Projekt WAMI to zjawisko niespotykane na hardrockowym podwórku. Kolaboracje trzech legend z młodzikiem dotychczas można było spotkać prędzej na scenach bluesowych niż na rockowych. Panowie Doogie White (Rainbow, Tank, Yngwie Malmsteen, MSG), Vinny Apice (Black Sabbath, Dio) i Marco Mendoza (Thin Lizzy, Whitesnake) zgodzili się połączyć siły z szesnastoletnim polskim gitarzystą – Iggym Gwaderą – pod szyldem WAMI. Udowodnili przy okazji wspólnie, że klasyczne, hardrockowe granie wcale nie umarło, jak się powszechnie sądzi. Dowodem jest efekt ich nagrań – płyta Kill The King.
Nie ukrywam, że z pewnym sceptycyzmem podchodziłem do słuchania tej płyty. Muzycy, poza White’m i Iggym, nagrywali swoje partie na odległość. Doświadczona trójka – powiedzmy sobie szczerze – lata świetności ma już za sobą. Iggy dopiero zdobył pierwsze szlify grając u boku Titusa w Anti Tunk Nun. Ponadto pojawiła się obawa, że będzie to płyta pełna gitarowych popisów Iggy’ego w stylu im szybciej tym lepiej, a pozostała trójka będzie sobie tylko przygrywać niczym grajki w restauracjach do kotleta. Nad produkcją pieczę trzymali bracia Cugowscy i Jarek Chilkiewicz (Bracia, My Riot). Tutaj też byłem niepewny efektu, bo choć wiem, że bracia Cugowscy są wierni klasycznemu rockowi, to jednak na swoich płytach mnie regularnie rozczarowują. Pomyliłem się jednak we wszystkim.
Czytaj także: Młody Polak wśród legend rocka - album WAMI - \"Kill The King\" nadchodzi
Otwierający Exodus (The Red Sea Crossing) na dzień dobry pokazuje, że będzie dobrze; klasyczny, dostojny, hardrockowy opener z riffem pokazującym, że Iggy nie będzie się bawić w gitarowe wymiatanie, tylko będzie grać konkretne dźwięki. Głos White’a brzmi mocno, soczyście. Sekcja rytmiczna z mocnym uderzeniem Appice’a uświadamia, że weterani podeszli do sprawy poważnie i dają z siebie wszystko. Spore zaskoczenie dla kogoś, kto nie wiązał większych nadziei z projektem WAMI.
Następny The Rider przynosi szybkie, przebojowe, hardrockowe wymiatanie. Panowie brzmią klasycznie, bez żadnych udziwnień. Podobnie kolejny kawałek Wild Woman (You Oughta Know). Podobny schemat: dobry riff, lekki popis Iggy’ego, zwrotka, refren, zwrotka, refren, solo, refren. Guardian Of Your Heart, jak sam tytuł sugeruje, przyniósł piękną rockową balladę z gościnnym wokalem Piotra Cugowskiego. Na One More For Rock ‘n’ Roll jest więcej miejsca dla sekcji rytmicznej, w której należy pochwalić Vinny’ego Appice’a, który swoimi partiami perkusji kilkukrotnie kradnie show Iggy’emu. W tym utworze na basie Marco Mendozę zastąpił Tomasz Gołąb (Bracia).
Heart of Steel i The Resistance ukazują metalowe oblicze WAMI. Young Blood to powrót do hardrockowego wymiatania. Ten kawałek to popis Iggy’ego. Demonstruje on słuchaczom mnóstwo zagrywek; sam utwór to taki rockers z balladowymi momentami, ale refren i chóralne zaśpiewy, wokół których śpiewa White, to istny majstersztyk. Get Out Of May Way potwierdza fakt, że nad tym albumem krążył duch lat siedemdziesiątych (te solo gitary Iggy’ego!).
Transition to mój ulubieniec na tej płycie. Utwór rozpoczyna galopada Appice’a, później dołącza zespół z doskonałym riffem Iggy’ego na czele, a Doogie White śpiewa jak natchniony. W tym kawałku mimo, że nagrywany na odległość, czuć młodzieńczą radość wszystkich muzyków wynikająca z grania, jakby cofnęli się o jakieś trzydzieści lat (poza Iggy’m, oczywiście). Pościelówę, czyli I Don’t Wanna Lose You , która zamyka płytę, mogli sobie panowie odpuścić.
Zaskoczenie przechodzące w autentyczną radość z słuchania – takie uczucia towarzyszyły mi w trakcie zapoznawania się z muzyką z debiutu projektu WAMI. Moje początkowe obawy okazały się niepotrzebne. Muzycy doskonale wiedzieli jak zadowolić słuchacza, chociaż sądzę, że zagrali to, na co mieli ochotę, nie oglądając się na aktualne trendy. Chwała legendom rocka, że zgodzili się zagrać z młodziutkim gitarzystą z Polski i nie potraktowali tego jako pańszczyznę, tylko zagrali tak, jak najlepiej potrafią; szczególne słowa uznania dla Vinny’ego Appice’a i Doogiego White’a. Brawo dla braci Cugowskich, którzy zadbali o porządną produkcję; brzmienie jest czyste, potężne, klasyczne. Słowa uznania również dla Metal Mindu, którzy objęli opieką cały ten projekt. Panowie z WAMI zapowiadają, że to nie koniec ich wspólnego grania, że jest szansa także na koncerty. Pozostaje im wierzyć na słowo i czekać niecierpliwie, bo Kill The King to kawał porządnego hardrockowego łojenia.
Foto: Metal Mind Productions.