PiS wygrało wybory do sejmików wojewódzkich, jednak w większych miastach partii rządzącej nie poszło już tak dobrze. Okazuje się, że ugrupowanie, któremu przewodniczy Jarosław Kaczyński zaliczyło spory nokaut także w jednej z mniejszych miejscowości. Mowa o Pucku położonym w województwie pomorskim.
O nietypowej sytuacji, do której doszło w Pucku pisze serwis wp.pl. Dziennikarze podają, że w mieście położonym w woj. pomorskim przegrali wszyscy kandydaci startujący z list partii rządzącej. Poległ kandydat na burmistrza, a także kandydaci na radnych. Oznacza to, że w rządzeniu miastem nie będzie brał udziału ani jeden polityków spod szyldu Zjednoczonej Prawicy.
W wyborach na burmistrza triumfowała dotychczasowa burmistrz, Halina Pruchniewska, która w głosowaniu uzyskała ponad 72% głosów. Pruchniewska startowała z własnego, lokalnego komitetu bez poparcia żadnej z większych partii politycznych. Jej rywal, kandydat PiS Marek Rintz, uzyskał zaledwie 11,51% głosów.
Czytaj także: NASZ WYWIAD #4. Dariusz Szczotkowski: Nie powinienem był tak się odezwać do Korwin-Mikkego. Ludzie weryfikują swoje poglądy
W rozmowie z wp.pl Rintz twierdzi jednak, że trudno nazywać Pruchniewską niezależną, ponieważ w jego opinii łączą ją silnie powiązania z Platformą Obywatelską. Kandydat PiS dodaje również, że on i jego koledzy przegrali, bo nie mieli wsparcia z góry, ani… z Kościoła.
„Pani burmistrz wcale nie jest niezależna. To Platforma. Tak jak i jej ludzie. Przegraliśmy, bo ludzie nie chcieli tego naszego PiS. Poza tym, nie było wsparcia z góry, ani agitacji w kościołach. Kupiłem sobie ulotki, mniej więcej prawda w nich była, a ludzie pani burmistrz wydrukowali biuletyn za pieniądze miasta” – powiedział kandydat partii rządzącej na burmistrza Pucka.
Rintz uważa również, że PiS przegrało w mieście także przez lokalne media, które – w jego ocenie – były wyjątkowo nieprzychylne jemu oraz jego partyjnym kolegom. Kandydat Zjednoczonej Prawicy uważa, że w pewnym momencie w mieście powstał silny, antyPiS-owski układ.
„Kiedyś za taką przegraną to na Sybir i kulka w łeb, ale teraz to mogę powiedzieć: Polacy, nic się nie stało. Wracam do prowadzenia kwiaciarni. Już nie będę startował” – mówi Rintz.
Czytaj także: Trzaskowski czy Jaki? Oto, jak głosowano… w aresztach śledczych