Tygodnik „Dobry Tydzień” podał niepokojącą informację nt. stanu zdrowia Henryka Gołębiewskiego, polskiego aktora znanego m.in. z kultowej roli w filmie „Edi”. Znajomi aktora alarmują, iż ten czuje się coraz gorzej ze względu na nadużywanie alkoholu.
„Dobry Tydzień”, powołując się na wypowiedzi znajomych Gołębiewskiego, podaje, że aktor, który w przeszłości miał problemy związane z nadużywanie alkoholu, znów zaczął zaglądać do kieliszka. Gołębiewski od niedawna pracuje na planie serialu serialu „Lombard. Życie pod zastaw”, gdzie odgrywa jedną z głównych ról i podobno jedynie wtedy jest w stanie odstawić mocniejsze trunki. Znajomi twierdzą, że stan zdrowia aktora pogarsza się również ze względu na nałóg nikotynowy. Gołębiewski pali dużo papierosów, co z kolei powoduje u niego okropny kaszel.
U lekarza oczywiście nie był, podobnie jak na terapii odwykowej. Aż strach pomyśleć co się z nim stanie, jeśli na nią nie pójdzie. Jest już w takim stanie, że najlepszy byłby dla niego ośrodek zamknięty – mówi jeden z jego znajomych.
Henryk Gołębiewski urodził się w 1956 roku. Popularność zyskał dzięki serialom „Podróż za jeden uśmiech” i „Stawiam na Tolka Banana”, w których występował jako dziecko. Ponownie na ekrany wrócił pod koniec lat 90., gdy Jerzy Gudejko zaangażował go do roli tytułowego zbieracza złomu – Ediego – w filmie Piotra Trzaskalskiego z 2002.
Alkohol w showbiznesie: problemy Fajbusiewicza
Problemy z alkoholem to w świecie tzw. showbiznesu powszechna sprawa. Niedawno mówił o nich Michał Fajbusiewicz, dziennikarz znany z kultowego programu 997.
Alkoholizm to choroba, która objawia się trzęsieniem rąk czy tam w ogóle, trzęsieniem organizmu. Był taki moment, że bez szklanki wódki nie mogłem zjeść śniadania, bo sztućce wypadały mi z rąk – powiedział.
Fajbusiewicz zdradził, że od wielu lat nie zagląda do kieliszka. Teraz nie piję… nie mam problemu. Od paru lat ze względów zdrowotnych nie piję alkoholu, nawet wina nie piję – przyznał.
Dziennikarz uważa, że człowieka zmagającego się z chorobą alkoholową nie jest w stanie uratować żaden lekarz, jeżeli on sam nie podejmie działań, które przybliżą go do pokonania nałogu. Fajbusiewicz przyznał, że w pewnym momencie podjął przełomową decyzję i wyjechał ze swojej rodzinnej Łodzi… „do buszu”. Wyjechałem 400 kilometrów od Łodzi, byłem w buszu, dziczy, z kompletnie obcymi osobami – powiedział.
źródło: Dobry Tydzień, Super Express
Fot. Wikimedia/Ja Fryta