Arkadiusz Milik po raz pierwszy opowiedział o napadzie, do którego doszło w nocy ze środy na czwartek. Jego słowa przytacza dziennik „Il Mattino”, który wcześniej jako pierwszy poinformował o całym zdarzeniu.
Do napadu na Arkadiusza Milika doszło w nocy ze środy na czwartek, gdy napastnik reprezentacji Polski i SSC Napoli wracał do domu. Za kierownicą samochodu siedziała jego narzeczona. Zawodnik wyjaśnił, że napastnicy czekali na nich przed bramą garażu. Byli zamaskowani i mieli kaski na głowach.
Gdy Milik wraz z narzeczoną dojechali w pobliże garażu, jeden z mężczyzn wycelował pistolet prosto w twarz zawodnika. Piłkarz SSC Napoli wyznał, że napastnicy nie powiedzieli ani słowa. Wyraźnie jednak wskazali, że zależy im na wysadzanym diamentami zegarku o wartości 27 tysięcy dolarów, który Milik miał na ręku. „Ten z pistoletem uderzył nim w zamknięte okno samochodu i nie wypowiadając ani słowa pokazał mi, żeby oddać mu zegarek” – wyjaśnia zawodnik.
Oczywiście piłkarz spełnił żądania napastników, a ci błyskawicznie odjechali. Arkadiusz Milik przyznał, że z powodu tempa i emocji nie jest w stanie podać żadnych szczegółów odnośnie napastników. Byli oni zresztą zamaskowani i nie powiedzieli ani słowa, prawdopodobnie dlatego, by nie zdradzić swojego akcentu.
Czytaj także: Arkadiusz Milik ujawnia kulisy napadu. \"Czekali na nas\
Sam Arek Milik przyznaje, że sprawcy napaści prawdopodobnie czekali na niego wiedząc, że rozgrywa on spotkanie w Lidze Mistrzów. „Nie sądzę, aby napastnicy mnie śledzili, ale sądzę, że czekali na mnie pod moim domem wiedząc, że gram mecz z Lidze Mistrzów” – stwierdził.
Czytaj także: Już w sobotę kolejna gala KSW. Karta walk „obiecuje” ogromne emocje!