Polak, którego żona i 9-letni syn zginęli podczas olbrzymich pożarów w Grecji przyznał na antenie TVP, że ma ogromny żal do obsługi hotelowej i greckich służb. „Nie poinformowano nas o zagrożeniu pożarem” – wspomina tragiczne chwile.
„Wyszedłem z hotelu, patrzę, a już w powietrzu unoszą się płonące strzępy. Spytałem na recepcji, co się dzieje, a pracownik powiedział: „Nic, nic, nic”. Mówię, że się pali. Cały hotel zaczął się palić. Kazano nam uciekać w ostatniej chwili” – opowiadał mieszkaniec Wysokiej w powiecie wadowickim.
„Nie było zorganizowanej ewakuacji. Wszyscy uciekali w popłochu. Pomocy żadnej nie było. Pomoc dopiero przyszła po trzech godzinach, już po pożarze, jak się uspokoiło” – wskazał.
Mężczyzna wspominał również ostatnią chwilę, gdy widział żonę i syna żywych. „Żona z dzieckiem wsiadła do łodzi, ja nie zmieściłem się. Widziałem, jak odpływają. Byłem szczęśliwy, że się uratują” – przyznał. Niestety później oboje utonęli.
Komunikat polskiego MSZ
Ministerstwo Spraw Zagranicznych wystosowało komunikat ws. polskich obywateli przebywających w objętej pożarami Grecji. Według wiedzy przedstawicieli ministerstwa „wszyscy Polacy przebywający w Grecji znajdują się obecnie w bezpiecznych miejscach”.
Resort informuje również, że na mocy kontaktów dyplomatycznych ze stroną grecką ustalono, iż pożary znajdują się pod kontrolą służb prowadzących akcję ratunkowo-gaśniczą.
„Wszyscy Polacy są w bezpiecznych miejscach; ci spośród polskich obywateli, którzy byli poszukiwani, po przywróceniu łączności zostali odnalezieni” – zapewnia Artur Lompart, dyrektor biura prasowego MSZ.
Lompart odniósł się również do tragicznej sytuacji obywatela Polski, którego żona i dziecko utonęli na łodzi służącej do ewakuacji osób uciekających przed pożarami. Dyrektor biura prasowego resortu spraw zagranicznych przyznał, że mężczyzna znajduje się pod opieką psychologa, a MSZ zapewniło mu pomoc w załatwieniu formalności dotyczących sprowadzenia do kraju ciał zmarłych.