Lech Poznań zremisował w hitowym starciu LOTTO Ekstraklasy z Lechią Gdańsk 0:0. Podział punktów oznacza, że walka o tytuł obu ekip mocno się komplikuje.
Słoneczne, niedzielne popołudnie. Wokół INEA Stadionu w Poznaniu sielanka, gry, zabawy. Nic nie zapowiada, że niedługo odbyć się ma tutaj bitwa mogąca zadecydować o losach tytułu. Gdzieś wśród niektórych słychać tylko nieśmiale wypowiadane nazwy zespołów Ekstraklasy, czy terminarz, jaki czeka je w trzech ostatnich kolejkach. Lech zadanie miał proste – wygrać czwarty mecz na pięć w rundzie finałowej i zatrzymać Lechię, która ostatnie cztery starcia tej rundy kończyła bez straty gola.
Koleś jest niesamowity – wyciągnął swoich gości na mecz #LPOLGD @lechpoznan pic.twitter.com/l4sezHust4
Czytaj także: Polska Liga Hokejowa: Pierwsze zwycięstwo SMS-u, przerwany mecz w Bytomiu
— Jarosław Potarzycki (@Potarzycki) May 21, 2017
Lech już na początku dwukrotnie miał zbyt duży spokój w rozegraniu piłki w środku pola, co kończyło się niebezpiecznymi stratami. Ratować zespół Kolejorza zmuszony był raz Maciej Makuszewki, który w ostatniej chwili zablokował w polu karnym dośrodkowanie Rafała Wolskiego. W 13. minucie, pozornie po okazji dla Lecha – bo po rożnym – gospodarze mieli sporo szczęścia. Z błyskawiczną kontą ruszali lechiści, ale Volodymyr Kostewycz postawił wszystko na jedną kartę i z impetem „skasował” aktywnego od początku Wolskiego.
Potem w polu karnym w ogóle niekryty znalazł się Marcin Robak, ale nieczysto trafił w futbolówkę. Dobrą okazję miał też Radosław Majewski, ale on z kolei trafił prosto w Dusana Kuciaka. Szanse więc były, ale zmarnowane. Nie zmienia to faktu, że w porównaniu z meczem z Legią, gdzie lechici pierwszy celny strzał oddali… w 86. minucie, dziś można było liczyć chociaż na wspomniany strzał w środek bramki. Zadania ofensywne Kolejorzowi ułatwić nieco miała zmiana dokonana w Lechii – doświadczonego Jakuba Wawrzyniaka, któremu odnowiła się kontuzja mięśniowa, zmienił w 30. minucie Paweł Stolarski.
Tuż przed kończącym pierwszą połowę gwizdkiem postraszyć próbowali jeszcze biało-zieloni, ale po świetnie wyprowadzonej przez Wolskiego kontrze, pojedynek podbramkowy z Kostevychem przegrał Peszko. Pierwsza połowa pod względem emocji daleko odbiegała od rangi tego meczu, ale pod względem taktyki – jak najbardziej można było dostrzec, że mecz o pietruszkę to nie jest. Obie ekipy postawiły na piłkarskie szachy i wyczekiwały na okazję do zadania ciosu. Żartobliwi mówili, że obie drużyny „grają pod Legię”. W drugiej odsłonie musiało się to zmienić – remis nie zadawalał nikogo.
Początek to większa przewaga Lecha i jeszcze głębiej cofnięci przyjezdni. W 54. minucie dobrze rzut wolny bił Miahi Radut, piłkę główką przedlużył Tomasz Kędziora, ale piłka niewiele minęła prawy słupek bramki. Kilka chwil później gorąco było już drugiej strony – najlepszy w Lechii Wolski „objechał” czterech piłkarzy Nenada Bjelicy i gdyby nie Kędziora, piłka po jego strzale wpadłaby do siatki.
O ile Kolejorz większość meczu nie grał z kontry, to w 73. minucie dobrze taką wyprowadził Maciej Gajos. Dobry przerzut do Majewskiego, który był w polu karnym, skończył się jednak tylko nieporadną próbą dogrania piłki do Dawida Kownackiego, który razem z Darko Jevticiem pojawili się na boisku kilka chwil wcześniej. Na niemal pustą bramkę nie trafił minutę później Gajos. To była zdecydowanie najlepsza okazja w tym meczu.
Lech dalej był w naraciu, a to głównie za sprawą wspomnianych „Kownasia” i Jevticia. Obaj wnieśli wiele ożywienia w ofensywne poczynania Kolejorza. Ten drugi kreował niemal każdą akcję gospodarzy. W ostatnich minutach Lechii tak „zależało” na mistzostwie Polski, że grała już na czas. Pomimo nerwówki w doliczonym czasie, gdańszczanie wytrzymali napór na bramkę i wywożą z Wielkopolski jeden punkt. Punkt, który – choć o niego tak mocno walczyli – daje im niewiele. Obie drużyny zrobiły dziś swoją asekurancką grą prezent Legii, która swój mecz niedługo rozpoczyna w Białymstoku.
Już po meczu, zapytany przez nas o samopoczucie i dyspozycję Kostevych, zdołał wydusić z siebie jedynie kilka słów o trzech meczach w tygodniu, które to mają być przyczyną zmęczenia i takiego wyniku. Na Zachodzie nikt o takich wymówkach nie chce nawet słyszeć. Ci, którzy lubią po nie sięgać – jak widać – przyjeżdżają do naszej ligi.
W drużynie Lechii nikt tego typu argumentów nie używał, przeciwnie – z twarzy zawodników trenera Nowaka biło szczęście. Wywożą z trudnego terenu jedno „oczko”, nie skompromitowali się, a kibice żywiołowo dziękowali im po meczu. W Gdańsku, jak podkreśla prezes Adam Mandziara, o mistrzostwie się nie mówi. Temat ten pomija się tak bardzo, że nawet piłkarze zapomnieli już, o co tak naprawdę gra się na 3 kolejki przed zakończeniem sezonu.
Lech Poznań – Lechia Gdańsk 0:0
Źródło: inf. własna
Fot.: Jakub Komincz/wMeritum.pl