Atak Rosji na ukraińskie okręty i wprowadzenie stanu na części terytorium Ukrainy wywołało poruszenie na całym świecie. Z każdej strony spływają komentarze do całej sytuacji. We wtorek sytuację z perspektywy rosyjskiej ocenił tamtejszy premier Dmitrij Miedwiediew.
W niedzielę wieczorem trzy ukraińskie okręty zostały zaatakowane w Cieśninie Kerczeńskiej. Dzień później Rada Najwyższa Ukrainy wprowadziła stan wojenny na terenach granicznych z Rosją. NATO wezwało Rosję do zwrotu ukraińskich okrętów oraz uwolnienia marynarzy.
Z kolei Rosja całą sprawę określa mianem prowokacji. Tamtejszy premier Dmitrij Miedwiediew wprost twierdzi, że cała sytuacja może mieć związek z zaplanowanymi na 31 marca 2019 roku wyborami. „Rezultatem prowokacji w Cieśninie Kerczeńskiej jest wprowadzenie stanu wojennego, co pozwala sprawującym władzę choć trochę prężyć muskuły i zwiększyć poparcie wśród ludności. Możliwe, że rozpatruje się też wariant maksymalny – rezygnację z przeprowadzenia wyborów” – powiedział.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Rosyjski premier twierdzi, że prezydent Ukrainy Petro Poroszenko nie ma szans na reelekcję. „Wszystko wskazuje na to, że przeprowadzono tę prowokację właśnie po to, żeby doprowadzić do konkretnych decyzji, korzystnych dla urzędującego prezydenta” – mówił.
Zdaniem Miedwiediewa, sytuacja, do której doszło w Cieśninie Kerczeńskiej, bardziej zaszkodzi Ukrainie niż Rosji. „Spowoduje to, a w każdym razie może spowodować poważne problemy dla gospodarki Ukrainy. I oczywiście nie poprawia stosunków między Federacją Rosyjską i Ukrainą” – powiedział.
Czytaj także: Ukraina: Wojsko prosi obywateli, by nie nagrywali działań armii
Źr.: Polsat News