Wyniki wewnętrznych wyborów na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej dobitnie potwierdzają bezideowość i koniunkturalizm jej członków. Nie chodzi tu o wysokie zwycięstwo dotychczasowego szefa PO, Donalda Tuska. Istotnym wskaźnikiem jest tu bowiem frekwencja, która ostatecznie wyniosła nieco ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania.
Partia aktualnie znajdująca się u władzy już w swej nazwie podkreśla rzekomo proobywatelskie nastawienie i sprzyjanie rozwojowi tzw. społeczeństwa obywatelskiego – samoorganizującego się i świadomego swej roli w demokratycznym procesie wyborczym. Każde wybory, samorządowe, parlamentarne czy prezydenckie, poprzedzane są szeroko zakrojonymi kampaniami profrekwencyjnymi przekonującymi przeciętnego Kowalskiego jak ważny jest jego głos. Wrzucenie kartki z głosem do urny wyborczej jest już od dawna lansowane jako przejaw współczesnego, „nowoczesnego” patriotyzmu stawianego tuż obok rzekomo tak wysoce patriotycznego gestu jak rozliczenie PIT-a czy, za przeproszeniem, zbieranie w parku kup po psie. Według tak prowadzonej narracji – kto nie głosuje nie jest dobrym patriotą. Szeregowi działacze PO pokazali, że jest to kolejna bajeczka dla naiwnych i postanowili w swej masie nie wybierać przewodniczącego.
Dziś, tak jak za komuny, należy zapisać się do partii rządzącej aby polepszyć sytuację, ale wyłącznie swoją, swojej rodziny i kolesi. Należy w tej partii trwać, nie wychylać się i jedynie czerpać korzyści. Jeśli napotkamy na jakieś tarcia frakcyjne dobrze jest opowiedzieć się za najsilniejszym, a jeszcze lepiej w ogóle się nie odzywać i czekać na rozwój wypadków. Identyczna sytuacja była w 2010 r. podczas nieco dziś zapomnianych, a wtedy szumnie reklamowanych prawyborów mających wyłonić kandydata PO na prezydenta Polski. Wówczas frekwencja wśród działaczy wyniosła również ok. 50 proc. Wtedy połowie członków PO obojętne było czy wygra Radek Sikorski czy Bronisław Komorowski, niezależnie od tego, że obaj przedstawiali nieco inne wizje swej prezydentury. Dziś obojętne jest im kto będzie stał na czele ich partii. Nie ważne czy będzie to Donald Tusk czy bardziej konserwatywny Jarosław Gowin. Ważne jest aby niewłaściwym wyborem nie podpaść wygranemu co mogłoby utrudnić wygodne czerpanie profitów z trzymania się przysłowiowego żłoba. Wszak korzyści materialne są ważniejsze niż jakakolwiek idea…
Czytaj także: Wybory parlamentarne 2015 [Relacja na żywo]
fot. Yonash3k/ wikimedia commons