Reprezentacja Polski uległa kadrze USA w ostatnim spotkaniu grupowym tegorocznej Ligi Światowej. Poza walką o pierwsze miejsce w grupie, mecz nie miał większej wartości, gdyż obie drużyny już wcześniej zapewniły sobie udział w turnieju finałowym.
Za dużo przestojów
Początek starcia znacznie różnił się od piątkowego, gdyż Polacy zaczęli mecz dużo lepiej. Jednak i tym razem, choć nieznacznie, to przyjezdni byli stroną dominującą (4:6). Nie potrafili oni udokumentować swojej przewagi, dlatego nasi siatkarze szybko doprowadzili do wyrównania (11:11). Od tego momentu obie ekipy walczyły o każdy punkt bardzo zaciekle, szybko łapiąc optymalną grę. Amerykanie, będąc w gazie, wyczekali na przestój u oponenta, by błyskawicznie odskoczyć na trzy punkty (17:20). Podopieczni Stephana Antigi jeszcze starali się odwrócić losy seta (19:20), lecz USA błyskawicznie wróciło na swoją ścieżkę, obejmując prowadzenie w spotkaniu (20:25).
Czytaj także: LŚ: Polska pokonuje USA i awansuje do Final Six!
Gracze prowadzeni przez Johna Sperawa byli bardzo podbudowani zwycięstwem w poprzedniej partii, co szybko znalazło odzwierciedlenie w wyniku (4:7). „Biało-czerwoni” nie potrafili odnaleźć swojej najlepszej siatkówki, choć mogło być to spowodowane pewnością awansu do Final Six LŚ (9:12). Wydawało się, że wśród polskiego zespołu wszystko wraca do normy (14:14), lecz na taki obrót spraw błyskawicznie zareagowali goście, ponownie utrzymując nas w jednym ustawieniu przez kilka akcji (14:17). Po raz kolejny po drugiej przerwie technicznej przez chwilę „Orły” łapały kontakt (19:20), ale i tym razem „Jankesi” wykazali się dużym spokojem w końcówce, będąc już o krok od zwycięstwa (21:25).
Na tak łatwą porażkę nie chcieli pozwolić sobie mistrzowie świata, a po 10-minutowej przerwie gospodarze wyszli na parkiet z większą werwą i wiarą w zwycięstwo. Energia, którą widać było u Polaków, źle wpłynęła na gości, gdyż zaczęli oni popełniać coraz więcej błędów (5:3). Nam z kolei zaczęło wychodzić wszystko poza zagrywką, którą bardzo często psuliśmy. Mimo to nasi reprezentanci byli w stanie spokojnie zbudować solidną zaliczkę (13:8). W końcu Amerykanie się otrząsnęli, lecz nie mogli znaleźć oni sposobu na to, by powrócić do wyrównanej rywalizacji (17:12). Antiga widząc, że jego podopieczni w pełni kontrolują set, pozwolił zadebiutować w pierwszej kadrze Arturowi Szalpukowi, wprowadzając go na boisko w celu wykonania zagrywki. Choć pod koniec obrońcy trofeum Ligi Światowej jeszcze próbowali ukąsić, to ostatecznie Polacy przedłużyli widowisko o kolejną część (25:22).
Wygrana partia zadziałała bardzo motywująco na naszych zawodników, dzięki czemu cały czas utrzymywali oni swoją dobrą dyspozycję (4:1). Siatkarze z USA miewali w tym momencie tylko fragmentu dobrej gry (4:3), lecz zdecydowanie częściej musieli się borykać z błędami, które zdarzały się po ich stronie. Przy takim rozwoju wydarzeń nie było nic dziwnego w tym, że to „Orły” kompletnie przejęły kontrolę nad meczem (14:10). Nagle jednak przy stanie 18:13, polscy gracze stanęli w jednym ustawieniu, mając ogromne problemy ze skończeniem ataku (18:18). Z tego powodu do samego końca zarówno jedni, jak i drudzy musieli bardzo mocno walczyć, by zdobyć ten decydujący punkt. Ostatecznie z tych siatkarskich szachów lepiej wyszli Amerykanie, kończąc tym samym mecz (23:25).
Polska – USA 1:3 (20:25, 21:25, 25:22, 23:25)
Polska: Drzyzga, Mika, Wrona, Kurek, Buszek, Nowakowski, Gacek (libero) oraz Zatorski (libero), Konarski, Łomacz, Bieniek, Kubiak, Szalpuk
USA: K. Shoji, Sander, Lee, Troy, Jaeschke, Holmes, E. Shoji (libero) oraz Priddy, Lotman, Smith