Policjanci dotarli do mężczyzny, którego media określiły mianem „Rambo”. Wcześniej informowano, że może być żołnierzem ze wschodniej Europy. Turyści widzieli go, jak maltretował psa. Później próbował zaatakować pracownika TPN. Ostatecznie zaszył się w górach.
Policjanci otrzymali dramatyczne zawiadomienie w czwartek wieczorem. W rejonie Doliny Małej Łąki, przy Drodze pod Reglami turyści i podleśniczy widzieli jak mężczyzna miał katować psa. Z ich relacji wynika, że rzucał czworonogiem o drzewa i skały.
Czytaj także: Znamy przyczyny awarii w oczyszczalni „Czajka”. Doszło do wybuchu
Gdy przestraszeni zapytali co robi, odparł, że „składa psa w ofierze rytualnej”. Jego akcent wskazywał, że pochodził ze wschodniej Europy. Interweniował również pracownik TPN, który z kolei stał się celem agresji tajemniczego mężczyzny. Potem uciekł w Tatry. Informowano, że „Rambo” mówi ze wschodnim akcentem i ma doświadczenie wojskowe. Obawiano się również, że może być chory psychicznie.
Rozpoczęły się wielkie poszukiwania, bo policjanci obawiali się, że mężczyzna może być bardzo niebezpieczny. Nie udało się go jednak znaleźć, ale w piątek nastąpił przełom, bo… „Rambo” sam zgłosił się na komisariat.
„Przydomek „Rambo” jest nie na miejscu, bo mężczyzna nigdy z wojskiem nie miał nic wspólnego. To 30-latek, pracuje w Zakopanem.” – poinformował o2.pl mł. insp. Sebastian Gleń z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Czytaj także: Awaria kolejki na Kasprowy Wierch po uderzeniu pioruna. 450 turystów uwięzionych!
Weterynarz zbadał psa. Okazało się, że nic mu się nie stało i jest cały i zdrowy. To kilkumiesięczna suczka. „Rambo” przyznał, że trenował ją w lesie, ale faktycznie „mógł przesadzić”. Mężczyzna prawdopodobnie nie stanie przed sądem. Z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika, że nie ma podstaw, by postawić mu zarzuty. Dochodzenie cały czas jednak trwa.
Źr. o2.pl; zakopane.naszemiasto.pl