Polskie firmy wywalczyły dla siebie miejsce na światowym rynku, zdominowanym przez międzynarodowe korporacje. O tym, że spółki z naszego kraju, choć są mniejsze, to odnoszą sukcesy, świadczą chociażby statystyki eksportu, szczególnie w obrębie UE. W ubiegłym roku Polska odnotowała niemal 30 mld euro nadwyżki w handlu z krajami wspólnoty.
– Jeśli popatrzymy na bilans handlowy, czyli różnicę między eksportem i importem, to co prawda w ostatnim roku wynik był ujemny, -2,4 mld euro w obrotach handlowych, ale z Unią Europejską ta nadwyżka wynosi ponad 20 mld euro. To naprawdę bardzo dużo – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr hab. Jerzy W. Pietrewicz, wiceminister gospodarki i pracownik Instytutu Rynków i Konkurencji, Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie w SGH. – Japonia w 2014 rok w relacjach ze światem osiągnęła nadwyżkę w wysokości 20 mld euro.
Jak wynika z danych GUS, w ubiegłym roku nadwyżka wymiany z UE wyniosła dokładnie 28,8 mld euro i była większa o 4,3 mld euro niż rok wcześniej.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Pietrewicz podkreśla, że takie statystyki polskiego eksportu świadczą o tym, że polscy przedsiębiorcy znaleźli dla siebie miejsce na globalnych rynkach. Światową gospodarkę kontrolują międzynarodowe korporacje, który wyznaczają tempo i kierunek rozwoju. Niewielkim w porównaniu do nich rodzimym firmom nie jest łatwo, jednak Polakom udało się zdobyć udział w rynku.
Wiceminister gospodarki zwraca uwagę na to, że trudno jednoznacznie zmierzyć konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Jednak silna i wciąż poprawiająca się pozycja eksportowa jest jednym z ważnych wyznaczników.
– Można na to najprościej spojrzeć od tej strony, czy przedsiębiorstwo się rozwija, w jakim tempie, na jakich rynkach lokuje swoje produkty, czy na rynku krajowym, czy na rynkach zagranicznych, z jaką konkurencją musi się zmierzyć. Jeśli utrzymuje tempo wzrostu, jeśli wchodzi na kolejne rynki, to znaczy że jest konkurencyjne – wyjaśnia Pietrewicz.
Uzyskanie tak dużej nadwyżki handlowej w handlu z krajami UE jest niezwykle cenne. Jak zwraca uwagę Pietrewicz, europejska wspólnota to wyjątkowy rynek. Nie można go nazwać w pełni wolnym, bo dużą rolę odgrywają regulujące prawa konkurencji instytucje w Brukseli. Właśnie to unikalne połączenie gospodarki wolnorynkowej ujednolicenia rynku i kontrolowanego przez instytucje rozwoju okazało się sukcesem.
– Szereg procesów nie kształtuje się tutaj spontanicznie, tylko ma charakter regulowany czy kontrolowany – podkreśla Pietrewicz. – Jak na razie wydaje się, że zdaje to egzamin, chociaż tempo rozwoju Unii nie jest imponujące. Ale nie tylko PKB się liczy, lecz także poziom życia, satysfakcja obywateli i sposób zagospodarowania wolnego czasu. To wszystko jest niewymierne, ale ważne. Myślę, że Unia Europejska ma czym się pochwalić.
Pietrewicz podkreśla, że pod wieloma względami częściowo regulowana konkurencja wewnątrz UE daje największe szanse rozwoju oraz przynosi największą korzyść obywatelom. Bruksela dba o to, by w wyniku przetrwania tylko najbardziej konkurencyjnych firm nie powstały monopole, co mogłoby nastąpić według teorii ekonomicznej.
Równocześnie ograniczenia wolnej konkurencji w UE są na tyle niewielkie, że nie przeszkadzają firmom zwiększać efektywności alokacji zasobów. Jak podkreśla Pietrewicz, nie zawsze musi to skutkować najniższymi cenami. Największą zaletą takiej konkurencji jest utrzymanie cen na poziomie akceptowalnym przez klientów, a równocześnie przynoszącym oczekiwanie zyski przedsiębiorcom.
– Tam, gdzie mamy do czynienia ze wzrostem gospodarczy w warunkach stabilnych cen, możemy mówić o efektywnej konkurencji – tłumaczy Pietrewicz.