Zapraszamy wszystkich, którzy nie godzą się na przeciętność i bierność, nie chcą być „targetem” speców od ideologicznych reklam, którzy nie są zadowoleni z poziomu polskich szkół i uniwersytetów. Bo Polacy są od lat pozbawiani prawdziwej wiedzy z dziedzin humanistycznych – mówi o Akademii Tradycja i Przyszłość jej współtwórca Arkadiusz Robaczewski, prezes Centrum Kultury i Tradycji Wiedeń 1683.
[button]Więcej informacji o Akademii Tradycja i Przyszłość[/button]
Piotr Mazur: 11 października Msza św. a potem, o godz. 11 w siedzibie lubelskiego KIK wykład inaugurujący zajęcia Akademii Tradycja i Przyszłość, który wygłosi x. Dariusz Olewiński z Monachium, autor znanej książki „W Obronie Mszy św. i Tradycji Katolickiej”. Skąd pomysł Akademii Tradycja i Przyszłość?
Arkadiusz Robaczewski: Nie trzeba wielkiej przenikliwości, by widzieć, co się dzieje wokół nas. Jest frontalny, huraganowy, ale zarazem dobrze zaplanowany i precyzyjnie wykonywany atak na naszą zdolność czytania rzeczywistości, na naszą rozumność. Trwa on od dziesiątek lat i dziś widać już jego opłakane skutki. Jesteśmy planowo pozbawiani prawdziwej wiedzy z dziedzin humanistycznych, takich jak historia czy literatura, jesteśmy odcinani od prawdy we wszystkich dziedzinach. Odbywa się stopniowe ale systematyczne, planowe odmóżdżanie narodu. Dlaczego? Bo ludźmi, którzy tracą zdolność posługiwania się rozumem – można dowolnie manipulować.
Nie ma w takich stwierdzeniach przesady? Przecież rośnie liczba maturzystów i absolwentów szkół wyższych, także uniwersytetów. Nie jest to powód do dumy i nadziei?
Absolwenci, o których Pan mówi, nie odbierają solidnej formacji intelektualnej – nie są zanurzani w dziedzictwie kulturowym, chrześcijańskim i polskim. Odbierają co najwyżej zestaw pewnych umiejętności, pozwalających poruszać się w społeczności poszukujących pracę. To skutki reformy edukacji przeprowadzonej przez rząd AWS i postępującego niedouczenia, także nauczycieli, w dziedzinie swoich przedmiotów. Skala nieuctwa absolwentów szkół maturalnych już dziś jest porażająca, a z każdym rokiem jest tylko gorzej. Dziś nie dziwi absolwent wyższej szkoły, który szczyci się, że nie przeczytał żadnej książki, albo absolwent uniwersytetu, który nic nie wie o bitwie pod Wiedniem i jej znaczeniu. Z największym trudem wymieni czterech wieszczów, choć lekturą ich dzieł już nie może się pochwalić.
Jesteśmy dotknięci kryzysem ekonomicznym, który jest bardziej odczuwalny przez większość ludzi, niż upadek edukacji. Ale poza gospodarką zupełnie zniszczona jest także nasza substancja duchowa, kulturowa. Co gorsza – i to trzeba sobie uświadamiać – nie ma szans na odbudowanie substancji gospodarczej, jeśli wpierw nie odbudujemy tej duchowej. Dlatego, ponieważ w dziedzinę edukacji, kształcenia, kultury następuje największe i najbardziej druzgocące uderzenie – musimy, jako katolicy i Polacy, organizować się sami. Akademia Tradycja i Przyszłość to jedna z form takiego organizowania się.
Jest jednak ewangelizacja prowadzona przez Kościół, są różne grupy wspólnotowe, mówi się o wiośnie Kościoła. Czy nie następuje tu jakieś równoważenie tego niszczącego wpływu współczesnej kultury?
Ha! I ty dotykamy kolejnego ważnego problemu. Oczywiście, każde dobro należy docenić, każdym się cieszyć. Pamiętam jednak motu proprio Benedykta XVI Porta Fidei, wydane z okazji Roku Wiary. Papież zwraca w nim uwagę, poza innymi ważnymi kwestiami, na rzecz i bolesną i istotną zarazem: kultura chrześcijańska przestała kształtować życie współczesnych społeczeństw. Wpływ chrześcijan, katolików w polityce jest żaden, podobnie nie ma katolickiej sztuki, filmów, dzieł teatralnych, muzycznych, nie ma katolickiego wychowania. Jeśli są – są na marginesie, nie znajdują się w głównym krwiobiegu. Ów główny krwiobieg: tworzą natomiast filmy, prasa, popularne książki, i programy edukacyjne, które nie są już obojętne religijnie – one są katolicyzmowi zwyczajnie wrogie. Ten główny nurt w sposób regulowany, choć czasem ledwie zauważalny, podmywa chrześcijańskie fundamenty, uderza w katolicką rodzinę, moralność, obyczajowość…
I robi to bez trudu, bo z katolicyzmu jesteśmy też wykorzeniani przez edukację, i to od najwcześniejszych lat…
Otóż to! Ale trzeba też sobie postawić pytanie: dlaczego chrześcijanie przestali tkać materię katolickiej polityki, katolickiego wychowania, katolickiej sztuki? Odpowiedź jest jasna i jedyna: bo chrześcijanie stracili żywą wiarę. Stracili osobistą relację z Jezusem Chrystusem. Mówi o tym raz po raz Ojciec Święty, mówią inni pasterze Kościoła
Dlaczego tak się stało? Gdzie tkwi przyczyna tego, że wielu katolików utraciło osobistą relację z Panem Bogiem?
Na pewno można wynajdować różne przyczyny i każda z nich będzie na swój sposób ważna. Zwrócę uwagę na jedną rzecz: Podążanie za Ewangelią, służba naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi, to służba twarda, wymagająca. Nie ma w niej miejsca na sentymenty i rozczulanie się nad sobą. To jest walka, i to walka krwawa, niemalże dosłownie. Diabeł, zwodziciel dusz, nie cacka się z ochrzczonymi, robi wszystko i wszystkimi sposobami, by zabić w nas pragnienie Boga, by odebrać nam wolę służenia tylko Jemu. Walki przeciw szatanowi nie da się prowadzić bez świadomości potęgi i podstępności przeciwnika. Nie da się jej prowadzić także bez specjalnych środków – pokuty, ascezy, postu, wytężonej modlitwy, ofiary, przyjmowania upokorzeń i jednocześnie, dumnego stawiania czoła. Życie z Chrystusem w centrum życia jest prawdziwą wojną – ze swoimi słabościami, z diabłem, który je wykorzystuje, z grzechem, egoizmem, a także z pułapkami zastawianymi przez tych, którzy świadomie powiedzieli Bogu „nie!”, którzy uczestniczą, mniej lub bardziej świadomie – w strukturach zła.
A myśmy o tej rzeczywistości walki zapomnieli…
Nie tylko zapomnieliśmy, ale wręcz zaprzeczyliśmy jej realności. Chrześcijaństwo ma być dostosowane do świata, ma żyć w pokoju ze światem. Naczelną wartością chrześcijańską stał się ekumeniczny dialog. I forsowanie herezji dobro ludyzmu, która można streścić tak: Jeśli jesteś dobrym człowiekiem to Chrystus w tobie mieszka. I wszyscy będziemy zbawieni. Nie trzeba chodzić do kościoła, a już na pewno nie trzeba się spowiadać ani pościć, ani modlić na Różańcu. Wystarczy „kochać” innych, to znaczy nie naprawiać, nie upominać, pozwolić każdemu wierzyć „po swojemu”… I co widzimy? Znikają posty, znikają praktyki pokutne, znikają niektóre nabożeństwa, znika spowiedź indywidualna. Z liturgii usuwa się prawdę o Krzyżu i Ofierze. Rezultat jest taki, że jesteśmy bezbronni. Diabeł jednym ciosem zrywa naszą więź z Chrystusem, uderza w religijność (religo – znaczy wiązać, stąd więź). Buduje naszą letniość, podtrzymuje nasze przekonanie, że religia to prywatna sprawa. Chodzimy do kościoła, ale już nie bardzo wiemy, po co. Świętujemy Boże Narodzenie i Wielkanoc, ale świętowanie nie odciska się na naszym życiu. Więź została zerwana.
Rezultatem jest to, że między ludźmi wcale nie ma obiecanego pokoju. Jest pełna nienawiści, destrukcyjna walka, przedmiotowe traktowanie innych, smutek, połamane życiorysy, miałkość życia.
Myśli pan, że Akademia, która za chwile otwiera swe podwoje w kolejnym mieście, jest w stanie pomóc w likwidacji tych poważnych niedomagań, o których wspominaliśmy wcześniej?
Znajmy proporcje. Nie działamy w skali wielkich liczb, jeszcze nie. Ale zapewne te osoby, które poświęcą swój czas i podejmą trud studiowania w Akademii, szybko zobaczą, jak otwierają im się oczy, jak widzą wyraźniej, głębiej. Jak sięgając do ostatecznych racji świata, poznając kryteria, za pomocą których odróżniamy dobro od zła, piękno od szpetoty, znając prawdę historyczną, uzupełniając tę wiedzę, o którą przecież każdy jakoś na co dzień zabiega, uzupełniając ją we „wspólnocie akademickiej” – wyzwalają się zarazem spod destrukcyjnych procesów, jakie niesie otaczający świat – telewizja, prasa, przekaz edukacyjny, czasem także niestety – przekaz duszpasterski.
Czyli Akademia to coś więcej, niż poszerzanie posiadanej wiedzy, gromadzenie nowych wiadomości?
Taki jest zamysł i w tym kierunku, razem ze słuchaczami, będziemy zmierzać. Oczywiście, to nie jest zadanie tylko na rok. To musi być systematyczna codzienna praca przez wiele lat, czasem do końca życia. Ale chcemy to wspólnie z naszymi słuchaczami zainicjować; żeby ta praca wykonywana w Akademii nie była tylko wysiłkiem nastawionym na określony rezultat, ale by była nauką służby, służby Prawdzie i Tradycji, a to znaczy także Panu Bogu, Kościołowi, Polsce. Dzisiaj wiedza przekazywana w książkach, czy w różnego typu szkołach nie ożywia naszej duszy, raczej ją otępia. Tych, którzy ją przyjmują, wbija w pychę. Celem Akademii Tradycja i Przyszłość jest to, aby jej słuchacze byli uszlachetnieni. Jakiekolwiek studia zawsze powinny uszlachetniać, a także uzdalniać do dawania świadectwa wiary. Cel naszych wysiłków powinien być większy, niż tylko zdobycie zasobu wiedzy i umiejętności, choć i w tym zakresie na pewno studenci będą wzbogaceni. Ale cel jest gdzie indziej, leży znacznie wyżej – wysiłek zdobywania wiedzy ma nas, jak już powiedziałem, uzdalniać do służby w rodzinie, w społeczności, w narodzie, w Kościele. To jest zaczątek kształtowania przyszłych elit.
Taki zamysł idzie nieco na przekór temu, co modne, co dziś popularne i poszukiwane…
Jako organizatorzy Akademii mamy nadzieję, że tak jest. Bo tylko takie działanie ma sens. To, co modne szybko przemija, zmienia się. A w każdym człowieku jest potrzeba tego co wartościowe i nieprzemijalne. Dziś jest tak, że przez byle co, oszukiwana, karmiona trutkami, wreszcie zupełnie tłumiona. Człowiek, zamiast wzrastać, sięgając ku temu, co go przekracza – karłowacieje. Karłowacieje, bo pędzi za tym, co od niego niżej – za uznaniem, pieniędzmi, seksem, innymi przyjemnościami. To wynaturza i człowieka i całą atmosferę, w której żyje. Jest tak, bo zawiódł na całej linii system wychowawczy tworzony w oderwaniu od celu ostatecznego ludzkiego życia, zawiodła na całej linii kultura bez odniesienia do Prawdy, Dobra, Piękna, zawiedli z kretesem politycy, którzy nie służą transcendentnemu porządkowi i dobru moralnemu obywateli, a prowadzą partyjne bijatyki. Zawiodło wreszcie duszpasterstwo, rozmywając przekaz ewangeliczny, nie podkreślając poważnych zobowiązań, z którymi wiąże się służba Chrystusowi Panu, nie wymagając wysiłku i ascezy, jakiego ta służba wymaga, usypiając w końcu naszą czujność wobec diabła, „który, niczym lew ryczący patrzy, kogo by pożreć”. To trzeba zacząć naprawiać. Dobrze, że symptomy działań naprawczych są coraz częstsze.
Kto może być studentem Akademii?
Zapraszamy wszystkich, którzy nie godzą się na przeciętność i bierność, którzy nie chcą być , jak to się dziś mówi, targetem speców od ideologicznych reklam. Tych, których pociąga trud i obcowanie z wielkimi osiągnięciami cywilizacji chrześcijańskiej. Którzy chcą być zaczynem ewangelicznego, chrześcijańskiego ładu w swoich środowiskach.
W programie Akademii są rożne dziedziny filozofii, w tym filozofia polityki, jest historia, nauka o cywilizacjach, pedagogika, a także dział poświęcony nauczaniu Benedykta XVI, zwłaszcza w dziedzinie liturgii i apologetyka katolicka. Skąd taki układ przedmiotów?
Są dwa uzasadnienia. Pierwszy jest taki, że przedmioty te zawsze stanowiły podstawę wykształcenia i rozumnego odniesienia się do siebie i świata. Filozofia pozwala odróżniać prawdę od fałszu, dobro od zła, piękno od szpetoty, jest też naturalną drogą do odkrycia istnienia Boga, jako celu naszego życia. Filozofia polityki pokazuje, że polityka ma za zadanie dbać o to, by człowiek żył pięknie i dobrze. Wskazać, że sama polityka nie jest walką partyjną, tylko zapewnieniem ładu i hierarchii w życiu społecznym. Historia osadza w czasie, pokazuje nasze korzenie, uczy prawdy o dziejach, tych starszych i najnowszych także. Nauka o cywilizacjach z kolei pokazuje, że w świecie występuje spore zróżnicowanie sposobów urządzania życia społecznego, że nie można wszystkiego unifikować, tak jak to się dziś próbuje robić, bo wtedy równa się w dół, a z ludzi, z całych społeczeństw robi niewolników, etc, etc.
Drugie uzasadnienie doboru przedmiotów opiera się na fakcie, że w dziedzinach wpisanych do programu Akademii odbywa się największa manipulacja, że one są przedmiotem operacji specjalnej inżynierów dusz. Marksizm będący systemem filozoficznym, zafałszował nam prawdę, rozumienie człowieka i celu jego życia, a kłamstwo to trwa do dziś, i ma się dobrze. Ma wsparcie na uniwersytetach, w ośrodkach badawczych, w pracowniach pisarzy i artystów. Tyle, że przyjmuje coraz to nowe postaci. Istota pozostaje ta sama – zniszczyć rodzinę, oderwać człowieka od celu ostatecznego życia, zanurzyć go w materii, w bezrozumnej konsumpcji i niskich uciechach. O fałszowaniu historii mówić nie trzeba, podobnie jak o fałszywych fundamentach stanowionego prawa, czy koncepcji pedagogicznych. W Kościele też mamy zdumiewającą i niepokojącą nieczułość na nauczanie papieża Benedykta XVI choćby w dziedzinie liturgii, stąd nasz blok wykładów na ten temat. Trzeba zafałszowania, obecne czasem w bardzo zaskakujących miejscach, rozpoznać, zidentyfikować ich źródła i nauczyć się być wobec nich niezależnym. Dodatkowo przewidujemy też cykl konwersatoriów, które będą uszczegółowieniem wiedzy z głównego programu, zgodnie z życzeniami słuchaczy. O tym, wspólnie z o. Krzysztofem Stępowskim, duszpasterstwem warszawskich środowisk tradycyjnych, gorącym orędownikiem Akademii, będziemy informować.
Jaką korzyść osiągną studenci Akademii?
Wymiernej – żadnej! Po wymierne korzyści idzie się do szkoły zawodowej, których jest aż nadto dokoła.. A my w Akademii chcemy spotkać się z wielkimi Mistrzami, założycielami naszej cywilizacji, z Platonem, Arystotelesem, św. Augustynem, św. Tomaszem, z o. Jackiem Woronieckim, z Feliksem Konecznym, św. Piusem X, Piusem XII czy Benedyktem XVI i jeszcze innymi wielkimi. Będzie to możliwe dzięki wykładowcom, którzy nie tylko w szkole tych Mistrzów pobierali nauki, ale i dziś na co dzień z nimi obcują. Takie bezinteresowne zgłębianie wiedzy, które uszlachetnia duszę daje też, powtórzmy za Arystotelesem, rozkosze przedziwne w swej czystości i trwałości. Dlatego zapraszamy serdecznie, 11 października zaczynamy w Lublinie.
Rozmawiał Piotr Mazur