Rozumiem decyzję redakcji „Wprost” o publikacji materiałów na temat Kamila Durczoka – mówi wydawca tygodnika Michał M. Lisiecki. Cieszy go szybka reakcja TVN i rozwiązanie trudnej sprawy z byłym już szefem „Faktów”. Lisiecki podkreśla, że wolność prasy jest dla niego wartością nadrzędną, a „Wprost” to jedyna wśród polskich mediów redakcja, która ma odwagę podejmować trudne i kontrowersyjne tematy.
– Tygodnik „Wprost” jest niedużą redakcją, ale jedyną, która ma odwagę podejmować bardzo trudne tematy. Wierzymy w wolność mediów, biorąc na siebie ciężar krytyki, którą dostajemy nie tylko ze środowiska, lecz także często od czytelników. W Polsce wartością są wolne media, nawet jeżeli musimy ponieść konsekwencje ogromnej krytyki, jaka nas spotyka, często buntu środowiska, to ta debata powinna się odbywać i jesteśmy na tę krytykę gotowi – mówi Michał M. Lisiecki, wydawca „Wprost” i współzałożyciel Round Table Mixer.
Na początku lutego na łamach tygodnika ukazał się artykuł o molestowaniu seksualnym dziennikarki przez szefa dużej redakcji telewizyjnej. W tekście nie padło nazwisko Kamila Durczoka, w mediach szybko pojawiły się jednak spekulacje, że chodzi właśnie o szefa „Faktów” TVN. Przypuszczenia te miały potwierdzić kolejne publikacje gazety. Tygodnik zarzucał Durczokowi mobbing i molestowanie seksualne. W artykule pt. „Ciemna strona Kamila Durczoka” informował też, że szef „Faktów” został przyłapany przez policję na próbie ucieczki z mieszkania, w którym znaleziono narkotyki, duże ilości twardej pornografii oraz osobiste rzeczy Durczoka.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
– Dzisiaj rozumiem dużo lepiej, dlaczego redakcja puściła ten drugi kontrowersyjny materiał. To jest rola redakcji. Myślę, że przyjdzie czas i miejsce na to, by redakcja powiedziała dwa zdania więcej na temat tego, co było powodem puszczenia tak agresywnego materiału. Bo z punktu widzenia wydawcy i widząc materiały, którymi redakcja dysponuje, mimo że dla mnie ten materiał też był kontrowersyjny, uważam, że była to słuszna decyzja i że nie mogli podjąć innej – mówi Michał M. Lisiecki.
Tekst spotkał się z krytyką niektórych mediów, stacja TVN powołała jednak komisję, która miała zbadać ewentualne przypadki mobbingu. W ciągu dwóch tygodni jej członkowie przesłuchali blisko 30 byłych i obecnych pracowników i współpracowników TVN. Komisja ustaliła, że trzy osoby zostały narażone na mobbing i molestowanie seksualne. Dyrekcja stacji podjęła decyzję o zerwaniu współpracy z Kamilem Durczokiem w trybie natychmiastowym. Jego miejsce jako szefa „Faktów” zajął Adam Pieczyński.
– Dobrze, że TVN tak szybko się uporał z trudną sprawą Kamila Durczoka. Jako wydawca tygodnika jestem świadomy, jak trudny był to temat z dziennikarskiego punktu widzenia. Dzisiaj faktycznie wszyscy po tym szybkim działaniu TVN myślą, że tak powinny być załatwiane sprawy, że je się możliwie szybko przecina, rozwiązuje, wtedy wiemy, na czym stoimy – mówi Michał M. Lisiecki.
W czwartek 12 marca Kamil Durczok złożył w Sądzie Okręgowym w Warszawie pozew przeciwko redakcji „Wprost”. Dotyczy on pierwszej publikacji tygodnika. Durczok domaga się przeprosin i odszkodowania w wysokości dwóch milionów złotych. Przygotowuje kolejne pozwy i utrzymuje, że nigdy nie dopuścił się molestowania seksualnego. Michał M. Lisiecki nie ma jednak wątpliwości, że publikacje gazety nie zawierały nieprawdziwych informacji.
– Kibicuję redakcji, która ma odwagę podejmować bardzo trudne tematy, bo na koniec dnia to brzemię spada faktycznie na dziennikarzy, którzy piszą. Moją rolą jest wspieranie ich pomocą prawną. Ważne, żeby to, co publikują, miało pokrycie w faktach. I tego możemy być pewni, że jeżeli napisał coś tygodnik „Wprost”, to znaczy, że są na to twarde dowody – mówi Michał M. Lisiecki.