W Koszalinie zmarł prokurator wnioskujący o karę śmierci dla Danuty Siedzikówny „Inki”. Wacław Krzyżanowski mimo popełnionych czynów, wiódł spokojne życie emeryta do końca swoich dni. Jego pogrzeb w otoczce orderów i z wojskowymi honorami to kolejny policzek w twarz dla ofiar komunizmu w Polsce.
17-letnia sanitariuszka antykomunistycznego podziemia z oddziału mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” została zamordowana w efekcie wyroku sądowego wydanego przez zmarłego już prokuratora – Wacława Krzyżanowskiego. Podczas przesłuchań była bita i poniżana. Zarzucono jej nielegalne posiadanie broni, udział w „bandzie Łupaszki” oraz wydanie rozkazu zabicia dwóch funkcjonariuszy UB wziętych do niewoli – czego nie udowodnił jej nawet podległy UB sąd. Zarzutu nie potwierdziło dwóch z pięciu zeznających w tej sprawie milicjantów, z których jeden przyznał nawet, że „Inka” opatrywała go gdy został ranny. Krzyżanowski do końca życia pobierał świadczenia „inwalidy wojennego”.
Byłem młody. Wcześniej nie brałem udziału w żadnej sprawie sądowej. Zostałem skierowany na proces przypadkowo, bez przeszkolenia i przygotowania
– kłamał Wacław Krzyżanowski, absolwent Szkoły Oficerów Bezpieczeństwa w Łodzi.
Krzyżanowski był pierwszym stalinowskim prokuratorem, któremu IPN zarzucił mord sądowy. Niestety ani on, ani nikt z pozostałych prokuratorów okresu komunizmu nigdy nie został skazany. Sąd w Poznaniu, już w „wolnej” Polsce stwierdził, że nie można jednoznacznie ustalić roli Krzyżanowskiego w procesie Danuty Siedzikówny i na tej podstawie wydał wyrok uniewinniający. W okresie PRL-u oskarżycielem posiłkowy w procesie „Inki” odebrał wiele nagród i odznaczeń.
Źródło: wPolityce.pl
fot. Adrian Grycuk/Wikiipedia