Mateusz M., mający 37 lat kierowca tira, podejrzewany o spowodowanie tragicznego karambolu na S7, w wyniku którego zginęło czworo dzieci, zdecydował się przerwać milczenie. Z płaczem w oczach prosił o wybaczenie. Głos zabrała również jego żona.
Do tragicznej katastrofy doszło w piątek, 18 października, po godzinie 23 na remontowanej części drogi ekspresowej S7 w Gdańsku. W karambolu brało udział 21 pojazdów, a w nich podróżowało 56 osób. Skutki tego zdarzenia są niewyobrażalnie smutne. Zginęły cztery osoby, wszystkie to dzieci: 7-letni Nikodem, 10-letni Mikołaj, 12-letni Tomek oraz jego 9-letnia siostra Eliza.
TIR-em na S7 jechał 37-letni Mateusz M., właściciel firmy transportowej. Mężczyzna rozmawiał z reporterką Faktów TVN. „Gdybym mógł cofnąć czas, to zrobiłbym cokolwiek innego” – wyznał załamany 37-latek.
„Głuchy dźwięk rozbijanych aut, jedno za drugim. Oczywiście, że nikomu nie chciałem krzywdy zrobić. Sam przed sobą nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Nie wiem, co się zadziało” — przyznał Mateusz M. podczas poruszającej rozmowy, którą przeprowadzono w kancelarii jego obrońcy.
Głos zabrała również uczestnicząca w rozmowie żona 37-latka. „Nasza córka jest w wieku tamtych dzieci i, patrząc na nią nawet, od razu myślimy o nich” — powiedziała pani Anna. „My jesteśmy rodzicami, którzy też pochowali dziecko, i wiem, że nie ma takich słów, które przyniosą ulgę. Być może kiedyś znajdą w sobie tyle siły, żeby spróbować w pewnym sensie nam wybaczyć” – dodała.
Przeczytaj również:
- Obława w Gdańsku! Kierowca nagle porzucił auto i uciekł do lasu
- Łódzkie: koszmar w gminie Rząśnia. Nie żyją mąż i żona! Zginęli tego samego w różnych miejscach
- Wrocław: wyłowiono ciało 54-latka z Odry. Szczegóły są przerażające
Źr. o2.pl; tvn