, ale nikt się nie pojawił, więc zdecydowała się poinformować o tym służby.
Dziecko nie dawało oznak życia
Funkcjonariusze próbowali nawiązać kontakt z chłopcem. Wielokrotnie pukali w szybę, bujali autem. Dziecko nie dawało jednak żadnych oznak życia. Funkcjonariusze stwierdzili, że nie można już czekać dłużej, bo na dworze panował kilkustopniowy mróz, a każda chwila mogła decydować o życiu i zdrowiu. Policjanci wybili szybę i otworzyli wychłodzony samochód.
Funkcjonariusze sprawdzili czynności życiowe malca. Po chwili na szczęście udało im się wybudzić chłopca. Był blady na twarzy, zmarznięty i trząsł się z zimna. Jeden z policjantów poszedł do pobliskiego sklepu, by kupić dziecku ciepłą herbatę.
10-latek powiedział, że przyjechał na zakupy z mamą. Sytuacja miała ciąg dalszy, bo w pewnym momencie kobieta pojawiła się przy swoim samochodzie. Twierdziła, że chłopiec w aucie został tylko na chwilę. Inaczej przedstawiała to osoba, która o całej sytuacji poinformowała policjantów. Na miejsce przyjechała załoga pogotowia ratunkowego, dziecko nie wymagało hospitalizacji. Matce grożą konsekwencje, bo informacje o tej interwencji trafią do sądu.
Źr. Lubuska Policja