Nie od dzisiaj wiadomo, że polska służba zdrowia nie funkcjonuje najlepiej. Miał nieprzyjemność się o tym przekonać pan Robert Mazurkiewicz, który musiał zapisać się na rehabilitację. Termin jaki usłyszał zwala z nóg. Okazuje się, że w jednej z placówek mógłby rozpocząć leczenie… w 2033 r. Sprawę opisuje „Fakt”.
Pięćdziesięcioletni pan Robert cierpi na napadowe bóle nóg, które niekiedy doprowadzają do utraty czucia. Lekarze nie potrafili mnie dokładnie zdiagnozować. Stwierdzili jednak, że to prawdopodobnie ma związek ze zwyrodnieniem kręgosłupa i najlepiej zrobi mi rehabilitacja w szpitalu. – wyjaśnia w rozmowie z „Faktem”.
Okazało się jednak, że nie jest to takie proste. Pan Robert postanowił wybrać renomowaną placówkę w Ustroniu Górskim. Nie wierzyłem własnym uszom, gdy usłyszałem, że proponuje mi się termin za 15 lat! Obdzwoniłem inne placówki, ale tam też kazano mi czekać od 6 do 8 lat. Ostatecznie znalazłem jeden szpital, gdzie dostanę się za półtora roku, dwa lata. – opowiada.
Jednak prawdziwą złość mężczyzny wywołała informacja o tym, że w tych samych placówkach można jednak rozpocząć rehabilitację praktycznie od razu, ale jest jeden warunek. Musi to się odbyć prywatnie za wysoką opłatą. Płaciłem składki 30 lat, to dlaczego teraz mam płacić z własnej kieszeni tak ogromne kwoty, żeby się na czas rehabilitować?! – denerwuje się.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Źródło: fakt.pl
Fot.: Wikimedia/Tomasz Sienicki