Na prywatnym lotnisku w Ułężu na Lubelszczyźnie doszło do bardzo groźnie wyglądającego wypadku. Śmigłowiec pilotowany przez kursanta runął w dół i rozbił się na płycie lotniska. Zdarzenie wyglądało bardzo poważne, ale zakończyło się dość zaskakująco, bo okazało się, że pilot prawie nie odniósł obrażeń. Skończyło się jedynie na zadrapaniach jednej ręki.
37-letni kursant odbywał w Ułężu kolejny lot w ramach kursu przygotowującego go do uzyskania uprawnień na śmigłowiec. Mężczyzna już wielokrotnie odbywał loty z tego lotniska, więc nic nie zapowiadało dramatu, który wkrótce miał się tu rozegrać.
Czytaj także: Pijany kierowca wjechał w grupę dzieci na podwórku. 11-latek doznał poważnych obrażeń
Na razie nie wiadomo, czy za wypadek odpowiada usterka maszyny, czy błąd kursanta. Wiadomo jednak, że śmigłowiec Robinson R-44 wystartował tuż po godzinie 14:00. Po chwili maszyna zaczęła się obracać, a ostatecznie runęła na płytę lotniska przewracając się na prawy bok.
Wszystko wyglądało naprawdę dramatycznie i istniała poważna obawa o życie i zdrowie pilota. Na szczęście okazało się, że 37-latek poza zadrapaniami łokcia praktycznie nie odniósł żadnych obrażeń. Samodzielnie zdołał wydostać się z rozbitej maszyny.
Wkrótce na miejscu pojawiły się służby. Strażacy zabezpieczyli miejsce katastrofy sprawdzając czy nie doszło do wycieku paliwa. Policjanci potwierdzili, że zarówno kursant, jak i instruktor byli trzeźwi. Odpowiednie służby wyjaśnią szczegółowo okoliczności wypadku.
Czytaj także: Znany dziennikarz sportowy napisał, co sądzi o szczepieniach. W komentarzach zawrzało
Źr. facebook; fakt.pl