17 września 1939 roku, wschodnią granicę II Rzeczpospolitej przekroczyły pierwsze oddziały Armii Czerwonej. Stalin bez wcześniejszego wypowiedzenia wojny rozpoczął agresję na cały czas broniące się jeszcze na zachodzie państwo polskie. Z okazji tego bolesnego wydarzenia już po raz drugi postaram się odpowiedzieć na kilka pytań i przy okazji rozwiać kilka ciążących mitów na temat historii wojny obronnej Polski z 1939 roku.
Czy można było uniknąć agresji sowieckiej we wrześniu 1939 roku?
Niestety odpowiedzi na to pytanie można udzielić praktycznie w jednym krótkim stwierdzeniu – nie można było. W przeciwieństwie do agresji niemieckiej z 1 września, która według niektórych hipotez była pod pewnymi mocno kontrowersyjnymi warunkami do uniknięcia, to atak Armii Czerwonej na II Rzeczpospolitą i tak musiał kiedyś nastąpić. Źródło problemu polsko-sowieckiego znajdowało się jeszcze w Traktacie Ryskim z 1921 roku. Sowiecka Rosja przegrawszy wojnę z Polską, zmuszona była do podpisania niekorzystnego dla niej traktatu i tym samym zrzeczenia się części terytorium uważanej do tej pory za własną strefę wpływów. Stalin, który przez swój oportunizm i chęć zrobienia kariery w Armii Czerwonej przyczynił się do klęski Tuchaczewskiego pod Warszawą, nie mógł darować Polakom tego upokorzenia. Podpisanie paktu Ribbentrop – Mołotow 23 sierpnia 1939 roku jedynie „legitymizowało” go do wzięcia rewanżu na znienawidzonym polskim wrogu i odzyskaniu tego, co w jego mniemaniu było ZSRR należne. Reasumując – Stalin tylko czekał kiedy nadarzy się odpowiednia okazja, aby znowu ruszyć na zachód i powiększać nabytki terytorialne kosztem innych państw i narodów. Kilka miesięcy później to samo próbował zrobić z Finlandią, jak wiadomo z bardzo nieciekawym dla Armii Czerwonej skutkiem.
Dlaczego Stalin zdecydował się na atak dopiero 17 września?
Przyczyn opóźnienia ataku na Polskę ze strony ZSRR było kilka. Od początku wybuchu wojny niemiecko – polskiej Stalin uważnie obserwował zmiany jakie zachodziły na froncie. Załamanie się polskiej obrony granicznej na zachodzie w dniach 1-2 września, utrata kolejnych kluczowych miast takich jak Poznań, Gdynia, Bydgoszcz, Kraków i wycofywanie się poszczególnych armii polskich w głąb kraju wcale nie musiało decydować o ostatecznej klęsce. Stalin z natury podejrzliwy i ze skłonnościami do popadania w paranoję cały czas miał w pamięci przełomowy moment wojny 1921 roku – kontruderzenie znad Wieprza i w konsekwencji rozgromienie triumfalnie maszerującej na Warszawę Armii Czerwonej. Według niego nie było pewności, że pozornie pobita i wycofująca się armia polska nie wykona znowu spektakularnego manewru i nie zmienią się przesądzone losy kampanii. Kolejnym problemem powodującym zwłokę radzieckiego wodza była niejasna sytuacja na Dalekim Wschodzie. Ekspansjonistyczne nastawienie Japonii, opanowanie na początku XX wieku i definitywne podporządkowanie w 1931 roku przez japońską Armię Kwantuńską Mandżurii, starcia graniczne między Cesarska Armią Japonii a oddziałami radzieckimi (walki nad jeziorem Chasan, bitwa nad Chałchyn-goł) zniechęcały Stalina do podejmowania działań na kolejnych frontach. Dopiero definitywne zaniechanie ekspansji w kierunku północnym ze strony Japonii, kończące się podpisaniem paktu o nieagresji, utwierdzało dyktatora w przekonaniu o bezpieczeństwie na Dalekim Wschodzie i otwierało drogę do podejmowania działań na zachodzie. Jeszcze jednym istotnym czynnikiem, który przeważył o podjęciu decyzji przez Stalina, była bierna postawa państw zachodnich wobec niemieckich działań w Polsce. Konferencja międzysojusznicza w Abbeville, która odbyła się 12 września 1939 roku definitywnie utwierdziła ZSRR w przekonaniu, że alianci polscy nie podejmą żadnych znaczących działań militarnych w celu udzielenia pomocy.
Kto oprócz stron zainteresowanych wiedział o istnieniu tajnych porozumień paktu Ribbentrop – Mołotow?
Samo spotkanie dwóch ministrów spraw zagranicznych III Rzeszy i ZSRR, odpowiednio Joachima Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa miało jak najbardziej jawny i oficjalny charakter. Porozumienie przez nich asygnowane zakończyło się podpisaniem dwustronnego paktu o nieagresji między wyżej wymienionymi krajami oraz kilku pomniejszych umów będących pokłosiem wcześniejszej już współpracy. To co było jednak najistotniejsze, to fakt istnienia dodatkowych tajnych porozumień jako pilnie strzeżonej tajemnicy przez obydwie strony. Dotyczyły one podziału strefy wpływów między obydwoma mocarstwami kosztem niepodległości lub terytoriów krajów takich jak Polska, Finlandia, Rumunia i państw bałtyckich. Obecny stan wiedzy historycznej pozwala z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że o dalszym losie II Rzeczpospolitej i jej sąsiadów wiedzieli praktycznie wszyscy istotni gracze areny międzynarodowej, za wyjątkiem samych zainteresowanych. Z faktu istnienia tajnych porozumień zdawali sobie sprawę między innymi: Brytyjczycy, Francuzi, USA, Włosi i przypuszczalnie wywiad estoński. Brytyjczycy i Francuzi celowo nie poinformowali strony polskiej o tych rewelacjach, nie chcąc w ten sposób osłabiać polskiego „entuzjazmu” w stawianiu dalszego jeszcze wtedy dyplomatycznego a potem ewentualnie już militarnego oporu Hitlerowi. Stany Zjednoczone nie były żywo zainteresowane sytuacją w Europie, forsując dalej politykę nieangażowania się w sprawy wykraczające poza ich strefę oddziaływania (Ameryka Środkowa i Południowa, Filipiny, Liberia). Natomiast Włochy Mussoliniego zaczęły coraz mocniej obierać proniemiecki kurs polityki zagranicznej i ujawnienie czegokolwiek byłoby całkowicie sprzeczne z ich interesem.
Czy polski rząd rzeczywiście uciekł pozostawiając kraj na pastwę agresorów?
Odpowiedź, którą udzielę na to pytanie będzie kontrowersyjna i na pewno spotka się z pewnym niezrozumieniem. Wraz z opuszczeniem Warszawy przez prezydenta, premiera, naczelnego wodza oraz kilku innych ważnych osobistości z powodu zbliżającego się wroga i w konsekwencji bezpośredniego zagrożenia stolicy, powstała nowa koncepcja obronna. Centrum dowodzenia obroną kraju miało zostać przeniesione na przedmoście rumuńskie, na południowy – wschód kresów II Rzeczpospolitej, daleko za linią frontu i nieosiągalne dla lotnictwa niemieckiego. Wraz z informacją o przekroczeniu wschodniej granicy przez Armię Czerwoną, władze zdecydowały się na ewakuację. Należy zastanowić się co by było, gdyby jednak rząd i inne ważne osobistości pozostały w kraju. Wraz z dostaniem się do niewoli polski rząd zostałby zmuszony do podpisania kapitulacji tak jak zrobiły to potem władze Belgii, Holandii i Francji. Kapitulacja automatycznie wyłączałaby stronę polską w świetle prawa międzynarodowego z dalszego udziału w wojnie jako strony walczącej. Przypuszczalnie też prezydent Ignacy Mościcki, premier Felicjan Sławoj-Składkowski i wódz naczelny Edward Rydz-Śmigły trafiliby do obozu koncentracyjnego KL Buchenwald jako tzw. więźniowie specjalni. Taki właśnie los spotkał kilka miesięcy później Leona Bluma – premiera Francji i Marszałka Francji Maurice Gamelina. Nie mamy też pewności, czy niemiecka administracja cywilna terenów okupowanych, nie chciałaby wzorem Protektoratu Czech i Moraw powołać rządu kolaboracyjnego. Ewakuacja rządu i prominentnych osobistości II Rzeczpospolitej do Rumunii i częściowo do przyjaźnie nastawionych Polakom Węgier była bardzo dobrym rozwiązaniem pozwalającym na kontynuację walki na obczyźnie. Propaganda PRL przedstawiała to wydarzenie jako hańbiący czyn świadczący o tchórzostwie i konformizmie ówczesnych elit. Jednak dzięki „ucieczce” możliwe było zachowanie ciągłości istnienia państwa polskiego i jego legalnej władzy na emigracji, najpierw we Francji a potem w Londynie. Osobom, które nie są przekonane co do słuszności tego rozwiązania, polecam wzorzec Jugosłowiański a wcześniej Etiopski. W obydwu wypadkach rządy udały się na emigrację i dbały jak mogły o interesy swoich okupowanych ojczyzn.