Mieszkańcy ośmiu bloków na warszawskim Ursynowie przeżyli szok, gdy zobaczyli rachunki za odbiór odpadów. To kara za brak ich segregacji.
Segregacja to dziś obowiązek każdego Polaka. Regulują to odpowiednie przepisy. W przypadku gdy odpady nie są segregowane, gminy mogą nakładać na swoich mieszkańców kary w postaci wyższych opłat za odbiór śmieci. Wynika z uchwał przyjętych przez np. radę miasta czy dzielnicy, jeżeli mówimy o dużych metropoliach.
O tym, że to nie czcze gadanie przekonali się mieszkańcy ośmiu bloków na warszawskim osiedlu Ursynów. W przypadku zabudowy wielorodzinnej prawo jest dość surowe. Mówi bowiem o to, że wystarczy, iż jedna osoba nie będzie segregować odpadów, a wtedy pozostali zapłacą więcej.
„Gazeta Wyborcza” opisuje sprawę spółdzielni mieszkaniowej „Imielin” na warszawskim Ursynowie. Chodzi o bloki przy ul. Miklaszewskiego, Warchałowskiego, Wasilkowskiego oraz Hirszfelda.
Nie segregowali śmieci. Otrzymali gigantyczny rachunek
„GW” podaje, że urzędnicy zdecydowali, iż za odbiór odpadów z tych bloków należy się opłata karna. W Warszawie, w przypadku braku segregacji, obowiązuje dwukrotność podstawowej stawki. W zaistniałej sytuacji na Ursynowie płatnikiem jest spółdzielnia, która musi pobrać pieniądze od swoich lokatorów.
Kwoty są różne: na jeden budynek przypada 6,6 tys. zł, na inny 14 tys. zł, a najwyższa stawka to 19,4 tys. zł. Rachunek dla ośmiu bloków wyniósł blisko 87 tysięcy złotych.
Przedstawiciele spółdzielni przyznają jednak, że docelowo nie chcą podnosić stawki za odbiór odpadów dla swoich mieszkańców. Zaapelowali jednak, aby ci mocniej zaangażowali się w temat segregacji odpadów.