Trzy razy na NIE. Nie ma w Europie litości dla orkiestry z Łazienkowskiej 3. Nikt w jury nie poznał się na talencie warszawskiej sekcji dętej, która po wspaniałym koncercie, porywającym całą widownię, musiała uznać wyższość Szkota, grającego na dziurawych dudach. Na nic protesty, krzyki, żale i… prośby. Polacy sami sobie winni, nie powinni wpuszczać do gry chłopaka w swetrze, kiedy całą resztę opatulały kamizelki.
Wyjątkowo nie dla nas w tym roku Liga Mistrzów. Choć może to i lepiej, grudzień zapowiadają srogi, nie warto ryzykować odmrożeniami na stadionie. A w domu więcej zobaczysz w TV, a i kapcie ciepłe.
UEFA odmówiła nam w tym roku trzy razy, przez co CAS wydał decyzję jedyną z możliwych. Pozostała już tylko walka o zadośćuczynienia i wyżycie się najpierw na Kazachach, a potem na każdym innym.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Po zwycięstwie w dwumeczu z Celticem, Legia jeszcze nie dostała się do fazy grupowej LM, aczkolwiek od wielu, wielu lat nie była jej bliżej. Niestety, trzeba przyjąć decyzję UEFA na klatę, tak w wypadku wysokich kar pieniężnych za race i inne sektorówki z podtekstami, jak i za zapominalstwo.
Błąd klubu? Ewidentny. Kara niewspółmierna do przewinienia? Całkowicie.
Nie lubią nas w europejskiej centrali. Z tymi biedniejszymi ze wschodu już tak jest, bo chyba nikt nie uważa, że czołowe kluby z topowych lig musiałyby tyle czasu latać za własnym ogonem? Niestety, Legia ani nie jest klubem z wyższej półki, ani nikt od nas nie sponsoruje Ligi Mistrzów.
UEFA w swojej stanowczości ośmieszyła się w oczach całego świata. Znacznie bardziej niż Legia. Swoją decyzją zaprzeczyła wszelkim wartościom sportu, jakie -wydawałoby się- są dla niej najważniejsze. Hasło Let football win całkowicie opanowało media społecznościowe, zostawiając spore ślady także w tych tradycyjnych. Beton, który powstał za zamkniętymi drzwiami w Nyonie, jest niezbyt miłym powrotem do tego, co mieliśmy w Polsce w latach poprzednich kadencji PZPN.
A sam Celtic? Również potrzebujący. Podupadły finansowo klub wie, co oznacza zastrzyk gotówki z miejsca, do którego dąży. W Warszawie jeszcze tego nie wiedzą. Mogą nie rozumieć narkomana, dla którego nabicie klubowej kabzy może być jedynym ukojeniem. W takich chwilach trudno pamiętać nawet o wartościach, którymi kieruje się przez tak wiele lat. Gdzie w tym wszystkim tak wielce eksponowane chrześcijaństwo z Celtic Park? Okazuje się niewygodne. Ot, po prostu zwykły upadek moralny. Klubu, nie kibiców. Oni wiedzą co się wydarzyło i jest im wstyd.
Kombinując dalej, założyć trzeba również, że w centrali przemyśleli dokładnie wszystkie możliwe scenariusze. Oni wpuszczą Legię, ta awansuje do fazy grupowej, żeby przez niesamowity zbieg okoliczności walczyć dalej w fazie pucharowej. A wtedy trzeba będzie jeździć na wschód. Konflikt Ukrainy z Rosją rozgrywa się wcale nie tak daleko od Warszawy jak, dajmy na to, z Glasgow. Po co narażać się na bliskość terenów walk?
Nie wystarczy dziś już wygrać 6:1 by dostać się do grona najlepszych. Nam nie wystarczy. W przyszłym roku grając o fazę grupową, dajmy na to z FC Barceloną i wygrywając 3:0, sędzia niechybnie dopatrzy się ugryzienia Suareza. Ugryzienia, po którym Urugwajczyk złamie sobie ząb. Walkower, dziękujemy, za rok też was wyrolujemy.
Nie chcą nas w swoim ekskluzywnym, europejskim gronie. Nic to, tak już bywa w rodzinie. W jej hierarchii jesteśmy jak adoptowany, kulawy pies ze schroniska, ślepy na jedno oko. Niby pożyteczny, bo powarczy na obcych, ale znajomym przecież nie pokażesz, bo wstyd. I co? Na łańcuch i do budy.