Sięgając po biografie swoich idoli, oczekiwania są z oczywistych powodów ogromne. Za sprawą wydawnictwa Sine Qua Non na polskim rynku pojawiają się literackie sylwetki piłkarzy z zadowalającą częstotliwością, i to już od dłuższego czasu, ale dopiero teraz doczekałem się pozycji tak wyczekiwanej – biografii Raúla Gonzáleza, kapitana i legendy Realu Madryt. Tytuł „Raúl. Sekrety legendy” Ulisesa Sánchez-Flora brzmi jednak piękniej, niż jest w rzeczywistości.
Raúl był moim piłkarskim idolem i jeszcze długo nim pozostanie. Chociaż ma 37 lat, wciąż nie zawiesza butów na kołku – od 2015 roku będzie występował w amerykańskim New York Cosmos. Jego uporczywa walka z czasem o to, aby wciąż pozostać na boisku jest godna podziwu, ale jest też zgodna z całą dotychczasową karierą sportową Rulo. Widać to w książce Sánchez-Flora – jest to charakterystyczna cecha wieloletniego kapitana Realu Madryt; walczący do samego końca, niezmordowany tytan na boisku, który chce wygrywać za wszelką cenę, ale z zachowaniem sportowego ducha. Takiego też zapamiętali kibice i, przechodząc już do krytyki „Sekretów legendy”, powiedzieć trzeba, że autor żadnych nowości nie odkrywa. Niestety, zawiodłem się znacznie na biografii Raúla.
Jest ona przede wszystkim napisania nieskładnie, jakby opracowana na kolanie: zamiast klasycznego w tego typu publikacjach układu chronologicznego, Sánchez-Flor proponuje dość chaotyczny i słabo spisujący się w praktyce podział najpierw na karierę klubową, której poświęca kilka rozdziałów, następnie mówi o reprezentacyjnej przygodzie Raúla, odrywając ją od głównego toru opowieści. Szczególnie zdziwiony byłem faktem, jak bardzo skąpo autor nakreślił 16 sezonów El Capitano w Realu Madryt. Jeden rozdział to zdecydowanie za mało! O szczególną zbrodnię zaś zakrawa fakt, że niektóre sezony, które autor relacjonuje rok po roku (nazywając je gorliwie „kampaniami”) zajmują ledwo jedną stronę tekstu. Żeby tego było mało, Sánchez-Flor nie porywa czytelnika sposobem prowadzenia narracji ani językiem – oszczędny, kronikarski styl raczej usypia, niż zachęca do dalszej lektury. Zwykle jest to ten sam model: zmiana trenera, przyjście nowej gwiazdy, statystyki strzeleckie Raúla i ewentualne triumfy na szczeblu krajowym i światowym. Do tego prosty, toporny język w niczym nie ubarwia książki, przez co ma się wrażenie, że czyta się nieco ubarwioną wersję wikipedii. Autor czasami wręcz się ośmiesza, rozpoczynając niektóre rozdziały od wymyślonych dialogów (słabo zresztą zaaranżowanych), które według niego mogłyby tak wyglądać w rzeczywistości, bo… on przecież zna Raúla i pewnie tak dialog by się potoczył. A czy nie lepiej po prostu go o to spytać? Nie mówiąc już o takich drobnych skrótach myślowych, gdy w jednym miejscu mówi, że Rulo zdobył z Realem wszystko, po czym przy innej okazji pisze, że do pełnej puli brakowało mu Pucharu Hiszpanii. To wszystko stoi w znacznym kontraście z tym, co Sánchez-Flor pisze we wstępie: „znam go, chyba można tak powiedzieć, od podszewki”. Nie chcę mu tego odejmować – może faktycznie tak jest – ale w swojej książce tego nie pokazał. Odniosłem wrażenie, że nie umiał po prostu należycie tego przekuć na słowa.
Czytaj także: Wielogłosem o....: \"Anglicy na pokładzie\" - Matthew Kneale
Druga część książki (czyli około 100 stron) to obszerny rozdział Kim jest Raúl? Jego sekrety czyli coś, czego oczekiwałem najbardziej. Dla każdego fana kariera zawodowa to chleb powszedni, którego najadł się przed telewizorem i w internecie, doglądając poczynania swego idola. Lecz czytelnicy sięgają po biografie dla tych smaczków, których nie widać na boisku, dla rzeczy, które pozostają niewidoczne dla oka kamery i ucha postronnych słuchaczy. W części bezpośredniego autorstwa Ulisesa Sánchez-Flora sekretów i tajemnic jest jak na lekarstwo; ten rozdział natomiast to opinie o Raúlu, wypowiedziane ustami jego współpracowników: trenerów, prezydentów klubu oraz innych piłkarzy, którzy mieli okazję z nim pokopać futbolówkę. Dla mnie była to najciekawsza część książki, bowiem miałem szansę ujrzeć Raúla oczami bliskich mu osób, a niektóre z nich nie ograniczały się wyłącznie do wygłaszania superlatyw o bohaterze Realu Madryt. Znalazło się parę opowieści z szatni, chociaż czuć, że większość jego współpracowników przyjęło zasadę „co dzieje się w szatni, zostaje w szatni”. Myślę, że to też po części z powodu klarownego charakteru Raúla, który unikał medialnego szału i skandali, a także drapieżnego show-biznesu, do którego wciągnięci zostali sportowcy. Jako że sam piłkarz nie obdarowywał mediów swoim pozasportowym życiem, podobną postawę przyjęli również jego bliscy. I tak np. Iker Casillas bardzo oszczędnie wypowiedział się o swym wieloletnim partnerze z Realu, chociaż wydawałoby się, że wspólnych anegdot mają co niemiara.
Po lekturze „Raúl. Sekrety legendy” mam mieszane uczucia. Jest to książka napisana bez polotu i, według mnie, nieprzemyślanie. Nie uważam, aby dobrym pomysłem było odseparowywanie kariery reprezentacyjnej od klubowej, tym bardziej że wydarzenia na każdym z tych pól wpływały na losy Raúla jako piłkarza na światowym poziomie. Przez to ma się wrażenie, że narracja jest urywana i chaotyczna, nie składa się w silnie scementowany monolit, pomnik jaki powinien zostać wystawiony temu świetnemu piłkarzowi. Tytułowych sekretów jest niewiele i jasno muszę powiedzieć, że nie nasyciła mnie ta lektura wyczekiwanymi smakami; nie są one zresztą autorstwa Sánchez-Flora, bo najlepsze kąski przytaczają koledzy Raúla z boiska. Autor jedynie zbiera do kupy podstawową wiedzę o karierze madryckiej „siódemki”, która dla jego wielbicieli nie jest niczym nowym. Z drugiej strony biografia ta pobudziła we mnie czułe strony fanowskiej duszy, pozwalając na przypomnienie sobie fenomenalnych sezonów w wykonaniu tego piłkarza. Z radością odświeżyłem sobie najpiękniejsze bramki oraz pożegnania zgotowane przez jego wielbicieli w Schalke i Realu. Sánchez-Flor uchwycił również sportową sylwetkę Raúla udowadniając, że jest on idealnym przykładem do naśladowania dla juniorów, który chcą w przyszłości poświęcić się futbolowi. Jego niesamowita siła brała się z tego, że nie był nadzwyczajnym piłkarzem, jak obecnie Ronaldo czy Messi. Był jednak motorem napędowym swoich drużyn, a dzięki licznym kombinacjom na boisku był kameleonem, który świetnie dopasowywał się do stylu gry.
Niestety sumienie nie pozwala mi polecić tej książki fanom futbolu, a Realu Madryt i samego Raúla w szczególności. Nie wiem czy jest tak za sprawą marnych zdolności literackich czy skrajnego subiektywizmu, który nie pozwalał autorowi napisać porządnej, szczerej biografii; całkiem możliwe, że rozwiązanie tej zagadki leży gdzieś pośrodku. Zapewne fanatycy i tak po nią sięgną, ale podejrzewam że podobnie jak ja, zakończą ją niepocieszeni. Szczerze mówiąc, lepiej postać Raúla w czasach Realu Madryt uchwycił Phil Ball w świetnej książce „Real Madryt. Królewska historia najbardziej utytułowanego klubu świata”, gdzie jeden z rozdziałów zatytułowany jest Raúl Madryt. Książka Sánchez-Flora nie wypełnia brakującego miejsca na polskim rynku wydawniczym – wciąż oczekiwać będę rzetelnie napisanej biografii Raúla Gonzáleza Blanco.
Fot.: wsqn.pl