Francuz Morhad Amdouni stał się antybohaterem biegu maratońskiego, który rozgrywany był podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Zawodnik strącił wszystkie butelki z wodą przeznaczone dla zawodników, a chwycił ostatnią z nich. Teraz zamieścił tłumaczenie, do którego wiele osób podchodzi, delikatnie mówiąc, sceptycznie.
Ogromne upały, jakie panowały w Tokio podczas igrzysk olimpijskich były dla zawodników prawdziwą zmorą. Mocno dały się one we znaki między innymi maratończykom, którzy ostatniego dnia igrzysk rywalizowali w Sapporo w biegu na dystansie 42 kilometrów.
Szczególnie w kontekście upałów bardzo ważne jest, by sportowcy mieli dostęp do wody. Trudno się więc dziwić, że zachowanie jednego z zawodników, Francuza Morhada Amdouniego, wywołało ogromne oburzenie. Na 28. kilometrze trasy, gdy sięgał po butelkę z wodą, zrzucił ze stolika niemal wszystkie, a sam chwycił ostatnią. Z tego powodu część sportowców nie mogła skorzystać z wody, co mogło się dla nich skończyć bardzo źle.
Teraz Francuz postanowił wydać oświadczenie w tej sprawie. „Aby zakończyć wszystkie kontrowersje, chcę to wyjaśnić, aby wszyscy zrozumieli, co się naprawdę stało. Butelki są moczone w wodzie, by zagwarantować ich świeżość. To sprawia, że są śliskie. Jasne jest, że próbuje się sięgnąć po tę na początku rzędu. Jednak ta i kolejne wyślizgnęły mi się z rąk. Dobrze, że udało mi się złapać ostatnią z butelek” – przekazał.
Do tłumaczenia zawodnika wiele osób podchodzi z dystansem. Nie zmienia to faktu, że strącenie butelek nie przyczyniło się do jego zwycięstwa, ponieważ nie wytrzymał tempa czołowej grupy i dobiegł dopiero na 17. miejscu. Rywalizację w Tokio wygrał Eliud Kipchoge, który obronił tytuł wywalczony pięć lat temu w Rio de Janeiro.
Czytaj także: W Tokio zdobył olimpijskie złoto. Przed kamerami… przeprosił swoich rodziców
Żr.: Eurosport, Twitter/Eurosport Polska