Większość marnych widowisk polskiej reprezentacji w piłce nożnej urasta do rangi teatru za sprawą komentatorskich zdolności Szaranowicza. Podczas dwudniowego święta europejskiej demokracji brakowało mi wyraźnie tej narracji. Tymczasem, okazja do demouniesień była przednia. Wszystko za sprawą wizyty w naszym kraju Baracka Husseina Obamy II. Wizyty, której towarzyszyła iście pielgrzymkowa aura. Zabrakło tylko „Sto lat” i „Żegnamy Cię” na Okęciu.
Słowa Obamy, nazwane gestem a będące w istocie deklaracją, wygłoszone wczoraj nad ranem w hangarze, dotyczące miliardowego wsparcia, stały się na wiele godzin głównym przedmiotem analiz i fundamentem dla budowania europejskich nadziei militarnych. Co najmniej jakby Polska miała dostać extra środki na zbrojenia. Po pierwsze, zabrakło konkretów dotyczących ewentualnej alokacji wspomnianych środków. Po drugie, obietnica ta pozostaje jedynie werbalnym „głasiu, głasiu” do momentu poddania jej ocenie Kongresu. Nawet w przypadku otrzymania przez Polskę prezentu od Wujka ze Stanów, te pieniądze prawdopodobnie wydalibyśmy na zakupy za oceanem. Zauważalne w ostatnich godzinach wytryski radości są zatem w mojej ocenie zdecydowanie przedwczesne.
Upojony 25-letnią wolnością Naród czekał od wielu dni na krasomówczy popis Obamy na Placu Zamkowym. Ci, którzy cierpliwie wysłuchali bezbarwnych wystąpień HGW i Prezydenta Komorowskiego, z pewnością nie mogą czuć się zawiedzeni. Polska „grupa” polityczna miała bowiem sposobność obserwowania modelowego przemówienia, przygotowanego z pełną starannością, dopracowanego w każdym możliwym aspekcie. Już na początku swojego speech’a Obama zaskarbił sobie serca Polaków pijerogamy i kiewbasoo. Chicagowskie follow up’y i zwroty do Polaków w ich ojczystym języku…Choć są to zabiegi dość przewidywalne, u nas wciąż budzą zachwyt okraszony gromkimi brawami. Pogrążony w zadumie od początku uroczystości Walesa omal nie spadł z krzesełka słysząc swe nazwisko z ust Baracka. Z obietnic i zapewnień Obamy o przyjaźni amerykańsko-polskiej nie będę go oczywiście rozliczał. Czas pokaże, czy za słowami pójdą czyny, a jako że biedy Ci u nas dostatek – okazji do weryfikacji autentyczności przyjaźni z pewnością nie zabraknie. Reasumując, przemówienia Obamy słuchałem z ogromnym uznaniem dla dbałości o przygotowanie i modelowym jego wygłoszeniem. W skrócie – Uczta się!
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Z klasą godną laureata Grammy zaprezentował się Włodek Pawlik i o ile kartonowy performance mógł budzić pewien niesmak, muzyka skomponowana przez naszego jazzmana nadała uroczystościom doniosłości. Śmiem twierdzić, iż bez duetu Obama&Pawlik posnęlibyśmy z nudów.
W mojej ocenie najwięcej na tym wszystkim skorzystał Prezydent-elekt Poroszenko, a wbrew mainstreamowym komentarzom -gdyby nie sytuacja na Ukrainie- wizyta Obamy w Polsce nie byłaby taka oczywista. Tradycyjnie, głównym kreatorem naszych uniesień okazały się media, których zabrakło jedynie podczas porannej toalety Baracka. Słyszałem jednak coś o siłowni, więc możliwe, że wspomnianą toaletę przeoczyłem.
Obama zbił piątkę z przywódcami, poklepał naszych po ramieniu, wsiadł w samolot i odleciał, pozostawiając na Placu Zamkowym Polską Wolność, przyodzianą w koszulkę z Bangladeszu z kapiącą nań -z rozdziawionych ust- śliną.
____________________
Na koniec moje ulubione słowa jakie padły wczoraj w PLmediach:
„W stronę Belwederu jadą właśnie dwie bestie”. Mowa o nazywanych tak prezydenckich Cadillacach, jednak słowa te – wyrwane z kontekstu – mogły wywołać wśród widzów uzasadnioną panikę.
Łukasz Romańczuk