Przez amerykańskie media przetacza się fala spekulacji o potencjalnym ubieganiu się Marka Zuckerberga na urząd prezydenta USA. Zdaniem komentatorów, na przygotowania do takiej decyzji wskazuje cały szereg posunięć założyciela popularnego serwisu Facebook.
Wśród noworocznych postanowień Zuckerberga, które ten tradycyjnie upublicznia, znalazł się zapis o planie spotkań z mieszkańcami „w każdym stanie Ameryki”. Dziennikarze szybko podjęli temat i doszli do wniosku, że ta deklaracja nie pasuje do postanowień Zuckerberga z lat wcześniejszych. Ich zdaniem brzmi to raczej jak… początek kampanii wyborczej. A to dopiero początek wyliczanki.
Jeszcze w czerwcu zeszłego roku akcjonariusze jego spółki wyrazili zgodę, aby Zuckerberg mógł potencjalnie wziąć urlop w nieograniczonym wymiarze. Celem takiej przerwy w działalności zawodowej miałaby być… „praca w rządzie”. Wcześniej taki urlop mógł trwać dwa lata, a kadencja prezydenta trwa przecież cztery. Dodatkowo, podczas ewentualnej prezydentury lub sprawowania innej funkcji w rządzie, Zuckerberg będzie mógł jednocześnie zachować kontrolę nad Facebookiem.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Co więcej, w organizacji charytatywnej Facebooka został zatrudniony David Plouff. Ten sam, który doradzał Barackowi Obamie podczas jego zwycięskiej kampanii prezydenckiej w 2008 r. Czy osoba z takim doświadczeniem, zajmie się u Zuckerberga wyłącznie pracą charytatywną?
W kontekście ewentualnego startu wyborczego Zuckerberga, komentatorzy przywołują też fakty, które jakby się mogło wydawać mają mało wspólnego z polityką. Chodzi tu np. o jego bożonarodzeniową deklarację o tym, że nie jest on już ateistą, jak wcześniej się określał. W konserwatywnych stanach południowych kandydat-ateista nie miałby w ogóle czego szukać. Przegrałby z kretesem. Taka deklaracja wiele zmienia.
Do układanki pasuje nawet wiek twórcy Facebooka. W minionym roku Zuckerberg miał 32 lata więc nie mógł wystartować. W USA kandydat na prezydenta musi mieć ukończone 35 lat. Podczas kolejnych wyborów w 2020 r. takiego problemu już nie będzie. W kampanii przyda się też jego majątek szacowany na ok. 52 mld dolarów. Czy w kolejnych wyborach rzuci rękawicę innemu miliarderowi Donaldowi Trumpowi?
Źródło: forbes.pl
Fot. Wikimedia