Po pierwszych dwóch meczach finału Plus Ligi rozegranych w Rzeszowie, PGE Skra Bełchatów niespodziewanie prowadzi z Asseco Resovią Rzeszów 2:0 i jest już o krok od 8 tytułu mistrza kraju. O ile pierwszy mecz był bardzo emocjonujący, o tyle mecz numer dwa był rozgrywany całkowicie pod dyktando „pszczół”. Mecze w Bełchatowie, które mogą przesądzić o tytule mistrza Polski odbędą się w niedzielę i ew. w poniedziałek.
Każdy mecz, którego stawką jest mistrzostwo kraju, powoduje u fana siatkówki podwyższenie emocji i ciekawości kto zwycięży. Rywalizacja zespołów, które łącznie zdominowały rozgrywki Plus Ligi przez dekadę, też zapowiadała wielkie emocje. Jednak po tym dwumeczu odczuwamy ich lekki niedosyt. Skra pokazała kawał dobrej siatkówki, przez co postawiła siebie w bardzo komfortowej sytuacji przed meczami w Bełchatowie.
Czytaj także: PlusLiga: Świetny bój w Bydgoszczy dla gości!
Pierwszy mecz
Przed pierwszym meczem nie było wiadomo nic, jeśli chodzi o dyspozycje zawodników obu klubów. Było tylko pewne, że Andrzej Kowal nie będzie mógł skorzystać z Aleha Akhrema ze względu na jego kontuzję. Mecz rozpoczął się o godzinie 18.00. Jak to zwykle bywa na hali w Rzeszowie, kibice dopisali i wypełnili halę do ostatniego miejsca głośno dopingując swych zawodników. Pierwszy set pokazał, że mecz będzie się toczył do każdej piłki. Trwała bardzo wyrównana gra. Jedna jak i druga drużyna nie ustępowała kroku. W pewnym momencie bełchatowianie uzyskali lekką przewagę i utrzymywali ją aż do stanu 20:23. Wtedy to mistrzowie Polski powrotem wrócili na właściwe tory. Doprowadzając do wyrównania (24:24). Po bardzo emocjonującej końcówce „Sovia” przechyliła szalę zwycięstwa w pierwszym secie na swoją korzyść (31:29). Drugi set do drugiej przerwy technicznej wyglądał jak indywidualna walka o miejsce w kadrze Mariusza Wlazłego i Dawida Konarskiego. Jednak po drugim time oucie Skra uzyskała 5-punktową przewagę, którą utrzymała do samego końca(20:25). Trzeci set od początku do końca nie licząc małego przestoju (od stanu 3:8 do stanu 7:8 dla „pszczół”) należał do PGE Skry Bełchatów, która wygrała drugiego seta w identycznych rozmiarach jak pierwszego.
W czwartej odsłonie w ekipie Resovii szalał Johan Schoeps. Asseco kontrolowało seta, jednak w końcówce pozwolili, by serca ich kibiców biły mocniej tracąc kilka punktów z rzędu. Ostatecznie wygrali seta 25:22, doprowadzając do tie-breaka. Ostatnią partię fatalnie zaczęli gospodarze przez co przed zmianą stron na tablicy wyświetlał się wynik 2:8. Po drugiej stronie na moment zobaczyliśmy tą Asseco Resovię Rzeszów, która odwróciła losy półfinału z ZAKSĄ Kędzierzyn-Kożle. Rzeszowianie doprowadzili do stanu 6:8, jednak Skra ocknęła się w decydującym momencie nie dając odebrać sobie zwycięstwa w decydującej partii 12:15, a w całym spotkaniu 2:3.
MVP spotkania został szalejący na parkiecie Mariusz Wlazły, który w całym meczu zdobył 25 punktów.
Drugi mecz
Tak naprawdę to walka toczyła się w nim tylko w partii otwarcia. Od samego początku drużyna prowadzona przez Miguela Falasce narzuciła gospodarzom swój styl gry. Na pierwszą przerwę techniczną schodzili prowadząc 2:8. Jednak Resovia zaczęła systematycznie odrabiać straty, aż wyrównała stan seta (17:17). Ostatecznie po wyrównanej końcówce Wlazły atakiem zakończył seta
(24:26). Druga odsłona była w pełni kontrolowana przez Bełchatowian, którzy skończyli seta wynikiem 17:25. W ekipie z Bełchatowa znów szalał Mariusz Wlazły, natomiast grę rzeszowian starał się utrzymać Paul Lotman. W trzecim i jak się okazało ostatnim secie emocje mieliśmy tylko na jego początku. Później PGE Skra zdominowała całkowicie partię wygrywając ją do 15 i w całym meczu pokonując Asseco Resovię Rzeszów 0:3
MVP spotkania ponownie został Mariusz Wlazły.
Asseco Resovia Rzeszów – PGE Skra Bełchatów 2:3 (31:29,20:25,20:25,25:22,12:15)
Asseco Resovia Rzeszów – PGE Skra Bełchatów 0:3 (24:26,17:25,15:25)
Miejmy nadzieję, że rzeszowianie będą w stanie podnieść się po porażkach odniesionych u siebie, gdyż my, fani siatkówki spodziewamy się wspaniałego finału mimo, że wszystko zmierza ku końcowi.
Jednak już raz „Sovia” pokazała, że umie walczyć do końca, a jak mówi przysłowie „Historia lubi się powtarzać”.