Dyskusja na temat problemu smogu w większości polskich miast od lat rozgrzewa opinię publiczną. Normy zanieczyszczeń jesienią i zimą często przekraczane są o kilkaset procent, a ludzie przestraszeni konsekwencjami wdychania nieczystości kupują filtry powietrza i noszą specjalne maski antysmogowe. Jako że zbliża się szczytowy okres zatrucia powietrza, warto przybliżyć skąd bierze się smog i jak można ograniczyć jego powstawanie.
Od lat władze centralne i samorządowe wydają się bagatelizować problem smogu w Polsce. Politycy często boją się odważnych, potrzebnych, ale jednocześnie niepopularnych decyzji, które mogą narazić ich na utratę społecznego poparcia. Tymczasem powietrze w Polsce jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych w Europie. Według danych Europejskiej Agencji Środowiska z 2017 r., jesteśmy najbardziej „rakotwórczym państwem” na starym kontynencie za sprawą dramatycznie wysokiego stężenia rakotwórczego benzo(a)pirenu (zawarty w pyle PM 10). Ten składnik smogu gromadzi się w organizmie i uszkadza nadnercza, układ krwionośny oraz odpornościowy. Wpływa też niekorzystnie na płodność oraz zdrowie poczętych dzieci. Polska to również jeden z niechlubnych liderów poziomu pyłu zawieszonego, PM2,5, który jest tak drobny, że w minutę dociera do płuc i tkanek.
Skąd bierze się smog?
Największym trucicielem Polski są gospodarstwa domowe, których liczba szacowana jest na około 3 mln. Stosują one najtańsze, archaiczne kotły i piece na paliwa stałe, które produkują najgorszej jakości spaliny. Dodatkowo część „domowników” spala w piecach złej jakości pochodne węgla, a często nawet śmieci, w tym plastik. Cała ta mieszanka pyłów, która fachowo zwana jest PM 2,5 oraz PM 10, trafia później do naszych płuc, co według Europejskiej Agencji Środowiskowej przyczynia się do nawet 50 tys. przedwczesnych zgonów rocznie. Jednak żeby zobrazować tę samozagładę warto przyjrzeć się liczbom. Pyły PM10 wytwarzane są w 52 proc. przez tzw. niską emisję (gospodarstwa domowe), a jedynie w 17 proc. przez przemysł i w 10 proc. przez transport drogowy. Z kolei jeden z najbardziej rakotwórczych składników pyłu PM10 – benzo(a)piren – swoją emisję zawdzięcza aż w 87 proc. gospodarstwom domowym, 11 proc. przemysłowi, a jedynie w 2 proc. energetyce!
Jak przeciwdziałać trującym pyłom?
Eksperci proponują wiele możliwości jednak wszystkie sprowadzają się do rozwiązań systemowych mających przeciwdziałać niskiej emisji (wytwarzanej przez gospodarstwa domowe). Niedawno województwa małopolskie oraz śląskie wprowadziły uchwałę zakazującą stosowania węgla najgorszej jakości i palenia w trujących kotłach. Kolejne rozwiązania przygotowywane są na Dolnym Śląsku, a także na Mazowszu, które 24.10.2017 r. zagłosowało za uchwałą antysmogową (14 dniowe Vacatio legis). Rozwiązania te mają zmniejszyć właśnie niską emisję. To jednak wciąż leczenie objawów choroby, a nie skutków. Według Grzegorza Gruchalskiego, lidera Warszawskiego Forum Samorządowego, potrzebne są rozwiązania systemowe, które będą zapobiegać powstawaniu spalin. – Miasta, które są przecież największą ofiarą smogu, muszą być projektowane przez specjalistów i urbanistów. Projekty deweloperskie powinny być realizowane tylko w miejscach, które zapewniają centralne ogrzewanie z elektrociepłowni lub np. ekologicznych pomp ciepła. W Warszawie przecież największymi trucicielami są dzielnice z niską zabudową domów jednorodzinnych bez dostępu do miejskiego CO, takie jak Wilanów czy Wawer. W Krakowie brak podłączenia do miejskiego CO powoduje, że wciąż powstają inwestycje wielorodzinne z własnymi piecami! Tylko odpowiednie regulacje mogą powstrzymać rozlewanie się miast w niekontrolowany sposób, niebezpieczny dla środowiska i dla nas. Mazowiecka uchwała antysmogowa to krok do przodu, ale nie jesteśmy w stanie kontrolować kilkudziesięciu tysięcy gospodarstw – podkreśla Grzegorz Gruchalski i dodaje – miejscowe plany powinny regulować rodzaj CO, a odbiór inwestycji powinien być zdeterminowany mocnymi i jasnymi kryteriami środowiskowymi.
Transport publiczny to mniej spalin
Dla wielu ekspertów ważnym elementem jest także ograniczenie ruchu samochodowego w centrach miast i wzmocnienie znaczenia transportu publicznego. Według Michała Michałowskiego z fundacji Nowe Perspektywy, niezbędnym rozwiązaniem jest udoskonalenie działania transportu publicznego dla mieszkańców, którzy będą mogli porzucić samochody osobowe. – Aby komunikacja miejska działała sprawnie, musimy zmienić charakter miasta, a zwłaszcza centrum. Jednak wymaga to futurystycznego zagospodarowania, tak jak miało to miejsce kilkadziesiąt lat temu w światowych metropoliach z uwzględnieniem obecnych trendów, czyli elektryfikacją transportu. Na przykład w Warszawie ludzie nie porzucają samochodów osobowych bo nie są w stanie bez nich dojechać do miejsca pracy. Peryferyjne dzielnice biurowe na obrzeżach, bez transportu publicznego to problem stolicy. Tymczasem świetnie skomunikowane centrum stoi puste, jak chociażby otoczenie Pałacu Kultury, które aż się prosi o zagospodarowanie. – Zaznacza Michał Michałowski.
Ograniczanie ruchu samochodów w ścisłym centrum miast to popularny trend na zachodzie. Aby wjechać do centrum Londynu w godzinach szczytu, należy uiścić wysoką opłatę, która zniechęca mieszkańców do podróży transportem indywidualnym. Londyn ograniczył również ruch w ścisłym centrum za sprawą dobrze zorganizowanego transportu publicznego. – Londyńskie City to przykład, z którego powinniśmy brać przykład. Skoncentrowana, wysoka, świetnie skomunikowana zabudowa w ścisłym centrum, oraz niska, pełna zieleni zabudowa w dzielnicach peryferyjnych. – Wylicza Grzegorz Gruchalski.
Aerodynamika miasta lekarstwem na smog?
Wpływ aerodynamiki miast na jakość powietrza to przedmiot badań wielu naukowców. Większość z nich podkreśla zalety tworzenia tzw. korytarzy powietrznych, które wprowadzają czyste powietrze do miasta. Eksperci sugerują, że odpowiednio zaprojektowane miasto, które uwzględnia kierunki wiatrów, ma większe szanse na uniknięcie smogu. Dodatkowo teorię tę dopełnił Ted Stathopoulos, profesor z montrealskiego Uniwersytetu Concordia. Powołał on Laboratorium Aerodynamiki Budowlanej i opracował, we współpracy z dr D. Surry z Uniwersytetu Zachodniego Ontario, technikę uśrednionego pomiaru ciśnień powietrza dla określenia średniego powierzchniowego ciśnienia wiatru oddziaływującego na powierzchnię budynku. Technika ta jest powszechnie stosowana na całym świecie. Według tych badań budynki wysokościowe przyczyniają się do lepszej cyrkulacji miasta, a co za tym idzie ograniczenia smogu. – Silne wiatry przyspieszają zazwyczaj w poziomie ulicy na obszarach miejskich np. w pobliżu wysokich budynków, z uwagi na szczególne uwarunkowania aerodynamiczne powiązane z obiektami tego typu. Dzieje się tak z powodu różnicy ciśnień wytworzonej przez zmianę w prędkości pomiędzy górną i dolną warstwą. Ponieważ ciśnienie powiązane jest proporcjonalnie do kwadratu prędkości, opadające strumienie mogą charakteryzować się znaczną siłą, tym większą im wyższy jest rozpatrywany budynek. – podkreślają naukowcy w opracowaniu. Wieżowce nie mogą jednak stać w miejscu korytarzy powietrznych, które doprowadzają świeże powietrze dla całego miasta oraz muszą zajmować określoną część parceli. – Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego powinny przewidywać wysoką zabudowę w centrum na takiej powierzchni nieruchomości, aby zostawić odpowiednią przestrzeń na drzewa i krzewy, a szczególnie na te mające znaczny wpływ na czystość powietrza. Tymczasem trend jest odwrotny, powstają niskie zabudowania, które zajmują całą parcele, bez zieleni i drzew. – Zaznacza Michał Michałowski.
Problem smogu to zagrożenie dla zdrowia milionów Polaków, niezbędne jest więc niezwłoczne działanie legislacyjne. Jedno jest pewne, choć gospodarczo gonimy zachód Europy, to środowiskowo wciąż pozostajemy w ogonie, a odpowiadamy za to my, czyli gospodarstwa domowe, a nie wielki przemysł i samochody osobowe.
Źródło: inf. prasowa