Jędrzej Kitowicz to katolicki ksiądz, ale jednocześnie historyk i pamiętnikarz żyjący w XVIII wieku. Pozostawił po sobie słynne dzieło pt. „Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III”, w którym opisał m.in. zwyczaje związane z dyngusem.
Tradycja oblewania się wodą sięga z pewnością XIV wieku, ale według niektórych źródeł, to zwyczaj zaczerpnięty jeszcze z tradycji słowiańskiej. I chociaż dzisiaj być może występuje nieco rzadziej, to w dalszym ciągu są miejsca, w których tradycja lanego poniedziałku jest skrupulatnie kultywowana.
Dyngusowe zwyczaje jeszcze w czasach Rzeczpospolitej Szlacheckiej musiały być na tyle popularne, że osobny rozdział w swoim dziele „Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III” poświęcił im ks. Jędrzej Kitowicz. Przyjrzyjmy się bliżej jego opisowi, który wykazuje wyraźnie, jak różnie obchodzony był ten zwyczaj.
Na samym wstępnie ks. Kitowicz zaznacza, że zwyczaj dyngusa podzielony był na dwie części. Poniedziałek Wielkanocny był dniem, w którym mężczyźni oblewali wodą kobiety. Wtorek z kolei, a także inne dni to czas zarezerwowany na to, żeby kobiety mogły polewać mężczyzn. Historyk zaznacza, że miały one prawo robić to aż do Zielonych Świątek, czyli święta Zesłania Ducha Świętego, jednak trwał on zwykle przez kilka dni.
Warto przy tej okazji zaznaczyć, że najczęściej dyngus trwał dwa dni. Kolejne były raczej teorią, w praktyce wówczas polewano się wodą rzadziej. Oddajmy głos księdzu Kitowiczowi: „Była to swawola powszechna w całym kraju tak między pospólstwem, jako też między dystyngowanymi: w poniedziałek wielkanocny mężczyźni oblewali wodą kobiety, a we wtorek i w inne następujące dni kobiety mężczyzn, uzurpując sobie tego prawa aż do Zielonych Świątek, ale nie praktykując dłużej jak do kilku dni„ – pisze historyk.
W dalszym ciągu ks. Kitowicz skupia się na tych najbardziej dystyngowanych osobach. Polewały się one delikatną pachnącą wodą za pomocą małych sikawek albo flaszeczek. „Oblewali się rozmaitym sposobem. Amanci dystyngowani, chcąc tę ceremonią odprawić na amantkach swoich bez ich przykrości, oblewali je lekko różaną lub inną pachnącą wodą po ręce, a najwięcej po gorsie małą jaką sikawką albo flaszeczką” – czytamy.
Nie wszyscy jednak potrafili się w ten sposób ograniczyć. Jak podkreśla historyk, gdy towarzystwo było bardziej swawolne, pozwalało sobie naprawdę na wiele. Ks. Kitowicz wspomina o gonitwach, donoszeniu wody i innych praktykach rozhulanego towarzystwa. „Którzy zaś przekładali swawolą nad dyskrecją, nie mając do niej żadnej racji, oblewali damy wodą prostą, chlustając garnkami, szklenicami, dużymi sikawkami i prosto w twarz lub od nóg do góry. A gdy się rozswawolowala kompania, panowie i dworzanie, panie, panny, nie czekając dnia swego, lali jedni drugich wszelkimi statkami, jakich dopaść mogli; hajducy i lokaje donosili cebrami wody, a kompania dystyngowana, czerpiąc od nich, goniła się i oblewała od stóp do głów, tak iż wszyscy zmoczeni byli, jakby wyszli z jakiego potopu” – czytamy.
Widać więc, że podział na, nazwijmy to „męski” poniedziałek i „żeński” wtorek był niekiedy tylko teoretyczny. Gdy zabawa poniosła wszystkich, kobiety nie mogły przecież pozostać dłużne.
Błędem jest myślenie, że wówczas nie przejmowano się żadnymi zniszczeniami. Wręcz przeciwnie. Ks. Kitowicz zaznacza, że, szczególnie w przypadku młodych małżeństw, specjalnie zakładano najgorsze ubrania, a nawet wynoszono drogocenne meble, by te nie ucierpiały podczas dyngusowych zabaw. „Stoły, stołki, kanapy, krzesła, łóżka, wszystko to było zmoczone, a podłogi – jak stawy – wodą zalane. Dlatego gdzie taki dyngus, mianowicie u młodego małżeństwa, miał być odprawiany, pouprzątali wszystkie meble kosztowniejsze i sami się poubierali w suknie najpodlejsze, takowych materyj, którym woda niewiele albo wcale nie szkodziła” – czytamy.
Jaka była największa „nagroda” dyngusa? Według ks. Kitowicza celem wszystkich było przyłapanie i zmoczenie damy jeszcze w łóżku. Dlatego też wszystkie panie starały się, by w ten dzień wstać jak najwcześniej i nie dać się przyłapać podczas snu. Z pewnością do dziś dla nikogo taka pobudka nie jest przyjemna. Oddajmy znów głos ks. Kitowiczowi: „Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już ta nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami i pierzynami jak między bałwanami; przytrzymana albowiem od silnych mężczyzn nie mogła się wyrwać z tego potopu; którego unikając, miały w pamięci damy w ten dzień wstawać jak najraniej albo też dobrze zatarasować pokoje sypialne. Ile zaś do mężczyzn, ci w łóżkach nie mogli podlegać od kobiet takowej powodzi, mając większą siłę do odporu, a słabszy atak przez naturalny wstyd, nie pozwalający kobietom ujmować i dotrzymywać krzepko mężczyznę rozebranego”.
Widać więc wyraźnie, że pobudka taka nie była z całą pewnością przyjemna. Nic więc dziwnego, że kobiety starały się za wszelką cenę jej uniknąć. Wiele bowiem wskazuje na to, że mężczyźni z pewnością nie odpuściliby okazji do tego, by „zapominalskiej” pani dać nauczkę.
Zapraszamy do dalszej części tekstu. Można ją znaleźć pod TYM adresem.