Serial związany z przelewem, którego na konto Wisły Kraków mieli dokonać nowi właściciele klubu, trwa w najlepsze. Dziennikarz Mateusz Miga wskazuje jednak, że w dłuższej perspektywy największym problem nie musi okazać się brak gotówki na koncie.
Saga związana z transferem, które dokonać mieli Vanna Ly oraz Mats Hartling, nowi właściciele klubu, trwa od kilku dni. Pierwotnie pieniądze miały dotrzeć na konto Wisły 28 grudnia, jednak, pomimo wcześniejszych zapewnień, nie stało się tak.
W sobotę popołudniu dziennikarze Piotr Wołosik i Marek Balawajder podawali, iż pieniądze faktycznie zostały przesłane, jednak bank zaksięguje je dopiero w poniedziałek.
Te informacje nieco uspokoiły znerwicowanych fanów „Białej Gwiazdy”. Niestety, już dzień później mieli oni okazję zestresować się po raz kolejny. Wszystko ze względu na oświadczenie wydane przez Wisłę Kraków. Z komunikatu wynika, iż Vanna Ly, nowy inwestor Wisły, miał „poważnie zachorować” podczas lotu przez Atlantyk. I to właśnie z tego powodu w ostatnich dniach nie było z nim żadnego kontaktu. Więcej na ten temat TUTAJ.
Vanna Ly ma akcje klubu
Mateusz Miga, dziennikarz, który doskonale orientuje się w realiach Wisły Kraków, opublikował na Twitterze wpis, z którego wynika, iż w dłuższej perspektywie największym problemem „Białej Gwiazdy” nie musi być brak przelewu. Miga podaje bowiem, że możliwe, iż Vanna Ly, który aktualnie – zgodnie z tym, co podano w klubowym oświadczeniu – walczy z chorobą, znajduje się w posiadaniu dokumentów akcji Wisły Kraków.
Kilkadziesiąt minut później Miga zamieścił kolejny wpis, w którym poinformował, iż według jego informacji dokumenty akcji klubu mogą znajdować się w jednej z kancelarii adwokackich na terenie Polski.
Na ten moment nie wiadomo jednak, gdzie dokładnie znajdują się wspomniane dokumenty. Cała sytuacja potwierdza jednak, że zamieszanie z nowymi właścicielami klubu przybiera coraz bardziej komiczną postać.