Radomski Carrion na dobre zadomowił się na polskiej scenie rockowej. Po ciepło przyjętym debiucie i kolejnych krążkach El Maddah i Sarita przyszedł czas na nowe dzieło, zatytułowane Dla Idei, które jest zgrabnym kontynuatorem swoich poprzedników i co najważniejsze – jest od nich lepszy.
Jednak na wstępie należy podkreślić, że w szeregach Carrion nastąpiła wielka zmiana na stanowisku wokalisty. Dotychczasowego krzykacza Grzegorza Kowalczyka zastąpił Kamil „Hans” Pietruszewski. Roszady objęły ponadto stanowisko klawiszowca, bowiem do zespołu powrócił współtworzący zespół – Dariusz „VanChesco” Wancerz, zastępując Dorotę Turkiewicz, znaną fanom prog metalu chociażby z lubelskiego Acute Mind.
Jak wspominałem na wstępie, Dla Idei stanowi rozwinięcie stylu Carrion. Dalej zespół serwuje mocne gitary, potężną grę sekcji, melodyjny, ale i mocny wokal z niesamowicie przebojowymi refrenami, a w tle mamy klawiszową ornamentykę. Ci, którzy znają dokonania bandu, mogą twierdzić, że w kompozycjach są wykorzystywane oklepane już pomysły na aranżacje. Owszem, jest w tym trochę racji, ale klasycy, jak Iron Maiden, Stonesi czy AC/DC od wielu lat, nieustannie krążą wokół jednej stylistyki, a tworzą ciągle wartościową muzykę.
Inna sprawa, że gdyby na Dla Idei były kiepskie kompozycje, to powyższe uwagi miałyby swoje uzasadnienie. Płyta to jedenaście buchających ogniem i energią kompozycji z niezłymi riffami i groovem. Początek płyty, czyli kawałek Retro pokazuje, że brzmienie jest potężne, mocne i czytelne z fajnie nagraną perkusją, a utwory będą pełne porządnych melodii, dobrych refrenów, ale i sprawnych solówek. Eunomia przynosi więcej elektroniki i świetne partie wokalne: krzyczane w zwrotkach i bezczelnie melodyjne w refrenie, by pod koniec zaskoczyć walcowatym, z lekka industrialnym zwolnieniem.
Od zła kontynuuje ten trend, czyli ostre zwrotki, a po nich, rzecz jasna, przebojowe melodie. W balladowej Mowie Cieni jest więcej miejsca dla klawiszy. Natomiast kawałek tytułowy wyróżnia się na płycie, bo z początku mamy orientalne klimaty, a z czasem staje się zakręcony ze świetnym, niepokojącym, lekko przetworzonym śpiewem Kamila Pietruszewskiego, ale refren obowiązkowo jest melodyjny.
Minoderia to powrót do wściekłych, metalowych klimatów. Krótkowzroczne zera za to ma posmak industrialu. W Grze Słów mamy z kolei frapującą partię wokalną, przeplataną świetnymi riffami. Scheda to druga, spokojniejsza kompozycja na płycie nie pozostająca niestety na dłużej w pamięci. Za to w Lugum dzieje się mnóstwo: od podniosłego tematu, typowego bardziej dla zespołów spod znaku rycerskiego metalu, który przechodzi we wściekłą, thrashową gonitwę, by w końcu gwałtowanie wyhamować na czas refrenu. Wokalnie jest różnorodnie – od czystego śpiewu do krzyku. Spokojniejsze, z kolejnym świetnym refrenem, Groźne Zderzenia kończą płytę.
Warto wspomnieć o warstwie lirycznej. Carrion ostro i bezkompromisowo opowiada o zagrożeniach płynących z wszelakich ideologii i ich wpływie na ludzi, podkreślając płynność granicy pomiędzy ideą a fanatyzmem. I tak, na początku Retro dobitnie ukazuje zagrożenie wywodzące się z manipulacji, dokonywanej przez rządzących: najpierw zabijać się chce/a później wnet szuka się/powodu bardziej odpowiedniego/nie winny tutaj jest bóg/lecz tępy zdziczały lud/co słucha najraźniej zdziczałego. Prozę dnia codziennego pełnego wszechobecnego chłamu dochodzącego z mediów i internetu doskonale pokazuje Minodernia: następny durny słaby ciemny dzień/następni wściekli ludzie snują się/kolejna tępa mruczy mi/że, tylko ona ma najlepszy styl. Teksty momentami są pełne pokrętnej logiki i metafor, ale z pewnością doskonale pasują do ostrych dźwięków, które prezentuje Carrion na płycie Dla Idei.
Rewolty stylistycznej nie było, bo i nie miało jej być. Carrion konsekwentnie pielęgnuje swój styl, podkreślając to nowoczesną produkcją i rozwiązaniami aranżacyjnymi. Wszystko brzmi potężnie, ale i przebojowo. Nowy nabytek przy mikrofonie idealnie się wkomponował w styl grupy, dodatkowo urozmaicając go swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami, skalą głosu i różnorodnością partii wokalnych. Pozostali instrumentaliści także stanęli na wysokości zadania. Gitarzysta Mariusz Wiązowski co raz prezentuje ciekawy riff, a kompozycję potrafi ukrasić zgrabnym solo gitary. Słowa uznania należą się perkusiście Marcinowi Szpakowi, który nie ogranicza się nudnego bębnienia i pokazuje wachlarz przejść i rozwiązań rytmicznych. Nad tym wszystkim są przede wszystkim dobre, przebojowe kompozycje, których się słucha z niekłamaną przyjemnością i, jak sądzę, o to chodziło członkom Carrion przy tworzeniu nowego albumu. A że za kompozycjami stoją ważne treści? Tym lepiej. Oby tak dalej, panowie.