COVID-19 jest znacznie poważniejszy niż grypa, śmiertelność z jego powodu jest znacznie wyższa – przypominają eksperci. Teraz jest czas, by przygotować się na jesienną falę pandemii – podkreślają.
Specjaliści mówili o tym na konferencji prasowej, na której przedstawiono raport pt. „Ścieżka diagnostyczno-terapeutyczna pacjenta z COVID-19”. Publikacja powstała z inicjatywy Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej.
Jak podkreślili, kluczowe jest uzupełnianie szczepień oraz odbudowanie systemu testowania, ponieważ w Unii Europejskiej zarejestrowano skuteczny przeciwwirusowy lek doustny na COVID-19, który można zastosować tylko do pięciu dni od wystąpienia objawów choroby potwierdzonej testem.
„COVID-19 w żadnym wypadku nie jest grypą. Jego śmiertelność jest i zawsze była dużo większa. Ogólna śmiertelność pacjentów hospitalizowanych z COVID-19 w Polsce od marca 2020 wyniosła 12,2 proc.” – powiedział prof. Jerzy Jaroszewicz, prezes Polskiego Towarzystwa Hepatologicznego, kierownik Katedry i Oddziału Klinicznego Chorób Zakaźnych i Hepatologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Powołał się przy tym na dane z ogólnopolskiej bazy SARSTER. Jak dodał, śmiertelność ta rośnie wraz z wiekiem i powyżej 80. roku życia wynosiła aż 34 proc. Z danych, które przedstawił wynika, że nawet w przypadku wariantu omikron śmiertelność ciągle jest wysoka, zwłaszcza u pacjentów z innymi schorzeniami, jak przewlekłe choroby płuc, cukrzyca, nowotwory, czy przewlekłe choroby układu sercowo-naczyniowego.
„COVID-19 jest chorobą ogólnoustrojową. Dotyczy wielu narządów, nie tylko płuc – są to odchylenia kardiologiczne, neurologiczne, zmiany zakrzepowo-zatorowe, wątrobowe, endokrynne, żołądkowo-jelitowe, nefrologiczne i dermatologiczne” – wymieniał specjalista.
Ekspert przypomniał, że z powodu COVID-19 na świecie zmarło ponad 6 mln osób. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w Polsce liczba ta wyniosła 116 tys. Jednak, jak podkreślił kardiolog prof. Krzysztof Filipiak, rektor Uczelni Medycznej im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, tak naprawdę w wyniku pandemii w Polsce życie straciło 200 tys. osób. Są to zarówno osoby, które zmarły z powodu COVID-19, ale też z powodu przeciążenia systemu ochrony zdrowia (tzw. zgony oboczne). „Pacjenci, którzy nie otrzymali na czas pomocy – nie mieli ścieżki diagnostycznej i terapeutycznej w chorobie nowotworowej, sercowo-naczyniowej, ponieważ pandemia przeciążyła system ochrony zdrowia” – tłumaczył specjalista. Podkreślił, że Polska znalazła się w pierwszej piątce krajów, które miały najwyższy wystandaryzowany współczynnik zgonów z powodu pandemii.
Dlatego, w opinii ekspertów konieczne jest przygotowanie się do jesiennej fali pandemii. „Obecnie jesteśmy w dołku epidemicznym, kiedy nie będzie tak dużo zachorowań. Teraz powinniśmy uzupełnić szczepienia” – podkreślił prof. Filipiak, Przypomniał, że w Polsce pełen schemat szczepień przeciw SARS-CoV-2 przyjęło 59 proc. społeczeństwa, a dawkę uzupełniającą – 31 proc. Tymczasem, średnia dla wszystkich krajów UE wynosi odpowiednio – 85 proc. i 65 proc. W jego opinii należy rozważyć, by w Polsce drugą dawkę uzupełniającą przyjmowała o wiele szersza grupa osób niż wynika z zaleceń unijnych – nie tylko osoby po 80. roku życia, ale na przykład po 75. czy 70. roku życia.
W Polsce słabiej jest też wyszczepiona grupa dzieci i młodzieży, dodał prof. Filipiak. „Mamy też co najmniej 2 mln uchodźców z Ukrainy, którzy są jeszcze gorzej wyszczepieni. Dlatego naszym kolejnym elementem przygotowania na jesień powinno być uzupełnienie szczepień uchodźców” – podkreślił specjalista.
Jak zaznaczył, istnieje też konieczność odbudowania systemu testowania na COVID-19. Wraz z ogłoszeniem końca pandemii zlikwidowano system testowania. W opinii prof. Filipiaka, w przypadku kolejnej fali konieczne jest przywrócenie tego systemu. Jest to ważne, dlatego, że zarejestrowany w UE skuteczny przeciwwirusowy lek doustny na COVID-19 (do stosowania ambulatoryjnego) można podać tylko osobie, która ma potwierdzone testem zakażenie SARS-CoV-2. Przypomniał, że nowy lek stanowi kombinację dwóch leków przeciwwirusowych – nirmatrelwiru oraz rytonawiru.
Prof. Jaroszewicz podkreślił, że podawanie tego leku ma sens do pięciu dni od wystąpienia objawów, ponieważ jest on skuteczny wówczas, gdy wirus się jeszcze namnaża. Lek można podawać w przypadku lekkiego i umiarkowanego COVID-19, gdy saturacja krwi tlenem nie spada poniżej 94 proc. Obniża to ryzyko hospitalizacji i powikłań choroby.
„Podawanie go zaleca się szczególnie tym osobom, które mają ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19” – powiedział prof. Jaroszewicz. Są to między innymi osoby po 60. roku życia, z otyłością, cukrzycą, przewlekłą niewydolnością oddechową, przewlekłą niewydolnością nerek, przewlekłą niewydolnością krążenia, z niedoborami odporności, immunosupresją.
Prof. Filipiak zaznaczył, że gdy przyjdzie kolejna fala pandemii COVID-19, są to grupy ryzyka, o które trzeba się najbardziej zatroszczyć. (PAP)
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autorka: Joanna Morga