Dwa tygodnie później, w nocy z 22 na 23 lutego, Ukraińcy spalili osadę Janowa Dolina mordując w okrutny sposób sześciuset Polaków. Cała zbrodnia na Kresach Wschodnich miała makabryczny przebieg, a ukraińscy bandyci, nie przebierając w środkach, w bestialski sposób mordowali bezbronną ludność polską.
Apogeum tych straszliwych wydarzeń przypadło na lipiec 1943 roku. 11 i 12 lipca UPA napadło w skoordynowanym ataku około sto pięćdziesiąt polskich wsi i osad w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Tylko w niedzielę 11 lipca tego roku, spalonych i zrównanych z ziemią zostało pięćdziesiąt kościołów katolickich na Wołyniu. Ten właśnie dzień nazwano „krwawą niedzielą”. Oprawcy z UPA nie mieli litości dla nikogo – palili żywcem, wrzucali do studni, zabijali siekierami, młotkami i widłami, przecinali swoje ofiary piłami do drewna, a małe dzieci nabijali na sztachety w płotach. Ukraińcy wiedzieli, że w każdą niedzielę Polacy gromadzą się w swoich świątyniach na niedzielnych mszach, otaczali więc zwartym kordonem kościoły i mordowali sprawujących obrzędy kapłanów, a następnie wszystkich zebranych w świątyni wiernych.
Według szacunków polskich historyków ukraińscy bandyci zamordowali w tamtym czasie około sto tysięcy Polaków, z czego od 40-60 tys. na Wołyniu, 20-40 tys. w Galicji Wschodniej, a co najmniej 4 tys. straciło życie na terenach dzisiejszej Polski.
Coroczne obchody rocznicy zbrodni wołyńskiej ukazują, że budzi się coraz większa świadomość na temat wydarzeń z 1943 roku. Prawda historyczna przez wiele lat była tłamszona przez tak zwaną „polityczną poprawność”, a zakłamywanie historii odbywało się z udziałem środowisk zarówno ukraińskich jak i, co tym bardziej przykre, polskich. Dziś, siedemdziesiąt lat po dokonaniu zbrodni, okazuje się, że „zwykli ludzie”, upamiętniając rocznicę, mają więcej odwagi i szacunku dla ofiar tej zbrodni, niż politycy, którzy przecież dobro narodu powinni stawiać na pierwszym miejscu. Dobitnie ukazuje to ubiegłoroczna uchwała polskiego parlamentu. Głosami posłów Platformy Obywatelskiej i Twojego Ruchu, Sejm RP odrzucił poprawkę do projektu Komisji Kultury i Środków Przekazu wskazującą, że „zbrodnia wołyńska na Polakach ze względu na jej zorganizowany i masowy wymiar to zbrodnia ludobójstwa”. Pozostała wersja, w której rzeź wołyńska jest nazwana „czystką etniczną o znamionach ludobójstwa”.
To kuriozalne określenie musi budzić sprzeciw. Konwencja ONZ z 1948 roku daje jasną definicję ludobójstwa. Jest to czyn „dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, taki jak: zabójstwo członków grupy, spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy”. Każdy, kto posiada choćby podstawową wiedzę na temat kształtu wydarzeń z 1943 roku, musi zauważyć, że eksterminacja Polaków na Wołyniu spełnia w każdym aspekcie wymogi tej definicji. Ze względu na sposób dokonywania mordów i stosowania szerokiego spektrum tortur przez UPA na Polakach z Wołynia i Galicji Wschodniej, Rzeź Wołyńska była szczególnie okrutnym ludobójstwem. Banderowcy posługiwali się metodami, których nie stosowali nawet Niemcy i Sowieci, stąd też dla podkreślenia wyjątkowego bestialstwa rzezi na Wołyniu stosuje się określenie “genocidum atrox” – ludobójstwo okrutne.
Co więc kierowało posłami PO i Twojego Ruchu, gdy odmawiali nazwania rzeczy po imieniu i uznania tej zbrodni za ludobójstwo? Janusz Palikot stwierdził, że „po setkach lat kolonizacji tych ziem przez nas, Polaków właśnie, można rozumieć Ukraińców, a przecież i Polacy, choć w mniejszej skali, dokonali mordów”. Z kolei Radosław Sikorski odwołał się do specyficznego argumentu, mianowicie wezwał, aby „nie upokarzać Ukrainy”. Równocześnie ministrowi najwidoczniej nie przeszkadza fakt, że w zamian została upokorzona prawda i pamięć o ofiarach. Nie od dziś wiadomo, że polityka zagraniczna w wydaniu ministra Sikorskiego koncentruje się wokół tego, by nikomu się nie narazić, zgadzać się na wszystko i nie podskakiwać. Efekt prowadzenia „polityki na kolanach” jest taki, że Polakom można pluć w twarz, a będą udawać, że pada. Można więc, mówić o „bratobójczych walkach” na Wołyniu, a proporcje zamordowanych po jednej i drugiej stronie pomijać milczeniem. W imię specyficznie rozumianej przyjaźni z Ukrainą oraz pilnowania „europejskich perspektyw” posłowie PO i TR całkowicie zlekceważyli coś znacznie ważniejszego – prawdę o tym, co wydarzyło się na Kresach. Politycy najwidoczniej nie rozumieją, że pojednanie i partnerskie relacje można budować tylko na prawdzie i wzajemnym poszanowaniu. I nie chodzi tu o piętnowanie czy upokarzanie kogokolwiek, ale o pielęgnowanie pamięci i prawdy, zgodnie z hasłem „nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary”.
Artykuł pochodzi z portalu Nowa Strategia:
Zdjęcia: Grafika Patriotyczna