Premier rządu Czech Bohuslav Sobotka i jego odpowiednik ze Słowacji Robert Fico sprzeciwiają się pomysłom zwiększenia liczby wojsk NATO w Europie Środkowo-Wschodniej. Rządy obu krajów nie chcą, aby obce wojska stacjonowały na terenie ich państw.
Stanowisko obu premierów jest tak naprawdę ustosunkowaniem się do wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy w Warszawie. Zapowiedział on zwrócenie się do Kongresu o wydanie zgody na przekazanie miliarda dolarów, które przeznaczone zostaną m.in. do zwiększenia obecności żołnierzy NATO (głównie amerykańskich) w naszym regionie.
Podczas wizyty w Austrii Bohusłav Sobotka stwierdził, że Czechy nie potrzebują żadnych wojsk na swoim terenie. Według Sobotka, wojska powinny stacjonować na terytorium tych państw, którym faktycznie coś grozi np. Litwa, Łotwa i Estonia. Ponadto, premier Czech zasugerował, iż nowo wybrany prezydent Ukrainy Petro Poroszenko powinien porozumieć się z Władimirem Putinem, ponieważ tylko dzięki temu będzie można ustabilizować jakże napiętą sytuację na wschodzie kraju.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Niemalże identyczne zdanie ma szef słowackiego rządu Robert Fico, który nie wyobraża sobie obecności Amerykanów, a tym bardziej wybudowania tarczy antyrakietowej. Powołał się na negatywne odczucia Słowaków dotyczące działalności obcych wojsk, a konkretnie na wydarzenia jakie zaszły w Czechosłowacji w roku 1968, gdy wojska Układu Warszawskiego rozbiły przeciwników władzy komunistycznej.
Przeciwnicy polityczni obu Panów, skrytykowali ich wypowiedzi i przekonują o konieczności wzmocnienia liczebności sił NATO.
Źródło: psz.pl.
Fot: Wikimedia Commons