Nie można walczyć z Rosją za pomocą półśrodków. Albo dławimy Moskwę prawdziwymi sankcjami i dozbrajamy ukraińską armię, albo dogadujemy się i żyjemy dalej. To, co mamy teraz nie jest dobre ani dla Ukrainy, ani dla Polski, ani dla Europy. Wszyscy mają już dosyć chorego człowieka Europy jakim jest Ukraina. Albo zacznie się leczyć, albo niech sobie wreszcie strzeli w łeb – powiedział w rozmowie z portalem wMeritum.pl Tomasz Maciejczuk.
Zobacz także: Polscy żołnierze na paradzie wojskowej w Kijowie. Poroszenko dziękuje za wsparcie
Krzysztof Mazur: Ukraiński dziennikarz mieszkający w Polsce – Igor Isayev w swoim tekście stwierdził, że wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Kijowie jest spowodowana strachem, bo Warszawa (…) Przestraszyła się tego, co uczyniła wobec Ukraińców (szerzej o tym zob. tutaj). Zapewne chodzi tutaj o sejmową uchwałę, w której rzeź wołyńska nazwana jest ludobójstwem. Czy rzeczywiście tak należy odbierać wizytę Andrzeja Dudy?
Tomasz Maciejczuk: Ukraińscy dziennikarze kolejny raz udowodnili, że żyją w alternatywnej i kreowanej przez siebie rzeczywistości. Polska nie znajduje się w pozycji, w której mogłaby z jakichkolwiek powodów czuć strach przed Ukrainą i Ukraińcami. Stroną, która każdego dnia czuje strach i nie jest pewna swojego jutra nie jest Polska, lecz Ukraina. Prorządowi dziennikarze na Ukrainie inaczej niż my oceniają działania OUN-UPA i wynika to z prostego względu – z braku wiedzy. Uważają, że rzezi wołyńskiej nie było, według nich Ukraińcy ruszyli do narodowowyzwoleńczej wojny przeciwko polskim kolonizatorom i imperialistom. Mówią, że UPA walczyła z każdym – z AK, z Wehrmachtem i z ZSRR, jednak jeśli poprosimy o nazwanie największej operacji wojskowej UPA lub choćby o nazwanie bitew UPA – zamiast odpowiedzi usłyszymy ciszę. To przykre, ale największą akcją zbrojną tej wychwalanej przez nich organizacji była rzeź wołyńska i to jest to, co Ukraińcy próbują za wszelką cenę wypchnąć ze swojej budowanej na nowo świadomości narodowej. Wracając do strachu: Kijów chce być w Unii Europejskiej i w NATO. Ja na ich miejscu bałbym się czy zepsucie stosunków z Polską nie przyczyni się do zamknięcia drzwi zarówno do Europy, jak i do NATO oraz do pozostawienia Kijowa sam na sam z Putinem.
Krzysztof Mazur: Ten sam dziennikarz w wywiadzie udzielonym dla Polska The Times przeprosił Polaków za zbrodnię wołyńską …
Tomasz Maciejczuk: Przeprosiny Ukraińców są nieszczere i fałszywe. Z jednej strony składają kwiaty pod pomnikiem ofiar rzezi wołyńskiej, a z drugiej nazywają jej organizatorów i wykonawców swoimi bohaterami i wzorami do naśladowania. Ukraińscy rewizjoniści chcą byśmy uznali operacje wołyńska UPA za wojnę polsko-ukraińską, następnie powiedzą nam, że w tej wojnie Polacy byli agresorami, okupantami i kolonizatorami, następnie stwierdzą, że UPA miała prawo dokonać likwidacji polskiej mniejszości narodowej w ramach obrony przed polskim szowinizmem i imperializmem. Spotykałem się z tym wielokrotnie. Tego jeszcze nie widać na szczytach władz, ale jest już widoczne w ukraińskim społeczeństwo. To, co widzimy w tej chwili jest jedynie preludium. Obawiam się, że za kilka lat Ukraińcy zechcą sprowadzić z Monachium do Kijowa prochy Stepana Bandery, i dopiero wtedy zacznie się gwałtowna i bezkompromisowa banderyzacja Ukrainy.
Krzysztof Mazur: Pana zdaniem społeczeństwo ukraińskie, zwłaszcza w obliczu tych problemów wewnętrznych, będzie podatne na kult Bandery?
Tomasz Maciejczuk: Jak najbardziej. Społeczeństwo ukraińskie potrzebuje symbolu, wokół którego się zjednoczy. Rosjanie nienawidzą Bandery i UPA, dlatego Ukraińcy obowiązkowo zrobią z nich swoich sztandarowych bohaterów. Niestety, działalność Bandery była głownie nie antyrosyjska, lecz antypolska i młode ukraińskie pokolenie zostanie wychowane na opowieściach o złych Polakach i dzielnym terroryście Banderze, który złych Polaków likwidował. W dodatku na Ukrainie coraz częściej słychać o etnicznych ukraińskich ziemiach leżących w granicach państwa polskiego. To nie jest droga do przyjaźni. To droga do konfliktu, a w tym konflikcie, niestety dla Ukraińców, to oni znowu będą stroną pokonaną, biedną i obrażoną na cały świat.
Krzysztof Mazur: Ale o tym w mediach za dużo się nie mówi…
Tomasz Maciejczuk: Bo w polskich mediach najwięcej o Ukrainie wypowiadają się ci, którzy mają o niej najmniej do powiedzenia. Widzimy wciąż te same twarze polityków, aktywistów i dziennikarzy mających mniej więcej takie same poglądy i broniących jedynie słusznej wizji stosunków polsko-ukraińskich. Przez to w Polsce mamy skrzywiony obraz ukraińskiej rzeczywistości. Polacy tak naprawdę nie wiedzą co się dzieje na Ukrainie, jakie zachodzą tam procesy polityczne i społeczne. Za taki stan rzeczy należy podziękować głównym graczom na rynku medialnym oraz polskim politykom. Współpracuję z Anatolijem Szarijem, najbardziej znanym opozycyjnym dziennikarzem z Ukrainy. Jego portal sharij.net i kanał na YouTube (SuperSharij) biją rekordy popularności. Miliard wyświetleń, 850 tysięcy subskrybentów. Robimy materiały o Ukrainie, omawiamy sytuacje gospodarczą, polityczną i społeczną.
Krzysztof Mazur: To na jego kanale pojawił się wywiad z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim?
Tomasz Maciejczuk: Tak, to ja go przeprowadziłem. Poprosiłem Anatolija o możliwość pokazania polskiego punktu widzenia widzom ze wschodu. Zgodził się, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Niestety, polskie media nie są zainteresowane głosem spoza proporoszenkowskiego mainstreamu. Mam wrażenie, ze w Polsce przyjęło się mówić o Ukrainie jak o zmarłym – albo dobrze, albo wcale. A przecież Ukraińcy śpiewając hymn przekonują nas, że „szcze ne wmerla Ukraina”.
Krzysztof Mazur: Każdy, kto porusza temat np. pamięci ofiar rzezi wołyńskiej czy krytykuje działania ukraińskich polityków, oskarżana jest o działanie na rzecz Rosji.
Tomasz Maciejczuk: W Związku Radzieckim każdy przeciwnik stalinizmu uważany był za agenta Polski, Japonii lub zgniłego Zachodu. Tacy ludzie nazywani byli wrogami ludu, tracili pracę, wysyłano ich do obozów koncentracyjnych, rozstrzeliwano. Ukraina jest w tej chwili na etapie nazywania krytyków władzy agentami, wrogami ludu, dochodzi do zatrzymań, ludzie tracą pracę, dochodzi do pobić, a nawet mordów politycznych. To nie ma nic wspólnego z demokracją, Ukraina pod tym względem coraz bardziej upodabnia się do Rosji. Ukraińcy widzą to tak: jeśli mówisz o nas dobrze – jesteś naszym przyjacielem. Jeśli nas krytykujesz – jesteś naszym wrogiem, a że za głównego wroga uważają Rosję, to przypisują opozycji i krytykom prorosyjskość i agenturalność na rzecz Moskwy. Rosja i rosyjskie media krytykują Ukrainę, dlatego jeśli ktokolwiek zauważa problemy, odważa się krytykować, to od razu stawiany jest w tym samym szeregu co wróg. Ten typ myślenia był bardzo popularny w Związku Radzieckim, to nieodłączna cecha homo sovieticusa i niestety zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie otrzymali ten spadek po ZSRR i póki co, jak widać, nie zamierzają z niego rezygnować.
Krzysztof Mazur: Paradoksem jest to, że prowadzi się obecnie na Ukrainie politykę desowietyzacji.
Tomasz Maciejczuk: Ukraińcy zmieniają symbole, ale nie sowiecką mentalność. Udawana walka z korupcją, udawane reformy gospodarcze, udawana walka z Rosją, udawana walka z separatystami. Ukraina coraz bardziej przypomina Nibylandię. Tam wszystko robi się „na niby” i oczekuje się, że Unia Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i „przyjaciele”, w tym Polska, posypią groszem, bo przecież Poroszenko broni nasz kontynent przed rosyjskimi czołgami, które, gdyby nie ukraińska armia, już dawno zdobyłyby Warszawę, Berlin i kto wie – może nawet Paryż?
Krzysztof Mazur: Czy rzeczywiście pod tym względem jest aż tak źle?
Tomasz Maciejczuk: Dochodzi nawet do tego, że pisane są donosy do bezpieki na dziennikarzy odważających się krytykować władze. Ukraińcy coraz częściej piszą donosy, a to niestety bardziej przypomina realia Związku Radzieckiego, niż Unii Europejskiej, do której tak bardzo chcieliby kiedyś wstąpić.
Krzysztof Mazur: Jednak z wypowiedzi niektórych polityków europejskich coraz częściej da się odczuć, że zależy im na dialogu z Rosją. Francuscy politycy jeżdżą na Krym, a niemieccy ministrowie powtarzają konieczność zniesienia sankcji, oczywiście pod pewnymi warunkami.
Tomasz Maciejczuk: Europejscy politycy nie mają pojęcia czym jest Rosja i kim są Rosjanie. Próba zniszczenia rosyjskiego ducha za pomocą bardzo ograniczonych sankcji jest niczym rzucanie kamieniami w niedźwiedzia z nadzieją, że się przestraszy i ucieknie. Oczywiście, niedźwiedź będzie miał guza, ale koniec końców wyjdzie z tej konfrontacji cały i zdrowy. Nie można walczyć z Rosją za pomocą półśrodków. Albo dławimy Moskwę prawdziwymi sankcjami i dozbrajamy ukraińską armię, albo dogadujemy się i żyjemy dalej. To, co mamy teraz nie jest dobre ani dla Ukrainy, ani dla Polski, ani dla Europy. Wszyscy mają już dosyć chorego człowieka Europy jakim jest Ukraina. Albo zacznie się leczyć, albo niech sobie wreszcie strzeli w łeb.
Źródło: wMeritum.pl/kresy.pl
Fot. Youtube.com/Telewizja Republika