Dokładnie 11 lat temu, 2 lipca 2004 roku, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwalił ustawę o swobodzie działalności gospodarczej. Średnio była ona nowelizowana częściej niż 5 razy do roku. – Niestabilność prawa jest poważnym problemem dla polskich przedsiębiorców. Swoboda działalności gospodarczej zdecydowanie zasługuje na więcej legislacyjnego spokoju – postulują prawnicy z Klubu Jagiellońskiego.
W ciągu 11 lat „Ustawa o swobodzie działalności gospodarczej” nowelizowana była 62 razy. Tylko w tym roku mieliśmy już 5 nowelizacji. W 2011 roku ustawa nowelizowana była dwunastokrotnie, a w 2005 roku, czyli rok po jej wejściu w życie, dziewięciokrotnie.
– Część nowelizacji zawiera korzystne dla przedsiębiorców rozwiązania, ale z pewnością brak stabilności prawa w tak kluczowej dla rozwoju gospodarczego kwestii jak swoboda prowadzenia działalności jest zmorą polskich przedsiębiorców – zwraca uwagę Adam Zieliński, ekspert ds. prawa gospodarczego Klubu Jagiellońskiego. – Trudno o lepszy przykład, że mamy w Polsce ogromny problem z nadregulacją i niestabilnością prawa. Wiele z nowelizacji, zwłaszcza czynionych z inicjatywy Ministerstwa Gospodarki, miało na celu ułatwić życie przedsiębiorcom. Rzecz w tym, że nieustannie zmiany są jednym z największych utrudnień w prowadzeniu działalności – przekonuje.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
– Duże firmy, a zwłaszcza zagraniczne korporacje, stać na w pełni profesjonalną obsługę prawną, więc te zmiany nie są dla nich tak dużym obciążeniem. Tymczasem drobny polski przedsiębiorca nie może sobie pozwolić na stałe zatrudnienie prawnika czy systemową obsługę profesjonalnej kancelarii, która pomagałaby mu przystosowywać się do nieustannych zmian. W praktyce oznacza to, że inflacja prawa obniża konkurencyjność polskich firm względem zagranicznych korporacji. Niepokoi też chociażby liczbą wyłączeń i wyjątków od zasad kontroli przedsiębiorców – przekonuje Zieliński.
Marek Steinhoff-Traczewski, prawnik i dyrektor Poradni Obywatelskich Klubu Jagiellońskiego, zwraca z kolei uwagę na inny aspekt związany z ustawą. – Ustawa teoretycznie jest ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, a w rzeczywistości zawiera cały szereg przepisów dotyczących działalności regulowanej: koncesji, zezwoleń, wymaganych zgód i licencji – mówi prawnik. – Ta ustawa powinna być swoistą konstytucją praw i obowiązków przedsiębiorcy, tymczasem – jak pokazują statystyki nowelizacji – jest aktem bardzo niestabilnym i zawierającym wiele ograniczeń – przekonuje Steinhoff-Traczewski.
– Niestabilność przepisów o swobodzie działalności gospodarczej to tylko wierzchołek góry lodowej problemu inflacji prawa. Ustaw zawierających ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej i nakładających liczne obowiązki na przedsiębiorców są dziesiątki, jeśli nie setki. Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie do polskiego prawa dotyczącego regulacji gospodarczych zasady one-in, one-out – proponuje prawnik. – Zasada jeden za jeden oznacza, że wprowadzenie nowego przepisu nakładającego obciążenie lub ograniczenie dla przedsiębiorcy musi być połączone z usunięciem z porządku prawnego jakiejś innej regulacji o tej samej wadze. Z sukcesami jest stosowana w Kanadzie i Wielkiej Brytanii – przekonuje.
– Przypomnijmy, że jak wyliczyła jedna z firm doradczych, tylko w 2014 roku weszło w życie ponad 25 000 stron maszynopisu zawierających zmiany w prawie. To ogrom regulacji, których nie są w stanie śledzić nie tylko przedsiębiorcy, ale też administracja państwowa – podsumowuje Steinhoff-Traczewski.