Tragiczny wypadek z udziałem polskich luksusowych samochodów, do którego doszło na Słowacji, wywołał ogromną dyskusję w całym kraju. Teraz postanowił przyłączyć się do niej Marcin Prokop, który na łamach Wirtualnej Polski doskonale podsumował zachowanie polskich kierowców.
Do tragicznego wypadku doszło w okolicy Dolnego Kubina na Słowacji. Polacy ścigali się luksusowymi autami łamiąc przy tym przepisy ruchu drogowego. W pewnym momencie wykonywali niebezpieczny manewr wyprzedzania i zderzył się z jadącym na przeciwko samochodem. Zginął kierujący nim 57-letni mężczyzna, a jego rodzina została ranna.
Wypadek wywołał ogromną dyskusję w całej Polsce. Bardzo cenny komentarz w całej sprawie zostawił Marcin Prokop, który na łamach Wirtualnej Polski przypomniał o mniej medialnych wydarzeniach, z którymi mamy do czynienia na codzień. „Zapominamy, że podobne dramaty rozgrywają się na polskich drogach codziennie, w ciągu roku odbierając życie kilku tysiącom osób. Tyle, że zamiast Ferrari i Porsche biorą w nich udział służbowe Skody, z których przedstawiciele handlowi wyciskają sotatnie soki, siedząc niecierpliwie na zderzakach innych aut” – napisał.
Doskonałym przykładem są tu zachowania, jakie łatwo można zaobserwować na autostradach. „Przepisowo sunące, grzeczne czerwone yariski, prowadzone jednak ręką tak niepewną, że potrafią zaskoczyć innych gwałtownym i niespodziewanym manewrem. Drogie, nowe, wyleasingowane beemki i merole, których kierowcy na autostradzie uznają, że wszystkie auta zajmujące lewy pas z prędkością niższą niż 180 na godzinę, robią to bezprawnie, więc należy zgonić je błyskaniem światłami, ewentualnie za wszelką cenę wyprzedzić po prawej, a następnie w ostatniej chwili wcisnąć się przed kogoś, zmuszając go do awaryjnego hamowania” – czytamy.
Zdaniem Marcina Prokopa, każdy kierowca, słysząc o takim wypadku, jaki zdarzył się na Słowacji, powinien zrobić własny rachunek sumienia. „W mojej ocenie, jako kierowcy, który przejeżdża wiele tysięcy kilometrów rocznie, największym problemem na polskich drogach jest nieprzewidywalność. Nie rozgrzeszam nikogo z łamania przepisów ale mniejszym zagrożeniem jest ktoś, kto w sprzyjających warunkach, typu pusta prosta droga, okazjonalnie przekracza prędkość, zachowując jednak zdrowy rozsądek i maksymalną ostrożność, niż drogowy cwaniak-psychopata, który skacze bez kierunkowskazów między pasami, wyprzedza poboczem, bus-pasem na podwójnej ciągłej, na trzeciego i tak dalej. Albo – dla odmiany – ambitny tirowiec, który koniecznie musi wyprzedzić jadącego o kilometr wolniej kolegę, znienacka wyskakując na lewy pas, bez przejmowania się tym, co widzi w lusterku” – napisał.
Dziennikarz podał również przykład amerykańskich dróg, gdzie wszystko wygląda zupełnie inaczej. „Sporo podróżowałem autem po USA. Tam, na autostradzie, mimo surowych przepisów, większość kierowców porusza się z nieco wyższą prędkością, niż dozwolona. Ale za to jadą względnie równo. Nie tak jak w Polsce, gdzie ktoś podróżujący zgodnie z przepisami czuje się jak zawalidroga, bo notorycznie poganiają go agresywni rajdowcy, chcący jechać dwa razy szybciej. W Stanach ktoś, kto zaburza płynność i przewidywalność ruchu, traktowany jest natychmiast jako potencjalny przestępca. Nie ma tam tolerancji dla zachowań, które w Polsce są normą” – czytamy.
Cały tekst można zobaczyć TUTAJ.
Czytaj także: Odra coraz poważniejszym zagrożeniem w Polsce. Problem napłynął do nas z Ukrainy?