– Nigdy nie było naszym celem niweczenie historii Lechii, przekreślanie jej tradycji, zmiana herbu, barw, czy siedziby klubu. Potwierdzamy to zresztą na każdym kroku, ściśle współpracując z miastem Gdańsk oraz głównym sponsorem klubu – Grupą Energa – powiedział właściciel Lechii Gdańsk Franz Josef Wernze.
Jest pan zadowolony z postawy drużyny w tym sezonie? Czy jednak liczył pan na więcej?
– Poprzedni sezon, w którym Lechia do ostatniej sekundy ostatniego spotkania walczyła o tytuł mistrzowski i europejskie puchary mocno rozbudził oczekiwania związane z grą drużyny w obecnych rozgrywkach. Wszyscy chcielibyśmy ponownie oglądać Biało-Zielonych w czołówce tabeli, dlatego obecna pozycja, jaką zajmuje drużyna, jest rozczarowująca. Wierzę jednak, że z biegiem czasu
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Lechia zacznie odrabiać straty i mam nadzieję, że sezon zasadniczy Lotto Ekstraklasy zakończy w pierwszej czwórce, co będzie dobrą pozycją wyjściową do walki o najwyższe cele w fazie finałowej.
A jakie miał pan odczucia po ostatnim meczu poprzednich rozgrywek, gdy remis 0:0 z Legią w Warszawie spowodował, że ostatecznie Lechia zajęła czwarte miejsce?
– Z jednej strony pojawiło się uczucie rozczarowania, bo ostatecznie zajęliśmy tylko czwarte miejsce w tabeli, które nie dało nam możliwości gry w europejskich pucharach. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że o wyniku w piłce decydują niuanse, np. tylko i aż jedna strzelona bramka. Doświadczyły to również niektóre reprezentacje pod koniec eliminacji do mistrzostw świata. Z drugiej strony cieszy fakt, że w minionych rozgrywkach doskoczyliśmy do tych zespołów, które od lat stanowią o sile polskiej ligi.
Pan zawsze powtarza, że w futbolu należy być cierpliwym. Lechia utrzymuje, odkąd pojawił się pan w klubie, miejsce w czołówce ekstraklasy. Było miejsce 4, 5, 5 i 4. Liczy pan, że do pięciu razy sztuka? Choć wiemy, że Lechia to dla pana inwestycja na lata i nic się w tej kwestii nie zmieniło.
– Bardzo chciałbym, aby tak się stało, ale sport pokazuje, że nie zawsze nasze pragnienia i marzenia udaje się zrealizować. Uważam jednak, że nie powinniśmy tracić nadziei, choć w chwili obecnej Lechia zajmuje niższe miejsce w tabeli. Zespoły, które w ubiegłym sezonie nadawały ton rozgrywkom, czyli Legia i Lech również mają swoje kłopoty, ale w najbardziej odpowiednim momencie sezonu udowodnią swoją wartość i pokażą wysokie umiejętności. Wierzę, że tak samo będzie z Lechią.
Przez ostatnie sezony Lechia mocno zaistniała na piłkarskim rynku w Polsce. Pod względem przychodów, medialności, ilości reprezentantów kraju, frekwencji – wszędzie notujemy tendencję wzrostową. Czy jest pan zadowolony z poziomu rozwoju klubu czy może czegoś panu brakuje?
– Powiem jeszcze raz to, co już wielokrotnie mówiłem. Uważam, że potrzeba nam cierpliwości. Jestem przekonany, że dzięki postępującemu rozwojowi naszego klubu Lechia wkrótce będzie miała możliwość gry w europejskich pucharach, co jest naszym zasadniczym celem. Bardzo liczę na to, że kibice pomogą drużynie w realizacji tego zamierzenia, poprzez calsze wsparcie i doping zarówno wtedy, kiedy piłkarzom idzie na boisku, jak i wtedy, kiedy przeżywają trudności.
Źródła przychodów Lechii to nie tylko środki przekazywane przez pana, ale także wpływy od sponsorów, miasta, praw telewizyjnych, przychody z dni meczowych i merchandisingu. Jak pan ocenia z perspektywy czasu współpracę z miastem i sponsorami?
– Nasze wspólne relacje z miastem, sponsorami klubu i z gdańskim środowiskiem piłkarskim określiłbym jako harmonijną symbiozę. Myślę, że wiele klubów może pozazdrościć nam tej współpracy opartej na wzajemnym zaufaniu, zrozumieniu potrzeb i wspólnym celu, do którego dążymy. A jest nim sukces Lechii Gdańsk.
Przez półtora roku trenerem pierwszego zespołu był Piotr Nowak, teraz objął on w klubie rolę dyrektora sportowego. Lechia dała szansę Adamowi Owenowi, doktorowi z wykształcenia, człowiekowi z Wysp Brytyjskich, którego życiowym wyzwaniem była zawsze praca na kontynencie. To trener świetnie merytorycznie przygotowany do pracy, o którego zatrudnienie Lechia starała się od dłuższego czasu. Jest pan fanem jego trenerskich umiejętności?
– Uważam, że pojawienie się trenera o takich kwalifikacjach, wiedzy i doświadczeniu z pewnością pomoże piłkarzom Lechii w tym, by stali się lepszymi zawodnikami. Na pewno Adam Owen doda naszej drużynie nowego impulsu. Wiem, że trener Owen kładzie duży nacisk na przygotowanie motoryczne i taktyczne zawodników i jestem bardzo pozytywnie nastawiony do efektów jego pracy, które już wkrótce powinniśmy wszyscy zobaczyć.
Ostatnio poinformowaliśmy, że pakiet akcji od głównego udziałowca spółki Lechia Gdańsk SA – firmy Lechia Investment – zostały przejęte od firmy W&CVermogensgeselschaft przez niemiecką firmę Advancesport AG. Dlaczego doszło do tej transakcji, jak należy ją rozumieć i czy cokolwiek w związku z tym się zmieni w funkcjonowaniu Lechii?
– Ta transakcja nie zmienia niczego, jeśli chodzi o to, kto pozostaje większościowym udziałowcem Lechii Gdańsk, zatem nie ma ona wpływu na bieżące funkcjonowanie klubu. Zdecydowaliśmy się na zmianę struktury, która w rezultatcie ułatwi wszelkie czynności biznesowo-prawne związane ze spółką, czy chociażby uprości procedury podatkowe.
Większościowym udziałowcem Advancesport AG jest pański syn Philipp. Niemniej Advancesport AG jest ściśle powiązana z grupą ETL. Czyli wszystko nadal jest w pana rękach.
– Dokładnie tak jest. Moja działalność biznesowa jest bardzo rozległa. W Grupie ETL skupionych jest 810 kancelarii prawnych w Niemczech i kolejnych 150 na całym świecie. Współpracuje z nami 1400 doradców podatkowych, prawników, audytorów i konsultantów, a sami zatrudniamy ponad 7000 pracowników. W związku z tym nie jestem w stanie zająć się wszystkim osobiście w takim wymiarze , w jakim bym sobie tego życzył i w niektórych sprawach zdaję się na ludzi, co do których mam stuprocentowe zaufanie. Taką osobą jest mój syn, który powoli zaczyna niejako „wchodzić w buty” swojego ojca przejmuje część obowiązków. W dalszym ciągu jednak to tata jest tym, który daje pieniądze, więc to tata podejmuje wszelkie decyzje i ponosi z tego tytułu odpowiedzialność (śmiech).
Na akcjonariat Lechii składają się pańskie udziały oraz akcje, należące do akcjonariuszy mniejszościowych, związanych z gdańskim środowiskiem. Jak pan odbiera po czterech latach współpracę z nimi?
– Jestem dla nich pełen szacunku za to, co robią dla Lechii, jak są przywiązani do jej tradycji i jak dbają o to, by działo się z nią coraz lepiej. Mam przy tym nadzieję, że akcjonariusze mniejszościowi doceniają to, w jaki sposób klub rozwija się dzięki działaniom akcjonariusza większościowego, jaki czyni postęp na polu sportowym i biznesowym. Dzięki temu także akcje akcjonariuszy mniejszościowych zyskują na wartości.
Ostatnio zarząd klubu złożył im propozycję konwersji zadłużenia wynoszącego 13,5 mln złotych na akcje, co zmieniłoby nieco podział akcjonariatu, ale jednocześnie podwyższyłoby kapitał spółki. Jest pan zwolennikiem takiego rozwiązania?
– Uważam, że podwyższenie kapitału zadziała na spółkę pozytywnie. Lechia zyska dzięki temu solidne podstawy do dalszego rozwoju, które nie będą obciążone zobowiązaniami finansowymi. Co więcej, kapitał pochodził będzie od głównego akcjonariusza, czyli nie będzie to jakieś nowe, obce źródło. Na pewno będzie to dla spółki bezpieczne działanie. Pragnę również poinformować, że podwyższenie kapitału nie będzie dotyczyć jedynie Lechii Gdańsk SA. Kapitał zakładowy Lechia Rights Management, czyli głównego udziałowca Lechii Gdańsk SA, zostanie zwiększony do poziomu 60 milionów złotych.
Czy gdyby doszło do przegłosowaniu wniosku o konwersji podczas najbliższego walnego zgromadzenia, gwarantuje pan akcjonariuszom mniejszościowych zabezpieczenie ich dotychczasowych praw?
– Oczywiście, że tak. Nigdy nie było naszym celem niweczenie historii Lechii, przekreślanie jej tradycji, zmiana herbu, barw, czy siedziby klubu. Potwierdzamy to zresztą na każdym kroku, ściśle współpracując z miastem Gdańsk oraz głównym sponsorem klubu – Grupą Energa. Przed podjęciem każdej decyzji zadajemy sobie pytanie, czy będzie ona korzystna dla klubu, miasta i środowiska związanego z Lechią.
Podoba się panu atmosfera na meczach Lechii?
– Bardzo dobrze czuję się na Stadionie Energa podczas meczów Lechii. Atmosfera, która jest na trybunach jest fantastyczna i przypomina mi tę, jaką doświadczam w Kolonii na spotkaniach 1 FC Koeln.
Kiedy zatem znów zobaczymy pana w Gdańsku?
– Stoję na czele międzynarodowej korporacji, która znajduje się właśnie w fazie dużych inwestycji. Otwieramy nasze kolejne biura w Hiszpanii, Anglii, Holandii, Austrii i Czechach. To wymaga ode mnie wielu podróży i zajmuje większość moje czasu. Na pewno jednak przy kształtowaniu moich najbliższych podróży ustalę swoją trasę w taki sposób, by prowadziła ona przez Gdańsk. To, że nie ma mnie osobiście w klubie tak często, jak bym tego chciał, nie oznacza, że nie jestem na bieżąco z jego codziennym funkcjonowaniem. Jestem w stałym kontakcie z zarządem klubu, przede wszystkim z prezesem Adamem Mandziarą, od którego otrzymuję regularne sprawozdania z działalności Lechii.
Niedawno reprezentacja Polski zakwalifikowała się do finałów mistrzostw świata. Dwóch piłkarzy Lechii – Rafał Wolski i Sławomir Peszko – ma realne szanse pojechać na mundial. Czułby pan dużą satysfakcję, gdyby tak się stało?
– To nie ulega najmniejszej wątpliwości. Trzymam kciuki zarówno za Rafała, jak i za Sławka, z którym znam się już od dłuższego czasu z okresu jego gry w FC Koeln. Bardzo chciałbym, aby obaj znaleźli się w gronie tych piłkarzy, którzy znajdą się w reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w Rosji i zyskali tym samym szansę na rozpropagowanie Lechii Gdańsk na arenie międzynarodowej.
Będzie pan kibicował podczas mundialu tylko Niemcom? Czy Polakom także?
– Na pewno będę sympatyzował z reprezentacją Polski i trzymał za nią kciuki. Chyba, że akurat grać będzie z Niemcami (śmiech).
Na koniec pytanie o Viktorię Koeln. Zdaje się że zajmuje trzecie miejsce wRegionallidze. Rozumiemy, że celem jest awans?
– Celem, który stoi przed nami jako pierwszy będzie zajęcie miejsca, która da prawo gry w play-offach o awans do 3. Bundesligi. W poprzednim sezonie do play-off Viktoria awansowała z przewagą dziewięciu punktów nad kolejnym zespołem, ale w fazie finałowej zabrakło nam wystarczająco szczęścia. Mieliśmy tyle samo punktów i taki sam bilans bramkowy, co nasz bezpośredni rywal. Ostatecznie okazaliśmy się gorsi w klasyfikacji goli strzelonych w meczach wyjazdowych i nie mogliśmy cieszyć się z awansu. W tym sezonie spróbujemy znów zaatakować 3. Bundesligę i mam nadzieję, że tym razem z lepszym skutkiem.