Niemieckie media komentują ostatnie rosyjskie prowokacje w Europie Wschodniej. Ich zdaniem może to oznaczać tylko jedno.
W ostatnich dniach doszło do kilku poważnych incydentów z udziałem rosyjskich statków powietrznych. Najpierw wysłane z Białorusi drony wtargnęły na terytorium Polski i zostały zestrzelone przez siły NATO. Następnie naruszona została przestrzeń powietrzna Estonii. Tym razem nie przez drony, a przez rosyjskie myśliwce. Prowokacje przybierają na sile.
Niemieccy komentatorzy uważają, że oznacza to tylko jedno. Ich zdaniem Putin sprawdza, jakie plany wobec Europy ma Donald Trump. – Drony nad Polską, samoloty bojowe nad Estonią: celem rosyjskich prowokacji jest nie tylko sprawdzanie odporności i jedności Europejczyków, lecz także testowanie prezydenta USA – napisał w swojej publikacji Carsten Luther na łamach „Die Zeit”.
Na łamach „Sueddeutsche Zeitung” również pojawiła się analiza rosyjskich prowokacji. – Naruszenie przestrzeni powietrznej Estonii nie było pomyłką. Putin nigdy nie uderza niespodziewanie, lecz powoli zaciska pętlę, a Europa drży ze strachu. Dlaczego Zachód niczego się nie nauczył? – pyta piszący na łamach wspomnianego medium Serhij Majdukow.
Majdukow dodaje też, że „agresja nigdy nie kończy się sama”. – Napastnik zwiększa presję, jeżeli nie natrafi na opór. To aksjomat, o którym zapomniało w stabilnych i spokojnych czasach 32 członków NATO – pisze. – Zamiast zaatakować bezpośrednio, Putin testuje, obserwuje, patrzy, kto pierwszy mrugnie. Gdzie jest słabe ogniwo w Europie? Rumunia? Polska? Estonia? Finlandia? – pyta. – Putin nigdy nie atakuje niespodziewanie, lecz powoli zaciska pętlę i daje swoim ofiarom czas na strach. Nagłe uderzenie wstrząsnęłoby przeciwnikiem, ale zmusiłoby go do rozpaczliwej obrony. Stopniowa eskalacja usypia ofiarę, aż zagrożenie stanie się stanem normalnym – tłumaczy autor.