W związku z ekshumacjami ciał ofiar katastrofy smoleńskiej w Polsce wybuchł skandal. Okazało się, że zwłoki były pochowane bez należnego szacunku, a szczątki były często przemieszane i wkładane do trumien bez niezbędnej identyfikacji. Na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” wywiadu na ten temat udzielił Dymitr Książek, lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który towarzyszył rodzinom ofiar w Smoleńsku. Jego relacja jest wstrząsająca.
Książek udzielił podobnego wywiadu Magdalenie Rigamonti z „DGP” już wcześniej w roku 2012. Jak sam przyznaje, przez tamtą publikację stracił wówczas pracę, bo mówił jak w rzeczywistości przebiegał proces identyfikacji ofiar. Mówił wtedy m.in., że do trumien wrzucano czarne worki, ale nikt nie sprawdzał, co w nich jest.
Przez dwa lata zbierałem siły, żeby powiedzieć prawdę o tym, co się działo w moskiewskim prosektorium po katastrofie w Smoleńsku. Opowiedziałem pani o tym w 2012 r. A potem straciłem za to pracę. – powiedział Książek.
Lekarz teraz znów postanowił opisać, co działo się po katastrofie smoleńskiej. Nie brakuje wstrząsających szczegółów. Ciało zjeżdżało windą do piwnic prosektorium, tam, gdzie znajdowały się chłodnie i gdzie, jak się szybko przekonałem, pracowali pakowacze. Kiedy ciało zjeżdżało do tych piwnic, stawało się bezpańskie. Myślę, że to właśnie tam doszło do zamian ciał, do pomieszania szczątków. – relacjonował i dodawał, że pracy tych pakowaczy „nikt nie pilnował, nikt nie sprawdzał”.
Rosjanie mieli problem z tym, by rodziny wkładały do trumien święte obrazki czy. Pakowacze musieli dorzucać te inne części. Później najprawdopodobniej dorzucali też te małe nieidentyfikowalne. Pakowali wszystko w czarne worki, obwiązywali sznurami. – kontynuował Książek.
Książek nie zawahał się też przed wyrażeniem swojego zdania co do udziału Ewy Kopacz w czynnościach podejmowanych w Rosji po katastrofie. Nie wierzę w to, że pojechała tam tylko płakać razem z rodzinami, być oparciem i opoką. Nie tego oczekuje się od ministra. – stwierdził.
Źródło: wprost.pl
Fot.: wikimedia