Nie jest tajemnicą, że Michał Wiśniewski jakiś czas temu zmagał się z bardzo poważnymi problemami finansowymi. W rozmowie z Fakt24 wokalista szczerze o nich opowiedział, dodając również, że próbował pocieszenia szukać w alkoholu.
Michał Wiśniewski to osoba, o której w ostatnim czasie znów jest głośno. Wokalista powrócił po ogromnych problemach finansowych. Jakiś czas temu ogłosił upadłość, uwolnił się również od poważnych problemów z alkoholem. Niejednokrotnie opowiadał o tym w różnych wywiadach. W ostatnim czasie zdobył się na szczere wyznanie w rozmowie z Fakt24.
Wiśniewski powiedział, że jego problemy finansowe zaczęły się jeszcze w 2001 roku. Wówczas po trasie koncertowej zaginęły faktury opiewające na prawie dwa miliony złotych. Zaczęły się problemy wokalisty z urzędem skarbowym, musiał składać korekty PIT-u, naliczono mu 700 tysięcy podatków, a to nie był koniec problemów.
Czytaj także: Ciche ludobójstwo
Wokalista przyznał, że w rezultacie rozpoczęły się jego problemy z kontraktami i bankami. „Należności narosły z dnia na dzień. Mimo że zapłaciłem podatek, to okazało się, że odsetki są takie wysokie, że nikt nie chce mi ich umorzyć. Nagle wszyscy zerwali kontrakty, bo kto chce współpracować z osobą ściganą przez komorników? Banki zaczęły wypowiadać mi kredyty. Wypowiedzieli mi karty, nie mogłem mieć własnego konta. Nagle nie wiedziałem, ile jestem komu winien” – powiedział.
Wiśniewski o problemach z alkoholem
Michał Wiśniewski przyznał, że w związku z problemami finansowymi zaczął szukać pocieszenia w alkoholu. „Zacząłem zapijać te smutki. Raz wywaliłem się na schodach, wywaliłem na siebie talerz z jedzeniem. Mój syn zobaczył mnie leżącego pijanego na ziemi w spaghetti” – powiedział.
Oczywiście za muzykiem ciągnęły się problemy finansowe, które doprowadziły do licytacji jego domu. „W międzyczasie działali komornicy, spisywali rzecz po rzeczy. Licytacje odbywały się u mnie w domu. Przychodzili obcy ludzie, by kupić to, co miałem. Później licytowany był dom” – przyznał.
Michał Wiśniewski przyznał, że prawdziwą ulgą było dla niego ogłoszenie upadłości. „Była to ogromna ulga: Jak sędzia powiedziała, że orzeka moją upadłość, to się po prostu popłakałem. Mam teraz własne konto, którym zarządza syndyk. Jest jak tatuś, który prowadzi dziecko do wyjścia. Do dorosłego życia. Mogłem to załatwić, jak miałem 40 lat, a dzisiaj mam 47. Straciłem kupę czasu i kupę nerwów” – mówił.
Czytaj także: Zenek Martyniuk wystąpił w spocie wyborczym [WIDEO]
Źr.: Fakt24