Trzeba oddać Tides From Nebula fakt, że między innymi dzięki nim właśnie, boom na post-rocka w Polsce wybuchł pełną parą co spowodowało, że się pojawiły bandy takie jak Besides czy Underfate, którego debiutancką płytkę zatytułowaną Seven mam przyjemność recenzować. Ten krążek to 50 minut solidnego post-rockowego czarowania na równym poziomie, niestety jednak bez fajerwerków.
Trzeba przyznać, że chłopakom raczej bliżej do kapel typu amerykański This Will Destroy You niż do Tidesów. Szczególnie widoczne jest to sposobie komponowania. Underfate zaczyna od spokojnych, niezwykle charakterystycznych dla gatunku spokojnych, melodyjnych dźwięków gitary, aż po mocne, dramatyczne riffy zagrane unisono na sam koniec. Wszystko to skąpane jest w pięknych klawiszowych tłach momentami mocniej wyeksponowanych, nadających kompozycjom ambientowy koloryt.
Może powyższy akapit jest pewnym uproszczeniem, jednak Underfate potrafi sięgnąć bo bardziej elektroniczne, ociekające brzmienia, jak w Handprint, który więcej ma ze współczesnego rocka progresywnego. Podobne odczucia możemy mieć w One Step Over, tam jednak końcówka jest typowa dla post-rocka. Konkretne ambientowe odjazdy mamy w OOBE (Out Of Body Experience). Podoba mi się ta zabawa stylami, nie zamykanie się na gitary, bas i perkusję. W Entanglement zespół potrafi z lekka przyłożyć metalowym mięchem, a we wspomnianym Handprint mamy konkretne prog metalowe akcenty. Muzyka Underfate jest przez to bogata formalnie, a zespół ma szersze pole do popisu.
Czytaj także: Millenium - \"In Search The Perfect Melody\" [recenzja]
Moimi faworytami są te subtelne, pełne powietrza, zmian barw, metrum, nastroju i z niezwykle charakterystycznym brzmieniem gitar dla post – rocka, kompozycje, jak otwierający płytę Merkury. Ulubionym jest zdecydowanie lekko ponad dziewięciominutowy Handbox, który wspaniale rozwija się, wychodząc od klawiszowej melodii, do której dodawane są kolejne elementy układanki. W połowie pojawią się te wspaniałe, przeszywające słuchacza dźwięki gitar i ten między innymi kawałek, powoduje, że Underfate z miejsca stają się zespołem z post-rockowej polskiej ekstraklasy, która jest coraz to bardziej liczna. Obecność w tym gronie potwierdza tym bardziej Way Out ze wspaniałą partią perkusji w środku.
Należy koniecznie dodać, że Seven to koncept; album o mężczyźnie, który budząc się po kilku latach śpiączki, nie wiedząc do końca czy jest we śnie czy na jawie, widuje postać kobiety, której nie może bliżej określić. Może niejasno się wyraziłem w powyższym zdaniu, szczerze mówiąc, nie miałem okazji poczytać fabularyzowanych opowieści do każdego z utworu, który znajduje się w książeczce – miałem przyjemność recenzować formę elektroniczną. Jednak czuć, że płyta stanowi pewną zamkniętą całość. Muzyka niesie sama w sobie treść.
Dodatkowo moje odczucia potęguje brzmienie. Solidne, równe, przejrzyste. Trzeba przyznać, że Underfate jak na razie są bardzo dobrymi rzemieślnikami, bo powiem szczerze, że płyta słuchana kilkukrotnie pod rząd potrafi się zlać w sposób, w którym ciężko odróżnić poszczególne kompozycje od siebie. Nie jest to zarzut, a raczej potwierdzenie, że materiał jest bardzo równy i należy się nad nim skupić, wsłuchać, odpowiednio się wgryźć, aby docenić kunszt i drzemiący potencjał w muzykach Underfate.
Dobry debiut. Może nie aż tak spektakularny jak Aura w przypadku Tides From Nebula, ale na pewno jest to początek kariery grupy, którą fani post-rockowych brzmień będą śledzić z należytą uwagą. W każdym razie – ja na pewno.