Jako kapłan angażuje się w liczne przedsięwzięcia patriotyczne i społeczne. Od wielu lat walczy o pamięć ofiar ludobójstwa, którego dopuścili się ukraińscy nacjonaliści z OUN-UPA. Często za to właśnie jest krytykowany przez niektórych proukraińskich polityków i działaczy. Zapraszamy Państwa do przeczytania wywiadu z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim.
Krzysztof Mazur: Choć dopiero zaczął się nowy rok, warto podsumować to, co działo się w ubiegłym. Jaki więc był rok 2016 dla tych, którzy walczą o pamięć pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów?
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Na pewno był to rok przełomowy, bo doszło do dwóch bardzo ważnych wydarzeń. Najpierw polski parlament przyjął uchwałę, w której po raz pierwszy od ponad 70 lat ludobójstwo zostało nazwane po imieniu. Na początku lipca uczynił to Senat, a później Sejm. Jednak Sejm w tym przypadku był blokowany. Chodzi tutaj o naciski ze strony ukraińskiej. Doszło wręcz do sytuacji kuriozalnej, że Marszałek Sejmu – Marek Kuchciński – ustąpił pod presją przewodniczącego parlamentu w Kijowie i nie dopuścił do tego, by ta uchwała została przyjęta przed 11 lipca, czyli rocznicą tzw. Krwawej Niedzieli na Wołyniu, która była apogeum tego ludobójstwa. Niemniej jednak uchwały zostały przyjęte. W Senacie Prawo i Sprawiedliwość było za, przeciwko natomiast opowiedziała się Platforma Obywatelska, która na szczęcie jest w mniejszości. Sejm uchwałę przyjął 22 lipca. Nie było ani jednego głosu przeciwko, co trzeba wyraźnie powiedzieć, 430 posłów głosowało za, a jedynie kilkunastu się wstrzymało.
Wśród nich byli posłowie .Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej…
Ale tylko niektórzy. Zdecydowana większość posłów z tych ugrupowań głosowała za tą uchwałą. Byli też tacy, którzy, choć pojawili się wtedy na sali, to nie wzięli udziału w głosowaniu. Wśród nich byli przedstawiciele Platformy Obywatelskiej i dwóch ministrów z rządu Prawa i Sprawiedliwości – Witold Waszczykowski i Antoni Macierewicz. Obaj są gorliwymi zwolennikami sojuszu z Ukrainą i nie chcieli w żaden sposób narazić się stronie ukraińskiej. Niemniej, obie uchwały przeszły. W nich nie tylko nazwano ludobójstwo po imieniu, ale wskazano także sprawców – OUN, UPA I SS GALIZIEN. Oprócz tego oddano hołd sprawiedliwym Ukraińcom, którzy ratowali Polaków oraz, co jest również ważne, rodzinom kresowym, które walczyły o prawdę i tym wszystkim polskim patriotom działającym w myśl zasady: „Nie o zemstę, lecz o pamięć nam chodzi”. Jest to tylko uchwała, ale uznać należy to za przełom. Czekamy jednak na kolejny krok, czyli ustawę oddającą cześć nie tylko ofiarom, lecz potępiającą również ideologię banderowską i ustanawiającą 11 lipca Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów.
W tej chwili jasną deklarację dla poparcia takiej ustawy zgłosili jedynie posłowie z Klubu Kukiz’15.
Tak, to prawda. Stąd więc chcę potwierdzić, że te uchwały były przełomowe, ale nie wszystko zostało jeszcze zrobione. Nadal jest kilka spraw, które polski parlament musi podjąć. W tej chwili za ustawą w wersji wspominanej wcześniej są posłowie z Klubu Kukiz’15. Muszę jednak dodać, że posłowie Prawa i Sprawiedliwości są bardzo podzieleni. W tej partii jest wyraźna frakcja proukraińska i to wręcz skrajna, można nawet nazywać ją probanderowską. Boją się oni Jarosława Kaczyńskiego, ale jednak dużo szkodliwych działań w obrębie PiS prowadzą. Powróćmy jednak do tego roku 2016. Drugim bardzo ważnym wydarzeniem był film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń”. Już od czterech lat wzbudzał on różne emocje. Był zaciekle atakowany zanim jeszcze znalazł się na ekranach kin. Przede wszystkim przez środowisko giedroyciowców, wierzących nadal w utopijną wizję Jerzego Giedroycia, że przemilczenie prawdy o Kresach zbuduje dobre stosunki z Ukrainą. Oprócz tego, film krytykowany był przez Związek Ukraińców w Polsce, który kierowany jest przez Piotra Tymę. On sam zaprzecza ludobójstwu. Mimo to film się ukazał. W ciągu trzech miesięcy od premiery, na ten obraz poszło półtora miliona Polaków. Trzeba to uznać za niezwykle pozytywny wynik. I to odegrało dużą rolę w świadomości Polaków. Uchwały to rzeczy ważne jedynie dla pewnej grupy ludzi.
Jakby nie patrzeć, to jednak akt bardziej polityczny.
Tak, a nie wszyscy polityką się interesują, i nawet nie odróżniają uchwały od ustawy. Natomiast film Wojciecha Smarzowskiego trafił do ludzi. I chodzi tutaj o wszystkie grupy społeczne, w tym młodzież, która z ekranu mogła dowiedzieć się, co tak naprawdę na Wołyniu się stało. Moim zdaniem, film zrobiony został bardzo uczciwie, w oparciu o nowele pana Stanisława Srokowskiego ze zbioru „Nienawiść”. Obraz Smarzowskiego pokazuje też wiele trudnych spraw, w tym przyczyny, które doprowadziły do ludobójstwa. Jest w nim mowa również o tych uczciwych Ukraińcach, którzy ratowali Polaków, jak i Polską akcję odwetową. Jeśli chodzi o oddanie prawdy historycznej, to film został bardzo dobrze przygotowany. Dla mnie natomiast szokiem było to, że został on zaatakowany, pomimo przecież pozytywnych opinii krytyków filmowych, przez niektórych ideologów. Chodzi mi tutaj m.in. o Pawła Kowala i Agnieszkę Romaszewską. Ich opinie były krzywdzące, opierały się jedynie na tym, że ten obraz może popsuć relację z Ukrainą. Natomiast sam rząd ukraiński także zachował się fatalnie, bo, zabraniając projekcji, po prostu udowodnił, że jest on filmem wartościowym.
Skoro jesteśmy już przy działaniach politycznych: skąd się bierze, księdza zdaniem, taka niechęć niektórych polityków związanych z Prawem i Sprawiedliwością do nazywania tej zbrodni ludobójstwem? Czy w tym wszystkim naprawdę chodzi jedynie o sojusz z Ukrainą i niechęć do Rosji? W PiS są też takie osoby jak np. Michał Dworczyk, który jednak dużo zrobił, by uchwała została przyjęta przez parlament. Z drugiej strony jednak nie brakuje osób takich jak pani Małgorzata Gosiewska czy Jarosław Sellin, który przecież podczas przemówienia sejmowego twierdził, że winę za ludobójstwo ponoszą tak naprawdę sowieci…
Chcę jeszcze raz podkreślić, że w tej sprawie PiS jest bardzo podzielony. Przekonałem się zresztą sam podczas wielu dyskusji, że ten temat tam wywołuje skrajne emocje. Zdecydowana większość posłów, jak i sami wyborcy, chcą prawdy. Chcą prawdy o Wołyniu, o Katyniu, gdzie także dokonano ludobójstwa, czy o tragedii smoleńskiej. Jest natomiast grupa osób, która odwołuje się do teorii tak zwanego prometeizmu, mówiącej o jakiejś wielkiej roli do odegrania przez Polskę i o tym, że dla niej trzeba poświęcić pewne sprawy. W tym pamięć o Kresach i mieszkających tam nadal Polakach. Ciekawe jest to, ze zwolennicy takich teorii są nie tylko w PiS, ale i w PO czy .Nowoczesnej. Można więc powiedzieć, że jest to grupa ludzi, która ponadpartyjnie, świadomie oraz za wszelką cenę stara się sojusz z Ukrainą przedstawić jako polską rację stanu. Wynika to w jakimś sensie z rusofobii tych osób. Nie da się ukryć, że ta nienawiść do Rosji czasami ma irracjonalne pobudki, co nie zmienia faktu, że ci ludzie wpływają na politykę naszego państwa. Są takie osoby, jak na przykład Przemysław Żurawski vel Grajewski, który jest współpracownikiem Witolda Waszczykowskiego, które naprawdę działają na szkodę rodzin ofiar OUN-UPA. To właśnie on kilka lat temu na łamach „Gazety Polskiej” pisał, że nie powinno się przyjmować uchwały potępiającej ludobójstwo. No i jest także pani Małgorzata Gosiewska, u której działa fascynacja Ukrainą i Ukraińcami. Świadczą o tym jej podróże do oddziałów banderowskich. Z przykrością też muszę powiedzieć, że Kancelaria Prezydenta Andrzeja Dudy nie potrafi zająć jasnego stanowiska w tej sprawie. Sam prezydent, który zresztą zabiegał o głosy Kresowian, mimo tego, że był dwa razy na Ukrainie, nie podjął tematu ludobójstwa publicznie. Nie odwiedził także żadnego z cmentarzy ofiar UPA. W tej kwestii również prezydent prowadzi taką politykę, by nie drażnić strony ukraińskiej. Wszelkie ustępstwa wobec Ukrainy kończą się tym, że w Polsce nadal jest jakiś lęk przed nazywaniem rzeczy po imieniu, a druga strona oficjalnie gloryfikuje ludobójców. Przykładem jest ustawa z kwietnia 2015 roku uchwalona w parlamencie ukraińskim, zresztą w dniu wizyty ówczesnego prezydenta Polski – Bronisława Komorowskiego. Uważam, że Ukraińcy odbierają brak reakcji odnośnie tych tematów jako przejaw słabości i wykorzystują to. Stąd jestem zdania, że ta probanderowska frakcja w partii rządzącej przynosi Polsce więcej strat niż pożytku.
Nie sposób także pominąć faktu, że na czele ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej stoi Wołodymyr Wjatrowycz – człowiek, który wręcz fanatycznie broni UPA i neguje ludobójstwo. Ma on przecież bardzo duży wpływ na prowadzenie takiej właśnie polityki historycznej przez stronę ukraińską.
Oczywiście. Jest to po prostu kłamca. Niczym minister propagandy III Rzeszy – Joseph Goebbels – manipuluje faktami. Ten człowiek dawno przekroczył już granicę zdrowego rozsądku, zresztą jest też potępiany przez środowiska ukraińskich historyków. Odnoszę wrażenie, że dla niektórych zwolenników wizji Giedroycia jest on wyrocznią. Zwróćmy uwagę chociażby na wysadzenie pomnika w Hucie Pieniackiej. Kiedy pojawiła się informacja o tym, to właśnie Telewizja Polska cytowała Wjatrowycza. To jest wina strony polskiej. Nie chodzi tutaj oczywiście o naród, a jedynie o pewną wizję, według której Polska jest jakimś skulonym, słabym partnerem, potrafiącym przyjąć niemal wszystko. To taki partner, który nawet jak dostanie, mówiąc kolokwialnie, po twarzy, to nadal będzie mówił, że będzie wspierał Ukrainę. Niestety, dla ludzi Wschodu, których mentalność znam, jest to przejaw zwykłej słabości, którą będą wykorzystywać. Ja widzę to także na przykładzie polityki ministra Waszczykowskiego. Moim zdaniem jest to najgorszy szef dyplomacji w ostatnich latach. Porusza się w tych sprawach niczym słoń w składzie porcelany. Dowodem jest nominacja pana Jana Piekło, który jest bardzo spolegliwy wobec kultu UPA i nawet wyraża wobec niego zrozumienie, na polskiego ambasadora w Kijowie.
Jan Piekło to człowiek, który zbrodnię wołyńską sprowadził wyłącznie do jakiegoś epizodu w historii, a także podkreślał, że nie widzi nic złego w kulcie Stephana Bandery.
No właśnie. Krytykował także film Wołyń. Z tą nominacją to jest trochę tak, jakby jakiś członek Ruchu Autonomii Śląska został ambasadorem w Berlinie. To jest dowód na to, ze Witold Waszczykowski prowadzi politykę na kolanach. Gdzie się da, to ustępuje i nie broni chociażby Polaków na Kresach. Chcę tutaj wyraźnie wskazać, że tak jak popieram rząd pani Beaty Szydło w sprawach reform społecznych, tak jednym z najsłabszych ogniw tego rządu jest właśnie pan Waszczykowski.
W kontekście relacji Polski z Ukrainą i Rosją, nie sposób tutaj pominąć osobę Antoniego Macierewicza. On także nie ukrywa swoich proukraińskich sympatii i wrogości wobec Rosji.
Moim zdaniem to jest kolejny utopista. Ja nie mam zamiaru wypowiadać się na temat jego zasług jako działacza politycznego. One oczywiście są. Ale te jego pomysły współpracy wojskowej z Ukrainą są utopią. Rzeczywiście, pan Macierewicz robi wiele, by stosunki z Rosją zaognić. Z drugiej strony nie widzę żadnych działań, które mogłyby wzmocnić naszą pozycję wobec Ukrainy. Mało tego: obecnie, kiedy Polska mocno się angażuje – chociażby finansowo – we wspieranie Ukrainy, są w naszym kraju setki tysięcy młodych ukraińskich mężczyzn, którzy nie walczą za swoje państwo. Więc pytam: to Polacy mają się za nich bić? W tych relacjach to jest tak, że my od drugiej strony nic nie wymagamy, natomiast my musimy wszystko dać. Niestety, w niektórych sprawach pan Macierewicz jest oderwany od rzeczywistości.
Z drugiej strony obrońcy bliskich stosunków z Ukrainą przypominają o geście, jaki rok temu wykonał Petro Poroszenko w przeddzień rocznicy Krwawej Niedzieli. Pojawił się wtedy pod Pomnikiem Rzezi Wołyńskiej na Żoliborzu, gdzie złożył kwiaty. Jak zatem odbierać taki ukłon, skoro Poroszenko wcześniej nie miał problemów z gloryfikowaniem banderowców?
To tylko świadczy o hipokryzji rządzących obecnie na Ukrainie. Przecież to właśnie Poroszenko podpisał ustawę gloryfikującą UPA. W niej jest zapis, że kto się sprzeciwia temu kultowi, może być ukarany. Tym samym zgadzamy się na to, że zgodnie z decyzją Poroszenki, każdy Polak, cudzoziemiec albo nawet Ukrainiec, który powie prawdę o zbrodniach tej formacji, może ponieść konsekwencje prawne.
Czy, księdza zdaniem, była to zagrywka pod publikę? Bo rzeczywiście trudno nie odnieść wrażenia, że, poza gestem, nie padły jakieś konkretne deklaracje.
Tak myślę. Był to właśnie taki gest pod kamery telewizyjne. Sam nie odciął się od tej gloryfikacji i nie nazwał ludobójstwa ludobójstwem. Stąd odbieram to jako działanie negatywne. Ja uważam, i nie boję się użyć tego określenia, że Poroszenko jest hipokrytą i zrobił to z wyrafinowaniem. Warto zwrócić uwagę na to, że obecnie na Ukrainie rozwijają się gwałtowne ruchy i prezydent ma coraz niższe poparcie. Spadło ono do z 55 do 18 procent. To też jest oligarcha, który jest właścicielem całego imperium produkującego artykuły żywnościowe, w tym słodycze. Określany jest przecież jako „król czekolady”. Swoje fabryki ma na Ukrainie, w Polsce, ale też w Rosji. Zresztą nawet w swoim państwie ma zagorzałych oponentów. Podczas wspomnianej już wizyty pod Pomnikiem Rzezi Wołyńskiej, towarzyszyła mu Nadia Sawczenko, która parę tygodni później nazwała go zdrajcą i zaczęła mówić o porozumieniu się z separatystami. W tym momencie na Ukrainie jest ogromny kocioł w polityce wewnętrznej. Dziś Poroszenko jest bohaterem, jutro może być zdrajcą. A w tym czasie Polska wykazuje olbrzymią naiwność, wykładając m.in. pieniądze i w zamian nic za to nie oczekując. Myślę, że na Ukrainie może ponownie dojść do gwałtownych zmian. Nie jest tajemnicą, że Ukraińcy dążą do Niemiec, co zresztą widać. A w tym czasie polskie władze nadal będą żyły mitami.
Może zatem poszukajmy jakichś pozytywnych aspektów. Od kilku lat jeździ ksiądz po Polsce i prowadzi wykłady dotyczące ludobójstwa. Jak to jest ze świadomością Polaków? Czy sprowadza się ona – jak niektóre kręgi starają się przedstawić – przede wszystkim do środowisk kresowych, i czy to głównie one zajmują się tą sprawą?
Tutaj następują zmiany, które ja zauważam od dziesięciu lat, kiedy to zacząłem jeździć po Polsce ze swoimi wykładami, na różnego rodzaju spotkania, prelekcje i wystąpienia. Te zmiany następują nawet dość szybko. Chodzi tutaj zwłaszcza o pokolenie ludzi młodych. Oni często są przeciwko poprawności politycznej i np. sprawę przemilczanego ludobójstwa traktują jako zakazany owoc. Im bardziej się o tym milczy, tym większe jest zainteresowanie. Często ci ludzie nie mają żadnych kresowych korzeni i nie mieli z tym tematem do czynienia w domu czy w szkole, ale jest Internet i portale społecznościowe. Widzę też wszelkiego rodzaju wydarzenia, które organizowane są niejednokrotnie poza tymi oficjalnymi, ale oczywiście nie brakuje też samorządów, bibliotek, które włączają się do takich akcji. Zresztą warto także wspomnieć o ostatniej kampanii wyborczej, kiedy ten temat przy różnych okazjach powracał. Wcześniej, jeszcze jako kandydat na prezydenta, gesty w stronę tego środowiska starał się robić Andrzej Duda. Trzeba też pamiętać o Pawle Kukizie, który tutaj jest osobą całkowicie wiarygodną. Jego ojciec, który sam był Kresowianinem, to autor licznych publikacji poświęconych tej tematyce. To pokazuje, że ten temat stał się w jakimś sensie ważny. Oczywiście nie dla wszystkich. Jednak ogromną rolę odegrał film „Wołyń”. To wszystko uświadomiło politykom, że już nie mogą musi bezkrytycznie wspierać Ukrainy przy jednoczesnym braku reakcji społeczeństwa. Zwróciłbym też uwagę na to, że nawet w czasie wspomnianej już kampanii prezydenckiej, wszyscy kandydaci, poza Andrzejem Dudą i Bronisławem Komorowskim, mówili o tym problemie. Stąd można wysnuć wniosek, że w PiS i PO jest swoisty blok ponadpartyjny. Jest spora część osób z obu tych ugrupowań, które akurat w tych sprawach ma bardzo zbliżone poglądy. Przykładem może być działacz PZPR Marcin Święcicki, który w temacie relacji polsko-ukraińskich ma takie samo zdanie jak pani Gosiewska.
Ostatnio odbyła się IX Patriotyczna Pielgrzymka Kibiców na Jasną Górę, gdzie ksiądz również był obecny. Pojawiały się różne negatywne komentarze, zwłaszcza ze strony środowisk lewicowych, krytykujących tę ideę. Co ksiądz o tym sądzi?
Środowisko kibicowskie jest bardzo zróżnicowane. Inną sprawą jest to, że salezjanie, wraz z głównym organizatorem tych pielgrzymek, czyli księdzem Jarkiem Wąsowiczem, podjęli się misji ewangelizacji tego środowiska. Tutaj celowo użyłem określenia ewangelizacja. To jest praca wychowawcza. I wciągu tych dziesięciu lat, według mnie, widać bardzo pozytywne owoce tej pracy. Pojawia się naprawdę bardzo dużo kibiców i miedzy nimi nie dochodzi do żadnych ekscesów. Poza tymi wartościami sportowymi, podkreślone są te ewangeliczne i patriotyczne. Wiele z osób tam obecnych jest dalej od Boga, ale dzięki tym pielgrzymkom to się zmienia. I nie bez powodu pielgrzymka ta jest też nazwana patriotyczną. Moim zdaniem jest to naprawdę ogromny sukces księdza Wąsowicza, który sam jest wieloletnim kibicem Lechii Gdańsk. Poza tym można powiedzieć, że jest to też działalność w jakimś sensie profilaktyczna, która może ograniczyć liczbę tych nieprzyjemnych ekscesów w tym środowisku.
Pojawiły się także zarzuty dotyczące samej pielgrzymki.
Trzeba tutaj powiedzieć, że są one kierowane przede wszystkim ze strony środowisk najbardziej wrogich kibicom. Mam na myśli „Tygodnik Powszechny” oraz „Gazetę Wyborczą”. Te środowiska wolałyby tutaj coś zdecydowanie innego, na przykład multi-kulti. Z wielką przykrością przeczytałem teksty dwóch kapłanów, księdza Andrzeja Draguły i jezuity Grzegorza Kramera, którzy nie widzieli pielgrzymki na własne oczy oraz w niczym organizatorom nie pomogli, jednak zdecydowali się na krytykę tego wydarzenia. To jest, moim zdaniem, ta nieuczciwość i mówię to z wielką przykrością. Bo jeśli już, to ich obowiązkiem jest się pojawić, pomóc i doradzić, a dopiero wtedy, gdyby okazało się, że coś jest nie tak, to skrytykować. Oczywiście „Tygodnik” i „Wyborcza” czepiły się szczegółów. Było tam kilka tysięcy osób, a jedna z nich trzymała transparent, na którym był krzyż celtycki, a ktoś miał na szaliku hasło zaczerpnięte z Wileńskiej Brygady Łupaszki. I na podstawie tych dwóch czynników zbudowano atmosferę wrogości wobec pielgrzymki i kibiców. I to jest, moim zdaniem, podłość. Nie jest natomiast tajemnicą, że w kościele krakowskim szykuje się rewolucja. Niebawem na stanowisko metropolity krakowskiego przybędzie arcybiskup Marek Jędraszewski, który według mnie ma bardzo jasne poglądy na sprawy religijne, społeczne i patriotyczne. Liczę na to, że uporządkuje on tutaj wiele spraw, które tego wymagają. Między innymi chodzi mi właśnie o „Tygodnik Powszechny”, który w środowisku katolickim narobił bardzo dużo zamieszania. Jego redakcja powinna opuścić lokal kurii. To też powinien być przykład dla innych diecezji, że należy jasno i jednoznacznie trzymać się określonych wartości, a nie je rozmywać i wchodzić w sojusze z otoczeniem „Gazety Wyborczej” .
No właśnie. Nominacja arcybiskupa Jędraszewskiego wywołała w środowiskach lewicowych niemałe zamieszanie. Według ich opinii, będzie to wielki krok w tył Kościoła.
Tu w grę wchodzi kilka elementów. Po pierwsze, środowiska lewicowe nigdy nie chciały dobrze dla Kościoła. Nie spotykałem się z tym, kiedy, już dawno temu, przez jakiś czas czytałem na przykład „Gazetę Wyborczą”. Widziałem tylko jakąś nagonkę i manipulację. Po prostu nie wierzę, by to środowisko, z Adam Michnikiem na czele oraz finansującym wiele ich działań George’em Sorosem, chciało dobra Kościoła. Po drugie, to właśnie oni starają się manipulować Kościołem. Dowodem tego jest podkreślenie poglądów papieża Franciszka na niektóre sprawy. Po jego wyborze mówiono przecież o tym, że „mamy pierwszego lewicowego papieża”. A jednak to papież Franciszek dokonuje bardzo wielkiej zmiany w polskim Kościele. Bo to jest, moim zdaniem, historyczna zmiana. Na ten urząd nie został powołany nikt z najbliższych współpracowników kardynała Stanisława Dziwisza. Oznacza to, że nie będzie kontynuacji jego polityki. Do Krakowa trafi osoba z zewnątrz, z Wielkopolski. Wcześniej arcybiskup Jędraszewski był metropolitą łódzkim, gdzie dał się poznać ze względu na swoje konkretne poglądy i odważne decyzje. Nie mam więc wątpliwości, że przychodzi on po to, by uporządkować pewne sprawy, z czego ja, kapłan tej archidiecezji, się cieszę. Wreszcie nastąpi rozróżnienie pewnych rzeczy. To też nie jest tak, że arcybiskup Jędraszewski jest zwolennikiem Prawa i Sprawiedliwości czy Radia Maryja. On traktuje ich jako partnerów do rozmowy, ale broni tych podstawowych wartości. To bardzo przyda się w Krakowie i nie mam też wątpliwości, że będą tutaj zmiany, w tym te personalne. Niektórzy się bardzo się tego boją i słusznie, ale większość wiernych i kapłanów będzie zadowolona.
Pod koniec 2016 roku głośno było o działalności różnych organizacji społecznych i pozarządowych, które dla wielu są symbolem niegospodarności i nieczystych interesów. Co ksiądz, jako osoba zaangażowana bezpośrednio w działalność fundacji, o tym wszystkim sądzi?
Uważam, że organizacje pozarządowe to wielkie osiągnięcie III Rzeczpospolitej. Wszystkie fundacje i stowarzyszenia, które grupują ludzi o dobrych intencjach, wykonują naprawdę ciężką pracę. W tym całym zamieszaniu nie można doprowadzić do tego, by wyrwać kąkol, ktoś może będzie chciał zniszczyć je wszystkie. Byłoby to wylanie dziecka z kąpielą. Nie da się jednak ukryć, że wszystkie ich działania muszą być transparentne i przejrzyste. Trzeba pamiętać o jasnych finansach. Nie może być tak, że dana organizacja „przejada” większość środków na pensje, szkolenia, prelekcje. Później okazuje się, że datki państwowe i społeczne są wykorzystywane do kupna na przykład drogich samochodów. To oczywiście można łatwo sprawdzić. Sam znam wiele fundacji i stowarzyszeń, które z ogromnym wysiłkiem prowadzą domy społeczne, ośrodki dla bezdomnych czy też szkoły. Na tym nikt nie zyskuje jakichś korzyści materialnych. Standardem jest, że wypłaca się pensję według jakichś stawek. Chodzi na przykład o personel takiego domu opieki. Często przy jego prowadzeniu pomagają wolontariusze. W tym wszystkim najważniejsza jest przejrzystość.
Dziękuję za rozmowę.
*Szczególne podziękowanie dla Natalii Matyaszewskiej za pomoc przy edycji wywiadu.