Survival w Polsce zatacza coraz szersze kręgi. Z każdym rokiem więcej Polaków zaczyna się nim interesować i zagłębiać w jego tajniki. Paweł Supernat w rozmowie z Bartłomiejem Wypartowiczem przybliża metody i tajniki przetrwania.
Bartłomiej Wypartowicz: Jak wiem prowadzisz szkolenia weekendowe. Dużo osób na nie przychodzi?
Paweł Supernat: Tak, prowadzę szkolenia weekendowe. Są najczęściej wybieranym naszym produktem, ale prowadzimy także szkolenia dla grup zorganizowanych w tygodniu, w wakacje i przez cały rok. Jak kiedyś policzyliśmy średnio przez zajęcia które organizujemy, przewija się około 500 osób rocznie, w tym są także szkolenia dla szkół i zielone szkoły, gdzie uczestników jest po około 20.
Rozumiem. Co macie w programie szkolenia?
Generalnie nasza firma zajmuje się tylko szkoleniami związanymi z survivalem tak cywilnym, jak i militarnym. Nawet jak organizujemy eventy dla grup, to jest tam przede wszystkim survival, dodatki mogą wynikać z potrzeb (off-road, kajaki itp.), W każdym programie występują tylko techniki survivalowe. Głównie skupiamy się na klasyce, czyli trójkącie przetrwania – motywacja, chęć życia i silna wola – to podstawy. Przy ponad godzinnym wykładzie są odniesienia do życiowych sytuacji i różne maksymy, które pomagają zrozumieć czym jest odpowiednie nastawienie psychiczne. Wiedza jest w połowie naszej hierarchii wartości. Jest tak samo ważna jak motywacja, ale bez niej da się przetrwać. Wiedza i odpowiednie jej zrozumienie jest kluczowe w dzisiejszym świecie, gdzie jesteśmy otoczeni przez rożnego rodzaju media, w których informacji o survivalu jest pełno, ale niektóre są przekłamane lub nieodpowiednio przekazane, stąd nasza główna maksyma dotycząca wiedzy to: „Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem.” W ten sposób prowadzimy szkolenia i tak przekazujemy wiedzę. Na samym czubku piramidy jest sprzęt, jako wisienka na torcie. Sprzęt jest przydatny, dobrze jest mieć ciepłe, suche i wygodne buty, dobrą kurtkę, lekki plecak, ale to nie daje nam gwarancji przetrwania. Dopiero połączenie motywacji, wiedzy i sprzętu powoduje, że człowiek ma największe szanse na sukces w walce z przeciwnościami losu.
Masz jakieś rady dla początkujących survivalowców?
Jedna kluczowa – chęci. Chcieć to móc. Jak ktoś będzie zainteresowany survivalem, to zacznie grzebać w Internecie, kupować książki, oglądać programy czy jeździć do lasu. Prędzej czy później trafi w dobre ręce, na dobre forum lub na dobrą stronę, oddzieli ziarno od plew i zdobędzie odpowiednie doświadczenie. Innej drogi nie ma.
Rozumiem. Ostatnio, z tego co obserwuje, zainteresowanie survivalem wzrosło, myślę że to przez niespokojną sytuacje na Ukrainie, co o tym myślisz?
Prowadzimy firmę już prawie 4 lata i zainteresowani survivalem wzrastało co rok i w sumie nie zauważyliśmy żeby to było jakoś specjalnie powiązane akurat z sytuacją na Ukrainie, po prostu z czasem więcej ludzi się za to wzięło.
Ludzi od zawsze interesuje natura, a mężczyzn wszelkiego rodzaju męskie zabawki, więc jak w Internecie, telewizji, gazetach pojawiło się tego więcej, to nakręciła się spirala. Być może sytuacja na Ukrainie pomogła, ale zwykły miłośnik lasu nie ma nic wspólnego z wojną na wschodzie. To już raczej prepersi. Jak zaczynaliśmy były może trzy blogi w Internecie związane z survivalem i dwie dobre szkoły. Teraz blogów i szkół survivalu namnożyło się jak grzybów po deszczu. Jedne przetrwają, inne odejdą w zapomnienie, to naturalne. O wszystkim zadecyduje czytelnik i rynek.
Jaki jest twój stosunek do prepersów?
Od razu trzeba powiedzieć że są prepersi i prepersi, jak survivalowcy i survivalowcy, więc są ludzie dobrze przygotowani, posiadający dobre przygotowanie, tak mentalne, jak i fizyczne i sprzętowe. Takich podziwiam, bo to jest już filozofia życia, ale jest też druga strona. Ktoś coś tam pisze, coś tam widział, gdzieś coś słyszał, a pojęcia o czymkolwiek nie ma. Generalnie nurt prepersów nie jest mi obcy i każdą dobrą robotę, i inicjatywę szanuję, i zawsze pochwalam, a komentuję i staram się sprowadzać na ziemię tych marzycieli. Kiedyś, żeby sobie udowodnić, że jesteśmy przygotowani na takie dziwne prepersko-survivalowe akcje zorganizowaliśmy marsz ze Świnoujścia na Hel.
Zabraliśmy ze sobą tylko reklamówki, odzież na sobie i małe torby na pasie. Całe jedzenie mieliśmy w reklamówkach, a piliśmy wodę z kanałów portowych i rzek, które wpływały do morza. Szliśmy 9 dni, czyli średnio 60 km dziennie. W ten sposób udowodniliśmy sobie, że w wypadku awarii możemy pieszo udać się gdziekolwiek a sprzęt ma mniejsze znaczenie. W tamtym roku też dla właśnie takich akcji zorganizowaliśmy marsz na 100 km w 24 h.
Nic ci ze sprzętu, jeśli nie potrafisz go odpowiednio wykorzystać, to normalne.
Tak, stykamy się z tym często. Przyjeżdżają do nas czasem uczestnicy, którzy kupili rzeczy nieodpowiednie lub nieumiejętnie i albo im się nie przydają, albo kończą swoją przygodę z survivalem. My mamy na to określenie „kto bogatemu zabroni”. Chcesz kupić nóż drogi? Chcesz kupić drogie buty? Stać Cię? Czujesz potrzebę posiadania? Wykorzystasz to? Kupuj. Jest takie powiedzenie „Doświadczenie to jest taka rzecz, że jak już je posiadasz to go nie potrzebujesz”, czyli niestety dopiero, jak jesteśmy starsi to wiemy, gdzie popełniliśmy błędy, co kupiliśmy złego, czego nie kupiliśmy, gdzie pojechaliśmy z kim i po co. To naturalna droga każdego człowieka.
Wracając do naszej wcześniejszej rozmowy o tym, co bym powiedział początkującym to właśnie do tego wróciliśmy… motywacja i chęci czytać, oglądać, spotykać się z ludźmi, rozwijać się po to, by samemu doświadczać swoich potrzeb. Jak raz zmarzniesz w lesie, to będzie to najlepsza szkoła przetrwania. Jak się nie przewrócisz, to nie nauczysz się chodzić. To jest kwintesencja survivalu, cały czas wracamy do motywacji i chęci.
To jaki polecasz sprzęt dla początkujących?
To trudne pytanie, ale prozaicznie łatwa odpowiedź. Sprzęt dopasowuje się do swojej aktywności terenowej, do tego co robimy i czym się zajmujemy. Drugie pytanie, które pomaga nam wybrać nasz sprzęt, to koszty, czyli w skrócie: do czego i za ile? Początkującemu polecam tańsze opcje, odzież z demobilu, z wymiany, z lumpexów, z portali aukcyjnych. Noże też można kupić za 10-20 zł, a jak zdobędziemy doświadczenie to wtedy będziemy wiedzili co zmienić w swoim ekwipunku, w co zainwestować i na czym się skupić, lecz jest też druga strona medalu.
Użycie profesjonalne – dlaczego ktoś kto jedzie na koniec świata, wspina się na najwyższe szczyty na Ziemi nie ubiera się w demobilu lub nie zabiera noża za 20 zł? Czasem pada pytanie: „Proszę poradź mi, chcę kupić dobry i tani nóż”. Na to pytanie mogę odpowiedzieć tak: po co ci dwa noże? Oczywiście to w dużej mierze żart, dlatego że początkującym nie polecam sprzętu z górnej półki, zaczynamy od najtańszych produktów, stopniowo samemu dochodząc do tego, co kupić i dlaczego. Wiedza przyjdzie sama lub poznamy takich ludzi, którzy polecą nam produkt do naszej aktywności.
Nawet ostatnio miałem świetny przykład, który wiąże się z naszą rozmową. Na nasze szkolenie przyjechał uczestnik, ale po części, dlatego że ktoś mu polecił naszą firmę, a także po części, dlatego że jak do nas zadzwonił i pytał się o jedną taką droga kurtkę, to my mu odradziliśmy jej zakup. Dlaczego? Bo na jeden wyjazd w teren mu niepotrzebna. Z jednej strony zarobiłbym na tej kurtce pieniądze, ale z drugiej strony zyskałem uczestnika, który ufa mi, że nie wcisnę mu byle czego. Gdyby mnie zapytał o sprzęt na wyjazd w góry na koniec świata, rozmowa byłaby zupełnie inna. Odpowiedni sprzęt do odpowiednich zadań.
Jak można zostać takim instruktorem survivalu jak ty?
W Polsce żeby zostać instruktorem survivalu są dwie drogi. Po prostu nim być, gdyż nie ma żadnych wymagań żeby prowadzić zajęcia dla dorosłych. Co innego dla dzieci. Trzeba tutaj mieć kilka dokumentów i generalnie większa odpowiedzialność (my oczywiście mamy i takie), a druga strona to wyrobienie sobie legitymacji na jakimś kursie instruktorskim. Kosztuje to dość sporo, a tak naprawdę niewiele daje. Ma się tylko dokument, bez gwarancji wiedzy i pracy. IOF idzie dalej, ma szkolić instruktorów, którzy będą szkolić pod egidą właśnie IOF. Czyli po zdobyciu wyszkolenia w IOF ma się możliwość prowadzenia własnej szkoły przetrwania, a IOF w tym pomaga merytorycznie i dydaktycznie. Cała logistyka stoi po stronie IOF, a instruktor szkoli w danym miejscu już tylko ludzi. IOF organizuje i zbiera uczestników szkolenia, a samo szkolenie organizuje instruktor z danego miasta na swoim terenie. Ktoś zainteresowany survivalem, zdobył wiedzę, chce zostać instruktorem, wstępuje do IOF, tam po rocznym stażu zostaje instruktorem i IOF pomaga mu logistycznie prowadzić szkolenia. Oczywiście gdzieś jest haczyk. IOF potrzebuje ludzi. Czasem do zorganizowania imprezy, duże eventy, programy telewizyjne gdzie są potrzebni ludzie, ale nie byle jacy ludzie. Tylko profesjonaliści. Wtedy właśnie tacy instruktorzy mogą się spełniać – i oczywiście zarabiać na tym to normalne. Jednak żebyśmy nie zapomnieli… głównym zadaniem IOF jest krzewienie ducha survivalu.
Fot. Paweł Supernat