Poznaliśmy pierwszych czterech ćwierćfinalistów Eurobasketu 2015. Niestety, w tym gronie nie ma reprezentacji Polski, która przegrała z Hiszpanią. Poza graczami z Półwyspu Iberyjskiego, w ćwierćfinale zameldowały się już kadry Łotwy, Grecji oraz Francji.
W sobotę, poza meczem Biało-Czerwonych, o którym piszemy TUTAJ, na przeciw siebie stanęły także reprezentacje Łotwy i Słowenii, Grecji i Belgii oraz Francji i Turcji. W każdym ze starć ostatecznie wygrali faworyci.
Łotwa – Słowenia
Najciekawiej zapowiadało się pierwsze ze starć. Mimo, że Słoweńcy przez pięć ostatnich edycji Mistrzostw kwalifikowali się do ćwierćfinału, a Łotysze ostatni raz na tym szczeblu znaleźli się 14 lat temu, to patrząc na grę w poprzednich meczach turnieju, oraz fakt, że drużyna prowadzona przez trenera Jure Zdovca przyjechała na Eurobasket bez swojego gwiazdora – Gorana Dragicia, minimalnym faworytem byli Łotysze. Spotkanie było bardzo wyrównane, a rozstrzygnęło je dopiero osiągnięcie przez Łotwę dziesięciopunktowej przewagi w połowie ostatniej kwarty. O sukcesie podopiecznych Ainarsa Bagatskisa zadecydowała świetna gra w obronie oraz słaba skuteczność rywali (ledwo 36 procent z gry).
Czytaj także: Hiszpanie i Francuzi w półfinale Eurobasketu!
Łotwa – Słowenia 73:66 (20:20, 22:20, 13:12, 18:14)
Łotwa: Strelnieks 17, Berzins 13, Mejeris 8, Freimanis 8, Bertans 8, Janicenoks 8, Blums 4, Timma 4, Meiers 3
Słowenia: Z. Dragić 17, Balazić 9, Blazić 8, Omić 7, Klobucar 6, Zupan 5, Slokar 4, Nikolić 3, Jaksimović.
Grecja – Belgia
Zdecydowanym faworytem byli podopieczni trenera Fotisa Katsirakisa, którzy w fazie grupowej byli niepokonani. Belgowie nie sprawili rywalom wielkich problemów, będąc słabszymi w niemal każdym elemencie gry. Grecy zupełnie zdominowali przeciwników w trzeciej kwarcie, gdzie koncertowo grał duet Vassilis Spanoulis – Nick Calathes, a zespół Hellady rzucił dwanaście punktów więcej niż Belgia. Grecy dominowali przede wszystkim pod tablicami, a ponadto zagrali bardzo oszczędnie, gdyż Katsirakis stosował sporą rotację w składzie, chcąc oszczędzać liderów przed decydującymi starciami.
Grecja – Belgia 75:54 (16:15, 18:16, 23:11, 18:12)
Grecja: Bourousis 14, Koufas 13, Printezis 10, Antetokounmpo 10 (10 zb), Sloukas 8, Spanoulis 7, Zisis 6, Calathes 4, Perperoglu 2, Kaimakoglu 1, Mantzaris 0, Papanikolau 0.
Belgia: Gillet 14, van Rossom 13, Lojeski 10, Tabu 6, Salumu 5, Hervelle 2, Tumba 2, Bosco 2, Mwema 0, Serron 0, Mukubu 0, de Zeeuw 0.
Francja – Turcja
W starciu obrońców tytułu z wicemistrzami świata sprzed pięciu lat emocjonująca i wyrównana była jedynie pierwsza kwarta, którą jednym punktem wygrali Turcy. Zawodził Tony Parker, przez co trener Vincent Collet często zdejmował go z parkietu. Sprawy w swoje ręce wziął więc Nando de Colo, który był liderem francuskiej ekipy w tym meczu. Jego dobra i, co najważniejsze, skuteczna gra sprawiła, że Trójkolorowi na przerwę schodzili z zapasem dziesięciu oczek. Druga połowa przebiegała podobnie – Francuzi grali efektownie, a gracze z nad Bosforu byli dla nich jedynie tłem, bez szans na podjęcie równorzędnej walki. Efektem wyraźna wygrana gospodarzy i zachowanie statusu niepokonanych na Eurobaskecie. Warto dodać, że spotkanie w hali w Lille obejrzało 26 135 kibiców, co jest nowym rekordem frekwencji na meczu europejskiej koszykówki.
Francja – Turcja 76:53 (17:18, 19:8, 23:14, 17:13)
Francja: De Colo 15, Lauvergne 12, Fournier 12, Batum 10, Gobert 7, Gelabale 6, Parker 5, Diaw 4, Jatih 4, Kahudi 1, Pietrus 0, Westermann 0.
Turcja: Illyasova 14 (10 zb), Muhammed 9, Aldemir 7, Erden 7, Korkmaz 6, Guler 5, Osman 5, Ozmizrak 0, Hersek 0, Mahmutoglu 0, Koksal 0, Savas 0.
Źródło: SportoweFakty.pl
Foto:Wikimedia